8.

89 8 24
                                    

Komisarz Peterville nerwowow stukał długopisem w biurko. Minęły dwa dni od próby zabójstwa Leo Rofocale w szpitalu, a jego ekipa nie była nawet o krok od wykrycia sprawcy. Odciski pobrane ze strzykawki nie figurowały w bazie danych. Nawet rozesłanie portretu pamięciowego nie przyniosło efektu. Pozostawało tylko czekać, aż mąż Asmodeusza zostanie wybudzony ze śpiączki. Tina przekazału mu informację, że ma to nastąpić już dziś wieczorem, więc najprawdopodobnie za dzień, dwa będzie mógł przesłuchać Leo.

Jego rozmyślania przerwało pojawienie się na jego biurku kręgu komunikacyjnego. W holograficznym obrazie ukazał się inspektor Hilmes z World End. 

- Dobry, Victorze. Chyba mamy tego ptaszka, który chciał zabić twojego szwagra.

- No wreszcie jakaś dobra wiadomość. Daj mi pięć minut, a zaraz go zabiorę na przesłuchanie do Lost Paradise.

- No... z tym może być problem. Facet od godziny leży w naszej kostnicy.

- Cholera jasna... Zaczęliście już sekcje?

- Patolog wstępnie go obejrzał, ale przyczyna śmierci jest widoczna. Facet ma w piersi dziurę wielkości pięści. I to na wylot.

- Ech, dobra. Mimo to i tak zaraz będę. Tylko zgarnę moich ludzi.

Tak jak zapowiedział Victor, kilka minut później on i jego podwładni byli już na komendzie w World End, na ziemiach rodu Rofocale. Obecnie zjeżdżali na sam dół budynku, gdzie urzędował miejscowy patolog.

- Co ustaliliście? - Victor zadał pytanie Hilmesowi.

- Facet nazywał się Drake Arlowsky, diabeł średniej klasy. Do tej pory miał czystą kartotekę, nawet mandatu za przekroczenie prędkości nigdy nie dostał. Za to miał spore długi, w tym u twojego brata. Trupa znaleziono w magazynach portowych. Cieć robił obchód i niemal się o niego potknął. No, jesteśmy - mruknął Hilmes, gdy winda się zatrzymała - Uprzedzam, że nasz patolog należy do Grigori i jest... specyficzny.

Weszli do kostnicy, która była pusta. Jeśli nie liczyć przykrytego prześcieradłem trupa leżącego na stole. Nagle rozległ się szczęk metalu i jedna z prosektoryjnych lodówek sama się otworzyła i wysunął się z niej blat, na którym ktoś leżał. 

- Witajcie w moich skromnych progach - postać wstała z blatu i szeroko uśmiechnęła. Był to średniego wzrostu, szczupły mężczyzna o czerwonych włosach związanych w kucyk. Ubrany był w kitel, a na szyi wisiały mu okulary. 

- Taurysie, to komisarz Peterville. A to aspirant Morgenstern i młodsza aspirant Lukinda. 

- Cześć kwiatuszku - patolog posłał całusa policjantce - Może dasz się namówić na obiad? Albo kolację ze śniadaniem?

- Nie.

- Na pewno?

- Taurys, opanuj się. Państwo są tu służbowo - westchnął Hilmes - Mów lepiej, co stwierdziłeś.

- Ok, ok. Luz szefie. Zapraszam - czerwonowłosy podszedł do stołu sekcyjnego i odłonił prześcieradło - Pacjent jak widać ma na lewym policzku oparzenie w kształcie krzyża, najpewniej srebrnego i poświęconego. Ale nie stanowiło ono śmiertelnego zagrożenia. Było na pewno bolesne i długo by się goiło, ale nic poza tym. Natomiast ta rana była zdecydowanie śmiertelna.

Patolog odsłonił teraz klatkę piersiową zmarłego, ukazując rozległą ranę przechodzącą na wylot. 

- Pocisk, który ją zadał musiał być wykonany ze światła. I podejrzewam, że został on ciśnięty w stronę ofiary. Czyli najpewniej zabójcą musi być anioł lub upadły anioł. Bo wy diabły raczej nie posługujecie się światłem. 

- Są wyjątki - mruknął Victor - Nieliczne, ale są. Niewiele nam to mówi, ale zawsze coś. Hilmes, liczę na współpracę w tej sprawie. Mam podejrzenie, że ktoś wynajął Arlowsky'ego do zabójstwa Leo Rofocale, a teraz się go pozbył, żeby ten go nie wydał. 

- Jasne, możesz na mnie liczyć. Odprowadzę was na górę. 

- A ja wracam do drzemki - patolog z uśmiechem zakrył twarz nieboszczyka, poczym położył się na drugim, pustym już stole sekcyjnym. 

**********

Tina monitorowała wybudzanie Leo. Anestezjolog dosłownie przed chwilą odłączył pompę infuzyjną, która dozowała leki nasenne. Wiedźma zauważyła przyśpieszony ruch gałek ocznych, a po chwili chłopak powoli uchylił powieki.

- Gdzie... gdzie jestem? - wyszeptał ledwo słyszalnie.

- W szpitalu. Pamiętasz, jak się nazywasz?

- Leo... Leo Asmo... - po policzkach spłynęła mu łza - Leo Rofocale.

Tina odruchowo otarła mu łzę i pogładziła go po włosach. Było jej żal tego chłopaka, który cierpiał z powodu głupoty jej kuzyna.

- Cii, nie ma powodu do płaczu. Powiedz, jak się czujesz?

- Spać mi się chce.

- To normalne. Nie będę cię dłużej męczyć. Zostanie przy tobie pielęgniarz, dobrze? A ja zawiadomię twoją rodzinę, że się wybudziłeś.

- Dziękuję...  - z tymi słowami Leo ponownie zasnął.

- Arthurze, miej na niego oko i jeśli coś się będzie działo, od razu mnie wołaj.

- Wedle rozkazu lady Nyks. 

Lekarka udała się do swojego gabinetu i zaczęła dzwonić. Najpierw poinformowała dziadka i siostrę Leo, a następnie zadzwoniła do swojego kuzyna Victora i przekazała mu, że najpewniej jutro będzie mógł przesłuchać młodego diabła. Asmodeuszowi postanowiła przekazać dobrą wiadomość osobiście, zwłaszcza że kuzyn wciąż u niej mieszkał. Tina zamyśliła się i wróciła wspomnieniami do pewnej wizji przyszłości sprzed lat. Część z tego co zobaczyła, już się spełniło. Została wykładowcą, Free wyszła szczęśliwie za mąż. Dzieci w rodzinie też było mnóstwo i jeszcze miało ich przybyć, zwłaszcza że Ronja, żona Victora była obecnie w czwartym miesiącu ciążu. Jednak w tej wizji widziała Asmodeusza w towarzystwie uroczego chłopaka o blond włosach. A Leo bardzo pasował do tego obrazu i nawet był podobny do chłopaka z przepowiedni. Zdecydowanie trzeba będzie trzymać rękę na pulsie i dopilnować, żeby Asmodeusz ponownie nie spieprzył szans na normalny związek. Z tą myślą wiedźma opuściła gabinet i ruszyła na obchód.

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz