4.

110 7 18
                                    

Asmodeusz próbował skupić się na pracy. Właśnie, próbował. Faktury, rachunki, księgi rachunkowe... wszystko to zlewało mu się w jedno. Jego myśli uporczywie zajmował Leo, jego mąż. Czarnowłosy uśmiechnął się kpiąco na myśl o ślubie, którego nawet nie pamiętał. O tym jak doszło to niefortunnego małżeństwa dowiedziała się dopiero po przeprowadzeniu małego śledztwa.

To były cholerne Walentynki, a jednocześnie szesnasta rocznica ślubu jego brata Lewiatana. Cała rodzina była zaproszona na przyjęcie z tej okazji. Jednak rodzinna impreza była ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę Asmodeusz. Wolał uniknąć widoku szczęśliwie zakochanych par, jakie udało się stworzyć jego najbliższym. Jego rodzice, obaj bracia z żonami, kuzynka z mężem, a nawet dwie siostrzenice Tiny ze swoimi partnerami. Nie żeby Asmodeusz im zazdrościł. Co to, to nie. Cenił sobie wolność i niezależność, które stały partner tylko by mu ograniczał. Od tysięcy lat był singlem i było mu z tym dobrze. Wymigał się więc od rodzinnego spotkania i udał do Las Vegas, gdzie miło spędzał czas w swoim kasynie. Tam też jego uwagę zwrócił uroczy chłopak o bardzo delikatnej, kobiecej urodzie, blond włosach i pięknych, turkusowych oczach. Na jego widok Asmodeuszowi zabłysły oczy. Przez dłuższy czas obserwował chłopaka grającego w ruletkę. Odszedł od niej dopiero po pierwszej przegranej. Asmodeusz ruszył za nim do baru i tam się do niego przysiadł. Z tego co zobaczył na nagraniach z kamer, to spędzili tam z Leo kilka godzin, rozmawiając i pijąc. Przy czym Asmodeusz obalił wtedy kilka butelek whisky, a jego obecny mąż wypił raptem ze trzy albo cztery drinki. Dobrze po północy obaj opuścili bar, skąd udali się do tej nieszczęsnej kaplicy ślubów, gdzie się pobrali. 

A potem... spieprzył wszystko po całej linii. Zwiał jak ostatni tchórz, a potem przez miesiąc ukrywał się w swojej willi na Majorce. Przez kolejne trzy miesiące starał się odkręcić cyrk ze ślubem, na co nie chciał zgodzić się Leo. To były trzy, długie miesiące pełne kłótni, wyzwisk, oskarżeń, płaczu i histerii. Na dodatek w całą aferę wmieszali się dziadek Leo i matka Asmodeusza. Lilith próbowała przekonać syna do pozostania w tym dziwnym związku. A pan Rofocale z kolei chciał doprowadzić do rozwodu z orzeczeniem winy Asmodeusza i zdobyć dla wnuka jak najwyższe odszkodowanie za straty moralne. A zaangażowanie obojga krewnych tylko pogarszało szansę na jakiekolwiek porozumienie. Obaj zainteresowani byli już zmęczeni całą tą sytuacją, więc Asmodeusz zaproponował spotkanie sam na sam, żeby na spokojnie się dogadać i ustalić szczegóły rozwodu. A wtedy stało się coś takiego. Na dodatek dziennikarskie hieny już zwąchały aferę i zaczęły snuć domysły na temat wypadku Leo Rofocale.

- Panie, czy coś się stało? - jego rozmyślania przerwał głos Eve, Wieży jego parostwa i wiceprezeski jego przedsiębiorstwa.

- Nic takiego Evangelino. Po prostu...

- Martwi się pan o swojego męża? Jestem pewna, że niedługo wyzdrowieje. 

- O czym ty mówisz? - Asmodeusz spuścił wzrok i zabrał się za podpisywanie dokumentów - Wcale się nie martwię. Ten dzieciak nic dla mnie nie znaczy. Po prostu znowu pismaki robią mi czarny PR. 

- Aha - Eve podparła się pod boki jedną parą rąk, a drugą skrzyżowała na piersiach - Panie Asmodeuszu, znam pana już tyle lat, że wiem, kiedy nie jest pan szczery. Na moje oko to pan się chyba zakochał, tylko nie chce się pan do tego przyznać.

- Daj spokój Eve. Coś ci się ubzdurało. Ja i ten gówniarz? Nigdy w życiu!

- Żeby się pan nie zdziwił - Eve przewróciła oczami - Pasują panowie do siebie. Sirene też tak uważa.

- Powiedz Fabienowi, żeby nie bawił się w swata, tylko zajął swoją robotą. Ostatnio podpisuje znacznie mniej kontraktów niż do tej pory. A, przy okazji. Przygotuj mi listę wszystkich dłużników.

- Jak pan sobie życzy. 

****************

- Proszę, to obdukcja lekarska Leo Rofocale.

- Dzięki, włączę ją do akt. Nie pytałem wcześniej, ale czy stwierdziłaś ślady przemocy seksualnej?

- Nie, nie został zgwałcony. Tylko brutalnie pobity. Vic, ty chyba nie podejrzewasz Asmodeusza?

- Sam już nie wiem, co o tym myśleć. Asmodeusz ma motyw, żeby pozbyć się swojego męża. Ale z drugiej strony, czy jakby chciał go zabić, to zabierałby go do szpitala? Chyba, że to jakaś jego chora gra. 

- Asmo tego nie zrobił. Tego jestem pewna. 

- Skąd ta pewność?

- Widziałam jaki był przerażony. To, co stało się z jego mężem, naprawdę nim wstrząsnęło. Zresztą, co by mu dało zlecanie pobicia Leo, a potem udawanie, że go uratował? To bez sensu. Jakby chciał się definitywnie pozbyć męża, to by to zrobił. I nikt już więcej nie zobaczyłby Leo na oczy. Asmo ma swoje sposoby. I skutecznych ludzi od czarnej roboty.

- Coś w tym jest. Jest jeszcze ojciec Leo, który ponoć nie przepadał za synem... Wybacz na chwilę - Vic odebrał telefon - Coś się stało Asmodeuszu? Dobrze, przyjadę do ciebie. Będę za jakieś dziesięć minut. 

- Co jest?

- Nie wiem. Asmo prosił, żebym do niego przyjechał. Mówi, że to pilne. Jadę do niego. Do zobaczenia.

***************

- To nie jest cała kwota - mężczyzna w średnim wieku przeliczał zawartość koperty.

- Nie wykonałeś zadania. Leo Rofocale wciąż żyje. Chcesz resztę pieniędzy, to napraw swój błąd. 

- Dobrze, zrobię to. Tylko... Gdzie teraz jest ten gówniarz?

- Sam się dowiedz. Nie jestem punktem informacyjnym. 

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz