- Dzień dobry Leo. Jak się dziś czujesz? - do sali weszła uśmiechnięta Tina, której towarzyszył czarnowłosy mężczyzna.
- Dobrze... chyba. Tylko mnie trochę głowa boli. A kim pan jest?
- Komisarz Victor Peterville. I twój szwagier przy okazji.
- Oh... Co... cię sprowadza?
- Prowadzę sprawę twojego pobicia. Pamiętasz co się wydarzyło tydzień temu?
- Um... Byłem wtedy umówiony z Asmodeuszem, bo mieliśmy porozmawiać o rozwodzie. Rano wyszedłem po zakupy. O dziesiątej miałem otworzyć antykwariat. Byłem w salonie, gdy ktoś tam wszedł i rzucił się na mnie - Leo zbladł i zacisnął dłonie na pościeli - Bił mnie raz za razem, a ja nawet nie umiałem się obronić.
- Spokojnie, to nie twoja wina - Victor poklepał go po ramieniu - Znałeś napastnika?
- Nie, pierwszy raz go na oczy widziałem... Bił mnie tak długo, aż straciłem przytomność. A potem... chyba przypominam sobie pochylającego się nade mną Asmodeusza. Czy to on nasłał kogoś na mnie?
- Nie, na razie nic na to nie wskazuje - Victor wyjął z teczki portret pamięciowy - Przyjrzyj się, czy to ten diabeł cię napadł?
- Nie jestem pewien. To działo się tak szybko. Ale myślę, że to mógł być on. Kto to?
- Drake Arlowsky, kojarzysz to nazwisko? - Leo tylko pokręcił głową. - Dwa dni po tym jak trafiłeś do szpitala, próbował cię ponownie zabić. Na twoje szczęście przeszkodził mu doktor Hansen, anioł i ojciec Tiny.
- Czy ja wiem, czy takie szczęście. Wiele osób by się pewnie ucieszyło z mojej śmierci - w oczach Leo zalśniły łzy.
- Nie mów tak. Jest też wiele osób, które cię kochają - Tina pogłaskała go po policzku - I bardzo by cierpiały po twojej śmierci.
- A co z tym facetem? Złapaliście go?
- Nie do końca - strapił się Victor - Został znaleziony martwy w magazynach portowych w World End. Podejrzewamy, że był on tylko pionkiem wynajętym do brudnej roboty. Ale jak mówiłem, mój brat nie jest w to zamieszany. Zresztą, Asmo naprawdę się o ciebie martwił.
- Wątpię. Przecież ja jestem dla niego nikim - usta Leo zaczęły drżeć, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem. Tina instynktownie zaczęła głaskać go po głowie, a chłopak po chwili się uspokoił.
- Victorze, nie męczmy dłużej Leo. W tym stanie powinien dużo odpoczywać.
- Masz rację - Victor wstał - Leo, obiecuję ci, że nie odpuszczę tej sprawy i znajdę osobę, która zleciła twoje pobicie, a może nawet zabójstwo.
W odpowiedzi Leo uśmiechnął się blado. Jakiś czas po tym, jak kuzynostwo opuściło jego salę, chłopak ponownie zasnął. Obudził się kilka godzin później i zobaczył siedzącego na okiennym parapecie mężczyznę w czerwonym, błazeńskim stroju.
- Kim jesteś?! Co tu robisz?!
- Misterio wykonuje rozkazy swego pana - pokłonił się błazen.
- Co tu się dzieje? - do sali wszedł pielęgniarz i onocentaur uzbrojony w łuk - Wszystko dobrze, panie Rofocale? Arius, odłóż łuk.
- Co ten mężczyzna tu robi? I kim jest ten tam? - Leo wskazał na półosła.
- Proszę się nie obawiać - uśmiechnął się Arthur - Ten osioł to Arius. Tak jak i ja należy do parostwa doktor Nyks. Pilnuje sali na jej polecenie. Względy bezpieczeństwa po ostatnich wydarzeniach. A ten błazen to Misterio od księcia Asmodeusza i pański ochroniarz z jego rozkazu.
- Aha...
- A cóż to za zamieszanie? - nagle do sali wszedł Asmodeusz.
- Nic takiego, wasza książęca mość. Zwykłe nieporozumienie. Pan Leo nie był świadomy, że ma ochroniarza i wystraszył się obecności Misterio w swojej sali.
- Rozumiem. Możecie nas teraz zostawić samych? Chciałbym porozmawiać z mężem na osobności.
- Oczywiście. Wychodzimy, panowie - Arthur wygonił wszystkie osoby postronne i zamknął drzwi.
- Co tu robisz? - spytał zaskoczony Leo.
- Chciałem sprawdzić co u ciebie, jak się czujesz - Asmo usiadł obok jego łóżka i ujął delikatnie jego dłoń - I upewnić się, że nic ci nie zagraża.
- Dziękuję, dobrze - zarumieniony blondyn szybko zabrał rękę - Naprawdę nie musisz się o mnie martwić. Możesz też odwołać swojego sługę. Pewnie ma ważniejsze obowiązki do wypełnienia.
- Nic nie jest teraz ważniejsze od ciebie. Misterio będzie cię pilnował tak długo, jak będzie to konieczne. To nie podlega dyskusji. - Coś w głosie Asmodeusza sprawiło, że Leo skulił się wystraszony - Wybacz, chyba się za bardzo uniosłem.
- Um, Asmodeuszu, czy możemy porozmawiać o... - Leo nie dokończył, gdyż przerwało mu wejście Tiny.
- Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale muszę zabrać Leo na badania.
- Jasne. Trzymaj się Leo, porozmawiamy kiedy indziej - Asmodeusz nachylił się i złożył delikatny pocałunek na ustach zaskoczonego Leo - Na razie, kuzyneczko.
Dwie godziny później Leo odpoczywał po badaniach. Próbował zasnąć, ale obecność milczącego błazna go rozpraszała. Chłopak leżał więc wpatrując się w sufit i próbował zrozumieć zachowanie Asmodeusza. Dlaczego oddelegował swojego służącego do pilnowania go? Dlaczego zachowywał się tak, jakby mu zależało? I dlaczego pocałował go na pożegnanie w usta? Chciał sobie z niego zakpić? Ponownie zranić?
- Wnusiu, śpisz? - drzwi się uchyliły i do sali zajrzał William Rofocale.
- Nie dziadku, wejdź. Misterio, zostaw nas samych. - Błazen chwilę się zastanawiał, ale w końcu spełnił prośbę Leo.
- Jak się czujesz?
- Nienajgorzej. Trochę zmęczony, trochę obolały, ale da się wytrzymać.
- Na pewno? Bo jesteś jakiś taki smutny? Przybity?
- To nic. Dziadku, mam prośbę. Mógłbyś skontaktować się z sędzią Samaelem? I poprosić go o przygotowanie dokumentów rozwodowych? Najprostszych jak się da. I jeszcze jakbyś mógł zadzwonić do Asmodeusza i poprosić, go żeby jutro tu przyszedł.
- Wnusiu, co ty zamierzasz?
- Zakończyć sprawę z tym idiotycznym ślubem.
CZYTASZ
Pokręcona miłość
RandomHistoria miłosna z piekła rodem. Asmodeusz, jeden z najpotężniejszych demonów, po pijaku żeni się z poznanym przypadkowo młodym diabłem. Za wszelką cenę próbuje odkręcić to dziwne małżeństwo. Co się jednak stanie, gdy jego "mąż" zostanie ciężko pob...