9.

100 7 26
                                    

- Dzień dobry Leo. Jak się dziś czujesz? - do sali weszła uśmiechnięta Tina, której towarzyszył czarnowłosy mężczyzna.

- Dobrze... chyba. Tylko mnie trochę głowa boli. A kim pan jest?

- Komisarz Victor Peterville. I twój szwagier przy okazji.

- Oh... Co... cię sprowadza?

- Prowadzę sprawę twojego pobicia. Pamiętasz co się wydarzyło tydzień temu?

- Um... Byłem wtedy umówiony z Asmodeuszem, bo mieliśmy porozmawiać o rozwodzie. Rano wyszedłem po zakupy. O dziesiątej miałem otworzyć antykwariat. Byłem w salonie, gdy ktoś tam wszedł i rzucił się na mnie - Leo zbladł i zacisnął dłonie na pościeli - Bił mnie raz za razem, a ja nawet nie umiałem się obronić.

- Spokojnie, to nie twoja wina - Victor poklepał go po ramieniu - Znałeś napastnika?

- Nie, pierwszy raz go na oczy widziałem... Bił mnie tak długo, aż straciłem przytomność. A potem... chyba przypominam sobie pochylającego się nade mną Asmodeusza. Czy to on nasłał kogoś na mnie? 

- Nie, na razie nic na to nie wskazuje - Victor wyjął z teczki portret pamięciowy - Przyjrzyj się, czy to ten diabeł cię napadł?

- Nie jestem pewien. To działo się tak szybko. Ale myślę, że to mógł być on. Kto to?

- Drake Arlowsky, kojarzysz to nazwisko? - Leo tylko pokręcił głową. - Dwa dni po tym jak trafiłeś do szpitala, próbował cię ponownie zabić. Na twoje szczęście przeszkodził mu doktor Hansen, anioł i ojciec Tiny.

- Czy ja wiem, czy takie szczęście. Wiele osób by się pewnie ucieszyło z mojej śmierci - w oczach Leo zalśniły łzy.

- Nie mów tak. Jest też wiele osób, które cię kochają - Tina pogłaskała go po policzku - I bardzo by cierpiały po twojej śmierci.

- A co z tym facetem? Złapaliście go?

- Nie do końca - strapił się Victor - Został znaleziony martwy w magazynach portowych w World End. Podejrzewamy, że był on tylko pionkiem wynajętym do brudnej roboty. Ale jak mówiłem, mój brat nie jest w to zamieszany. Zresztą, Asmo naprawdę się o ciebie martwił.

- Wątpię. Przecież ja jestem dla niego nikim - usta Leo zaczęły drżeć, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem. Tina instynktownie zaczęła głaskać go po głowie, a chłopak po chwili się uspokoił.

- Victorze, nie męczmy dłużej Leo. W tym stanie powinien dużo odpoczywać.

- Masz rację - Victor wstał - Leo, obiecuję ci, że nie odpuszczę tej sprawy i znajdę osobę, która zleciła twoje pobicie, a może nawet zabójstwo. 

W odpowiedzi Leo uśmiechnął się blado. Jakiś czas po tym, jak kuzynostwo opuściło jego salę, chłopak ponownie zasnął. Obudził się kilka godzin później i zobaczył siedzącego na okiennym parapecie mężczyznę w czerwonym, błazeńskim stroju.

- Kim jesteś?! Co tu robisz?!

- Misterio wykonuje rozkazy swego pana - pokłonił się błazen.

- Co tu się dzieje? - do sali wszedł pielęgniarz i onocentaur uzbrojony w łuk - Wszystko dobrze, panie Rofocale? Arius, odłóż łuk.

- Co ten mężczyzna tu robi? I kim jest ten tam? - Leo wskazał na półosła.

- Proszę się nie obawiać - uśmiechnął się Arthur - Ten osioł to Arius. Tak jak i ja należy do parostwa doktor Nyks. Pilnuje sali na jej polecenie. Względy bezpieczeństwa po ostatnich wydarzeniach. A ten błazen to Misterio od księcia Asmodeusza i pański ochroniarz z jego rozkazu.

- Aha... 

- A cóż to za zamieszanie? - nagle do sali wszedł Asmodeusz.

- Nic takiego, wasza książęca mość. Zwykłe nieporozumienie. Pan Leo nie był świadomy, że ma ochroniarza i wystraszył się obecności Misterio w swojej sali. 

- Rozumiem. Możecie nas teraz zostawić samych? Chciałbym porozmawiać z mężem na osobności.

- Oczywiście. Wychodzimy, panowie - Arthur wygonił wszystkie osoby postronne i zamknął drzwi.

- Co tu robisz? - spytał zaskoczony Leo.

- Chciałem sprawdzić co u ciebie, jak się czujesz - Asmo usiadł obok jego łóżka i ujął delikatnie jego dłoń - I upewnić się, że nic ci nie zagraża.

- Dziękuję, dobrze - zarumieniony blondyn szybko zabrał rękę - Naprawdę nie musisz się o mnie martwić. Możesz też odwołać swojego sługę. Pewnie ma ważniejsze obowiązki do wypełnienia.

- Nic nie jest teraz ważniejsze od ciebie. Misterio będzie cię pilnował tak długo, jak będzie to konieczne. To nie podlega dyskusji. - Coś w głosie Asmodeusza sprawiło, że Leo skulił się wystraszony - Wybacz, chyba się za bardzo uniosłem.

- Um, Asmodeuszu, czy możemy porozmawiać o... - Leo nie dokończył, gdyż przerwało mu wejście Tiny.

- Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale muszę zabrać Leo na badania. 

- Jasne. Trzymaj się Leo, porozmawiamy kiedy indziej - Asmodeusz nachylił się i złożył delikatny pocałunek na ustach zaskoczonego Leo - Na razie, kuzyneczko.

Dwie godziny później Leo odpoczywał po badaniach. Próbował zasnąć, ale obecność milczącego błazna go rozpraszała. Chłopak leżał więc wpatrując się w sufit i próbował zrozumieć zachowanie Asmodeusza. Dlaczego oddelegował swojego służącego do pilnowania go? Dlaczego zachowywał się tak, jakby mu zależało? I dlaczego pocałował go na pożegnanie w usta? Chciał sobie z niego zakpić? Ponownie zranić? 

- Wnusiu, śpisz? - drzwi się uchyliły i do sali zajrzał William Rofocale.

- Nie dziadku, wejdź. Misterio, zostaw nas samych. - Błazen chwilę się zastanawiał, ale w końcu spełnił prośbę Leo.

- Jak się czujesz?

- Nienajgorzej. Trochę zmęczony, trochę obolały, ale da się wytrzymać.

- Na pewno? Bo jesteś jakiś taki smutny? Przybity?

- To nic. Dziadku, mam prośbę. Mógłbyś skontaktować się z sędzią Samaelem? I poprosić go o przygotowanie dokumentów rozwodowych? Najprostszych jak się da. I jeszcze jakbyś mógł zadzwonić do Asmodeusza i poprosić, go żeby jutro tu przyszedł.

- Wnusiu, co ty zamierzasz?

- Zakończyć sprawę z tym idiotycznym ślubem. 

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz