14.

102 7 39
                                    

- Powoli Leo. Nie śpiesz się tak, bo się udławisz - zaśmiał się Asmodeusz - Nocny Targ nam nie ucieknie.

- Jak chodzi o antyki to jestem niecierpliwy - odparł Leo, przełykając to, co miał w ustach - Szkoda tylko, że pewnie nie będę mógł kupić wszystkiego, co będę chciał. 

- Tym się nie przejmuj - Asmo pogładził męża po policzku.

Gdy w końcu skończyli posiłek, wyszli przed willę, gdzie stał samochód dostawczy. O maskę stała oparta Nadiya, ochmistrzyni domu Asmodeusza oraz Goniec jego parostwa. Kobieta paląc papierosa, ze znudzeniem obserwowała jak Orion, minotaur pracujący tu jako ochroniarz i będący Wieżą parostwa, goni rozbawionego Misterio. 

- O co chodzi?  spytał zdezorientowany Leo.

- Misterio zabrał Orionowi kluczyki do auta. Jak zwykle kłócą się o to, który z nich będzie prowadził. Akurat pozwolę na to któremuś z nich - hurysa rzuciła niedopałek na ziemię i zaczęła szeptać zaklęcia. Chwilę potem kobieta trzymała w dłoni kluczyki do auta - E! Spokój frajerzy! Pakować dupy do auta i nie marudzić!

Błazen oraz minotaur zaprzestali gonitwy i wpatrywali się zaskoczeni w córkę dżinna, która właśnie zajmowała miejsce za kierownicą. Obaj zgodnie westchnęli, po czym podeszli do samochodu i zajęli miejsca w szoferce. Temu wszystkiemu przypatrywał się zdumiony Leo.

- Em... Asmo... Co to było?

- Normalny dzień w moim parostwie - czarnowłosy wzruszył ramionami i otworzył drzwiczki swojego auta - Wskakuj.

Po pół godzinie jazdy dotarli do ogromnej hali wystawienniczej. Już przed budynkiem rozstawiali swoje kramiki przypadkowi handlarze. Tacy, którzy postanowili pozbyć się staroci z domu albo wygrzebali graty ze śmietników i liczą na kilka dodatkowych dolarów.

Asmodeusz zaparkował samochód, a Nadiya zatrzymała się tuż obok. Misterio i Orion wysiedli z samochodu, a hurysa została w szoferce i zajęła się przeglądaniem jakiegoś kobiecego pisma. 

Asmodeusz i Leo ruszyli do hali, a słudzy demona hazardu podążyli za nimi. Blondyn po drodze przyglądał się niewielkim kramikom. Nawet u takich przypadkowych handlarzy można było czasem znaleźć prawdziwe perełki. 

Po wejściu do środka hali, Leo uznał, że właśnie trafił do raju. Hala wypełniona była mniejszymi i większymi kramami. Handlarze oferowali wszystko, co tylko można było - meble, książki, broń, rzeźby, obrazy, porcelanę, ozdobne szkło i wiele innych rzeczy. 

- Skarbeńku, mi się wydaje czy ty się ślinisz?

- Może trochę. Ale tyle tu wspaniałości. Chodźmy - Leo pociągnął męża do jednego ze stoisk. 

Handlarz wyglądający na Araba oferował wyroby staroegipskie - amulety, sarkofagi, rzeźby, kanopy, papirusy. Jego pomocnik wykładał na kram kolejne wspaniałości.

- Salam alejkum - przywitał się Leo.

- Wa 'alejkum salam. Czym mogę służyć czcigodnym panom?

- Oferujesz wspaniałe przedmioty. Szczególnie zainteresowały mnie te uszebti oraz zestaw kanop. Okres XIX dynastii, prawda?

- Ach, czcigodny pan jak widzę zna się na sztuce.

- Ile kosztują? 

-  Kanopy kosztuje 5000 dolarów, a uszebti 3000 dolarów. 

- Bardzo zabawne, uśmiałem się, a teraz zacznijmy mówić poważnie. Są stare i cenne, ale nie aż tak - Leo zmrużył oczy - Zresztą, mam wątpliwości, czy ich pochodzenie jest legalne. Nie twierdzę, że sam rabujesz groby, ale... Mogę zapłacić ci co najwyżej tysiąc dolarów za zestaw kanop i pięćset dolarów za uszebti.

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz