10.

112 7 43
                                    

Asmodeusz nie mógł wysiedzieć w pracy. Dziś miał się ponownie spotkać z Leo, który za pośrednictwem dziadka poprosił o spotkanie. Demon liczył na to, że dziś nikt im nie przeszkodzi i będą mogli na spokojnie porozmawiać o przyszłości. Którą według planów Asmo mieli spędzić we dwoje. 

- Szefie, mam zadzwonić do tapicera czy do psychologa? - zaśmiała się Eve, wchodząca akurat do jego gabinetu?

- O co ci chodzi?

- A bo szef się tak wierci na tym fotelu, że już nie wiem, czy to się szefowi sprężyna w zadek wbija czy się szefuncio nerwicy nabawił. 

- Bardzo zabawne - skrzywił się czarnowłosy - Żartuj tak dalej, to ci pojadę po premii. 

- Jasne - czteroręka przewróciła oczami - Niech pan tylko podpisze te dokumenty i jedzie do swojego męża. I niech pan nie zapomni kupić kwiatów. Najlepiej czerwonych róż.

- Wiem, co mam robić. Nie jestem dzieckiem - prychnął Asmodeusz, pośpiesznie podpisując przyniesione dokumenty.

- Nie? A czasem się pan tak zachowuje. Dobra, ja już nic nie mówę i milczę jak grób - Eve wykonała gest zakluczania ust. 

Po podpisaniu wszystkiego i oddaniu papierów Evangelinie, Asmodeusz sięgnął do suflady biurka, skąd wyjął ozdobne pudełeczko. Z niego wyjął jedną obrączkę i wsunął na palec. Drugą, przeznaczoną dla Leo, zostawił w puzderku, które schował do kieszeni marynarki. Potem szybko opuścił biuro i pojechał do szpitala, po drodze kupując ogromny bukiet róż. 

- Hej, lwiątko. Jak się dziś czu... Ojcze? Ty tutaj? - Asmodeusz był w szoku, gdy wszedł do sali Leo i zobaczył tam swojego ojca Samaela oraz dziadka Leo.

- Witaj synu. Twój mąż poprosił mnie o przygotowanie dokumentów rozwodowych. Leo już je podpisał. Jeszcze tylko twój podpis i przestaniecie być małżeństwem.

Asmodeusz był w szoku. Nie takie miał plany na najbliższą, a może i nawet dalszą przyszłość. Czarnowłosy jak automat podszedł do stolika i umieścił kwiaty w wazonie. Następnie wziął od ojca akt rozwodu i zaczął czytać.

- "Orzeka się, że rozwód następuje z powodu niedopasowania charakterów obojga małżonków i żadna ze stron nie ponosi winy za rozkład pożycia... Leo Rofocale nie będzie domagał się odszkodowania ani alimentów od swojego małżonka..." 

- I jak synu? Zgadzasz się na te postanowienia?

- Nie, ojcze. Nie zgadzam się - odparł Asmodeusz, drąc dokumenty na małe kawałki.

-Dziadku... - Leo skulił się na łóżku.

- Asmodeuszu, coś ty znowu wymyślił? - Samael westchnął ciężko. Czasem się zastanawiał, czy jego brat archanioł nie przeklął go tuż po jego buncie, a szalony syn nie był przypadkiem efektem tej klątwy.

- Nic złego tato. Szalonego może i owszem, ale na pewno nie złego - czarnowłosy zbliżył się do łóżka swojego męża i uklęknął obok, ujmując go za rękę - Nie bój się mnie Leo, nie zamierzam ponownie cię skrzywdzić. Wiesz, ostatnio miałem sporo czasu na myślenie. I doszedłem do wniosku, że wbrew temu co mówię i jak żyję, to nie jestem szczęśliwy będąc samemu. Może ten nasz dziwny ślub to był taki znak od losu, że czas najwyższy się ustatkować.

- Co... co masz na myśli?

- Nie domyślasz się? Zapomnijmy na razie o rozwodzie i spróbujmy być małżeństwem. Zamieszkajmy razem, poznajmy się lepiej. Przynajmniej przez jakiś czas, no nie wiem, pół roku? Jeśli po tym czasie obaj uznamy, że do siebie nie pasujemy, to się rozstaniemy. W zgodzie, bez kłótni i awantur. To jak, zgadzasz się?

- Ja... um... dobrze. Niech tak będzie.

- A to, żebyś nie zapomniał, że jesteś moim mężem - Asmodeusz wyjął z kieszeni puzderko, po czym wyciągnął z niego obrączkę i wsunął ją zarumienionemu Leo na palec.

- Williamie, zostawmy ich samych - Samael położył dłoń na ramieniu starszego Rofocale - Dzieciaki mają sobie sporo do powiedzenia. Na osobności.

Po opuszczeniu sali Samael postanowił zadzwonić do swojej ukochanej żony i podzielić się z nią dobrą nowiną. Co prawda na wnuki w tym wypadku nie mieli co liczyć, ale w końcu ostatnie dziecko się ustatkowało. A Lilith od czterech miesięcy walczyła oto jak lwica.

- Witaj kochanie. Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Nie, nie ma wyprzedaży u Gucciego. U Channel też nie. Chodzi o Asmodeusza... Kobieto, nie krzycz tak. Asmodeusz postanowił nie rozwodzić się z Leo... Halo, Lilith? Jesteś tam? Halo? To ty Ronjo? Co tam się stało? Aha, Lil zemdlała z wrażenia? Dobrze, zajmijcie się nią z Delią. Skoczę jeszcze do kancelarii i wracam do domu. Cześć, córeczko.

Piekielny sędzia pokręcił głową. Od kilku tysięcy lat był żonaty z Lilith, a wciąż jej nie ogarniał. Czasem się zastanawiał, co on w niej widział. Poza niezłym ciałem rzecz jasna. A im więcej o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że nie warto szukać na to pytanie odpowiedzi. Po prostu kochał tę wariatkę, która dała mu trzech świetnych synów, a miłość nie podlega logice. 

Tydzień później

Leo wyszedł ze szpitala. Według Tiny jego stan poprawił się na tyle, że mógł dochodzić do siebie w domu, pod opieką męża. Obecnie jechał razem z Asmodeuszem do willi hazardzisty, choć od teraz to był ich wspólny dom. 

- Asmo, a kiedy pojedziemy do mojego mieszkania po moje rzeczy? - Leo oderwał się od podziwiania krajobrazów na ziemiach należących do jego małżonka.

- Nie zawracaj sobie tym ślicznej główki - czarnowłosy pocałował chłopaka w czoło - Wszystkie twoje rzeczy zostały już przeniesione do mojej... naszej rezydencji. A twoje mieszkanie i antykwariat są obecnie w remoncie. Jak zresztą wszystkie kamienice na Siarkowej.

- Jak to? Przecież rada miejska zawsze odrzucała plany renowacji.

- Bo to nie rada miejska wyłożyła pieniądze, tylko prywatny inwestor.

- Ty, prawda? - Leo przytulił się do Asmo - Ale wiesz, że nie musiałeś tego robić?

- Może nie musiałem, ale chciałem. Taki kaprys - hazardzista wzruszył ramionami - I jesteśmy na miejscu.

Limuzyna zatrzymała się, a szofer otworzył drzwi. Asmodeusz wysiadł pierwszy i pomógł wysiąść Leo. Chłopak wpatrywał się z zachwytem w monumentalną, elegancką willę utrzymaną w stylu barokowym. Przed rezydencją czekali wszyscy służący Asmodeusza, kórych według Leo była cała rzesza. Nawet jego ojciec zatrudniał góra trzydzieści osób, a tu było ich chyba ponad setka. 

- Witaj panie. Niezmiernie nam miło powitać twojego małżonka - powitał ich rudowłosy mężczyzna w stroju kamerdynera - Panie Rofocale, cała służba jest do pańskiej dyspozycji. 

- Dziękuję, Dreyfus. Leo, czas żebyś poznał nowy dom.

- Przecież ja się tu zgubię. Ta willa przebija nawet Wersal - młodszy diabeł był lekko przerażony. 

- Spokojnie, szybko się nauczysz, co, gdzie i jak. A teraz chodź - Asmodeusz wziął Leo na ręce, na co ten się zarumienił. 

- Co ty wyprawiasz? Przecież doktor Nyks powiedziała, że mogę sam chodzić.

- Ale tradycja wymaga, żebym przeniósł cię przez próg - zaśmiał się czarnowłosy - Bo ty mnie to raczej nie podniesiesz.

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz