31.

31 1 23
                                    

William Rofocale przeglądał dokumenty i listy, jakie nazbierały się przez ostatnie tygodnie. Cała ta afera z Fenenną wywóciła wszystko do góry nogami. Eduard został pozbawiony tytułu głowy rodu, a Leonora, którą ogłoszono jego następczynią, przebywała w szpitalu z powodu zagrożonej ciąży. Dlatego też po rozmowach z wnuczką, a także z Samaelem i Lucyferem, stary hrabia postanowił zastąpić Leonorę i pełnić jej obowiązki przynajmniej do czasu, aż jego prawnuk lub prawnuczka przyjdzie na świat.
Jego uwagę od przeglądanych dokumentów odciągnął tupot na korytarzu, jakby komuś bardzo się śpieszyło. Zanim William Rofocale zdążył wstać i zobaczyć o co chodzi, do gabinetu wbiegł zdyszany kamerdyner.

- Coś się stało Mitchel? Coś z Leonorą? - Zaniepokoił się hrabia. - Mitchel, co to ma znaczyć? - William było w szoku, gdy jego zawsze opanowany służący podszedł do kredensu, wyjął z niego butelkę koniaku i wziął solidny łyk prosto z gwinta.

- Najmocniej przepraszam, panie hrabio. Chodzi o pańską małżonkę...

- Co z nią? 

- Wróciła, panie hrabio.

- Szatanie, miej nas w swojej opiece. - Jęknął William Rofocale. - Mitchel, jakie są szanse, że Melody nie ma pojęcie, co tu się działo w ciągu ostatniego roku?

- WILLIAMIE!!!

- Nie musisz odpowiadać, Mitchel. Idę do niej. - Hrabia wstał i ruszył do drzwi.

- Powodzenia, proszę pana. To był zaszczyt móc dla pana pracować. - Mruknął lokaj, czytając etykietę koniaku.

W domu Asmodeusza panował gwar jak nigdy wcześniej. Leonora, po opuszczeniu szpitala, przebywała w domu brata i szwagra, pod nadzorem Kagiry. I całej żeńskiej części rodziny Asmodeusza. Wszystkie kobiety, z Lilith na czele, co rusz wpadały w odwiedziny, zasypując ją przy okazji mnóstwem dobrych rad. Z jednej strony było to miłe, ale z drugiej dość przytłaczające, zwłaszcza dla kogoś, kto nie był przyzwyczajony do tak silnych rodzinnych więzi.
Dziś ten gwar się powiększył, gdyż cała familia zebrała się, aby poznać wszystkie fakty związane z aferą Fenenny.

- Są już wszyscy? - Głos Victora jakoś zdołał się przebić przez szum rozmów.

- Brakuje naszego dziadku. - Odparł Leo. - Dziwne, bo zawsze jest punktualny. Może do niego zadzwonię?

- Nie musisz, wnusiu. Już jesteśmy! - Rozległ się wesoły, kobiecy głos. 

- Babcia? - Oczy Leo rozszerzyły się do wielkości spodków. 

Oczy wszystkich skupiły się na drzwiach do salonu. Wszedł przez nie William Rofocale w towarzystwie krzykliwie ubranej kobiety. Na oko wyglądała na jakieś czterdzieści lat. Była opalona, jej włosy w czarno-piałe pasy upięte były w wysoki kok. Miała mocny makijaż, a nawet umalowane lakierem niewielkie rogi wyrastające jej z czoła. Na nosie miała okulary z różowymi szkłami w kształcie serduszek. Jej strój składał się z obcisłych rybaczek w lamparcie cętki, krótkiego, odsłaniającego brzuch topu w takiż sam wzór oraz czarnych butów na wysokim koturnie. Do tego miała mnóstwo biżuterii.

- No doprawdy! Zostawić was samych i takie cyrki odstawiacie. - Kobieta podeszła do Leo i ucałowała go, zostawiając na jego policzkach ślady szminki. - Dobrze wyglądasz, wnusiu. Chyba jednak małżeństwo ci służy. A ty! - Z tymi słowami zwróciła się do Asmodeusza, celując w niego długim paznokciem. - Jak ci znowu przyjdzie do głowy uciec od mojego wnuka, to daję słowo, że mnie popamiętasz.

- A co mi zrobisz, Melody? Ograsz wszystkie moje kasyna?- Parsknął Asmodeusz, ale widząc wzrok kobiety, uśmiechnął się nerwowo i przezornie stanął za Leo. 

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz