6.

107 8 24
                                    

Raisa, młoda pielęgniarka z oddziału intensywnej terapii, wpatrywała się ścianę. Mogła przysiąc, że ta zafalowała. Ewidentnie widziała ruch czegoś, co miało humanoidalny kształt. Dziewczyna zamrugała i jeszcze raz przyjrzała ścianie. Nie, jednak nic się tam nie ruszało. Przywidziało jej się. W końcu to dwudziesta godzina dyżuru i umysł płata jej figle. Napije się kawy, może chwilę zdrzemnie i wszystko wróci do normy. Z tą myślą poszła do dyżurki. Gdy pielęgniarka odeszła i korytarz całkowicie opustoszał, od ściany oderwał się człekopodobny kształt i skierował do jednej z sal.

- Mocno trzymasz się życia, śmieciu - prychnął białowłosy mężczyzna, wpatrujący się w leżącego na szpitalnym łóżku Leo Rofocale - Gdybyś łaskawie zdechł cztery dni temu, to mógłbym już zapomnieć o długu u twojego niby to męża. Ale spokojnie, dziś to naprawię. 

Mówiąc to, wyjął z kieszeni bluzy strzykawkę napełnioną przezroczystym płynem. Mężczyzna mimowolnie się wzdrygnął. Gdyby kruche szkło pękło, jego zawartość mogłaby go boleśnie oparzyć. Woda święcona... niby w Piekle nie do dostania, ale jak się wie, gdzie szukać i kogo pytać, można dostać ją bez problem. Aż ciekawe, jakie spustoszenia wywoła wprowadzony do żył tego dzieciaka. Diabeł podszedł bliżej łóżka i wbił igłę w kroplówkę.

- Co pan tu robi? 

Morderca skierował wzrok w stronę drzwi i zobaczył stojącego w nich lekarza o ciemnoblond włosach. Białowłosy warknął, odsuwając się od łóżka. Właśnie wpadł po uszy w szambo. Jak doktorek podniesie alarm, to zbiegnie się tu cały szpital. Ucieczka była chwilowo niemożliwa - sala była zabezpieczona i nie mógł się teleportować. A wtopienie się w tło nie miało sensu, bo lekarz widział jego twarz. W tej sytuacji mógł zrobić tylko jedno. Z cienia ukształtował sztylet i rzucił się na lekarza. 

Białowłosy diabeł nie przewidział jednego. Mężczyzna, na którego się rzucił, był aniołem. Wskrzeszonym co prawda, ale jednak. Lekarz niezauważalnie się przesunął, gdy napastnik go zaatakował, przez co ostrze niedosięgło celu. Blondyn chwycił agresora za rękę, w której dzierżył sztylet i wykręcił ją, zmuszając mężczyznę do wypuszczenia ostrza. Następnie rzucił go na ziemię. Ten szybko się zerwał z kolan i rzuciła na lekarza z gołymi rękami. Dopadł do niego i zacisnął dłonie na jego szyi. Anielski lekarz, dusząc się z powodu ucisku na gardle, sięgnął do kieszeni fartucha. Przedmiot, który wyjął był może mały i niepozorny, ale mógł mocno zranić większość istot w tym szpitalu. Wokół dłoni anioła zabłysła jasnofioletowa aura przetykana nielicznie złotymi nitkami. Mężczyzna uniósł rękę i uderzył napastnika trzymanym przedmiotem w twarz.

Wrzask bólu, jaki wydobył się z gardła białowłosego diabła, mógłby zapewne obudzić umarłego. Ale jak na razie poderwał na nogi większość personelu, który zaczął się zbiegać do sali. Morderca nie zamierzał czekać, aż go złapią i oddadzą w ręce policji. Wybiegł ze szpitalnej sali potrącając kilka pielęgniarek. Nim ktokolwiek zdążył go pochwycić, wtopił się w tło i uciekł korytarzem.

 - Doktorze Hansen? 

- Ze mną w porządku. Zajmijcie się pacjentem - anioł doskoczył do łóżka Leo i odłączył mu kroplówkę - Zawartość strzykawki do laboratorium na cito! - Jedna z pielęgniarek bez słowa wykonała polecenie lekarza. 

Pisk kardiomonitora i widoczna na nim płaska linia zelektryzowała zespół medyczny do działania. Karl niezwłocznie przystąpił do reanimacji Leo.

*****************

Samochód prowadzony przez Asmodeusza z piskiem opon zaparkował przed szpitalem na ziemiach rodu Nyks. Piekielny książę miał w nosie, że złamał właśnie kilkanaście przepisów drogowych, a mandaty jakie dostanie będą opiewać na ładnych kilka tysięcy dolarów piekielnych. Czarnowłosy w pośpiechu wysiadł z auta i jak strzała pobiegł do szpitala. 

- Tina! Co z Leo? - Asmodeusz dopadł do swojej zdenerwowanej kuzynki, rozmawiającej z Victorem - Żyje?

- Żyje, na szczęście udało się przywrócić akcję serca, choć było kiepsko. 

- Co się dokładnie stało? - Asmodeusz był blady z przerażenia.

- Ktoś chciał zabić Leo. Wstrzyknął do jego kroplówki jakieś świństwo, a dokładniej podrobioną wodę święconą. Gdyby mój ojciec nie wszedł do sali, gdzie leży Leo, byłbyś już wdowcem.

- Ale jak do cholery ktoś się do niego dostał? Nie masz tu ochrony czy jak?

- Uspokój się, Asmo - wtrącił się Victor - Badamy to. Na pewno nie teleportował się do środka, bo Tina pozakładała tu cholernie silne zaklęcia zabezpieczające.

- Pani dyrektor... ja chyba coś widziałam - do Tiny podeszła młoda, wystraszona pielęgniarka.

- Co takiego Raiso?

- Myślałam, że to zwidy po wyczerpującym, całodobowym dyżurze. Ale teraz myślę, że to jednak nie były omamy. Na korytarzu, obok sali 139... odniosłam wrażenie, że ściana tam falowała, tak jakby stała tam jakaś istota, ale wtapiająca się kolorystycznie w tło.

- Kameleon - mruknęła Tina - Nic dziwnego, że nikt go nie zauważył. Dziękuję Raiso, wracaj na razie do dyżurki. 

- Asmodeuszu, czy któryś z twoich dłużników włada zdolnościami kameleona?

 - A bo ja wiem - demon wzruszył ramionami - Nie znam ich wszystkich osobiście. Dla mnie to tylko nazwiska i kwoty, jakie są mi winni. Tina, nie obchodzi mnie co na to powiesz, ale przy Leo cały czas ma być jeden z moich podwładnych. 

- Dobrze, nie zamierzam się kłócić. Moi też zaraz tu będą. O, nawet już są.

Do kuzynostwa podeszli Villemo i Arthur, na ramieniu którego siedziała Peruna. 

- Lady Nyks, wzywała nas pani - słudzy pokłonili się przed Tiną.

- Zgadza się. Arthurze, zostaniesz osobistym pielęgniarzem małżonka mojego kuzyna. Nikt poza tobą, mną i moim ojcem nie będzie miał do niego dostępu. Villemo, ty będziesz pełniła straż przed jego salą. Tora zmieni cię jutro o dwunastej. 

- Wedle rozkazu, Królu.

- A ty moja śliczna Peruno, będziesz patrolować teren wokół szpitala, a szczególną uwagę zwrócisz na okno sali, gdzie leży mój szwagier. Zrozumiałaś?

Thunderbird spojrzał na wiedźmę przekrzywiając głowę, by po chwili zaskrzeczeć potwierdzająco. W tym czasie Asmodeusz konwersował z kimś przez krąg telekomunikacyjny. Pół godziny później zjawił się podwładny piekielnego księcia.

Był to wysoki, niezwykle szczupły mężczyzna, poruszający się z iście kocią gracją. Ubrany był w czerwony, obcisły strój błazna, a na głowie miał błazeńską czapkę. Jego twarz skrywała wenecka maska, odsłaniająca jedynie usta. Tiny nie zdziwiło, że Asmodeusz sprowadził tu swojego Skoczka. Mężczyzna jest niezwykle szybki, wygimnastykowany, a przy tym silny.

- Misterio przybyło na rozkazy swego pana. Co Misterio ma wykonać?

- Będziesz pilnować mojego męża. Idź na drugie piętro, do sali 139. Będzie tam Villemo z parostwa mojej kuzynki. 

- Misterio zrozumiało. Misterio wykona rozkaz swego pana - Skoczek pokłonił się i ruszył tam, gdzie kazał mu Asmodeusz.

- Tinka, zostanę tu dobrze? Pozwolisz mi przenocować w swoim gabinecie?

Wiedźma spojrzała na swojego kuzyna i dostrzegła w jego oczach nie tylko strach i szok, ale też lekki obłęd. Cała ta sytuacja źle na niego wpływała. 

- Lepiej będzie jak przenocujesz u mnie w domu. Chodź, idziemy. Leo ma teraz świetną ochronę. Nie martw się - kobieta wzięła kuzyna za rękę i zaczęła prowadzić w stronę wyjścia.

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz