29.

28 1 22
                                    

Nadszedł długo wyczekiwany dzień dla Leonory i Alana. Uroczystość odbywała się w ogrodzie, a ślubu młodej parze udzieliła następczyni piekielnego tronu. Młoda para i ich goście bawili się w najlepsze i nikt nie zwracał uwagi na jedną ze służących, która bacznie obserwowała zarówno Leonorę jak i Leo.

Fenenna długo szykowała się na ten dzień. Zamierzała za jednym zamachem pozbyć się obojga tych przeklętych bękartów. Gdy tylko dowiedziała się o ślubie Leonory, postanowiła wykorzystać ten fakt. W tym celu zatrudniła się dwa tygodnie wcześniej w willi Asmodeusza jako pokojówka, przybierając fałszywy wygląd i tożsamość. A teraz, usługując podczas wesela, czekała na odpowiedni moment, by zrealizować swój plan.

Rodzeństwo Rofocale akurat rozmawiało i żartowało trochę na uboczu. Fenenna, zaczęła się zbliżać do nich, omijając zręcznie innych gości. Sięgnęła do kieszeni fartucha i wyciągnęła z niech dwa srebrne sztylety.

Krzyk Leonory rozległ się pośród gwaru uczestników wesela. Spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę, z której dobiegł krzyk. Weselnicy zobaczyli jak jedna ze służących trzyma noże przy szyjach panny młodej i jej brata. 

- Co to ma znaczyć? Co ty wyprawiasz? - Krzyknął Asmodeusz, który nadbiegł ze swoimi braćmi oraz Alanem.

- To co powinnam zrobić dawno. Pozbywam się szkodników. - Kobieta wybuchła psychopatycznym śmiechem. 

- Dostaniesz co tylko zechcesz, tylko ich wypuść. Chcesz pieniędzy? Podaj tylko kwotę. - Asmodeusz starał się zachować spokój, choć krew się w nim gotowała. Najchętniej przybrałby swoją demoniczną formę i rozszarpał tę sukę na strzępy, ale nie chciał ryzykować, że przypadkowo skrzywdzi męża i szwagierkę. 

- Jedyne czego chcę, to żeby te bękarty zniknęły ze świata. - Kobieta docisnęła ostrza do szyj rodzeństwa.

- Co ci niby takiego zrobiliśmy? - Spytał Leo. - Nawet cię nie znamy.

- Och, znacie. Bardzo dobrze znacie. - Zachichotała opętańczo kobieta i zaczęła przybierać swoją prawdziwą postać. Większość gości na widok królowej parostwa hrabiego Rofocale zaczęła pośpiesznie teleportować się z terenu willi.

- Fenenna? Robisz to z rozkazu naszego ojca? - Zaszlochała Leonora.

- Tsh, wasz ojciec jest za słaby na radykalne pozbycie się problemów.  

W oczach Fenenny widać było czyste szaleństwo. A zważywszy na fakt, iż była zdiablonym aniołem i wciąż władała magią światła, próba walki z nią dla większości obecnych tam demonów była równoznaczna z samobójstwem. Jednak parostwo Asmodeusza nie zamierzało stać bezczynnie. Przysięgali swojemu panu, że będą mu wiernie służyć i jeśli trzeba, poświęcą życia w obronie jego samego i jego rodziny. Różnie się ze sobą dogadywali, ale znali się już tak długo, że rozumieli się bez słów. Na znak dany przez Morwennę każdy z członków parostwa zajął pozycję. Umiejący poruszać się bezszelestnie jak kot Misterio, zakradał się do Fenenny od tyłu, dzierżąc w dłoni sztylet. 

- Głupcy, myślicie, że dacie mi radę? - Królowa parostwa Rofocale rozłożyła swoje skrzydła i wypuściła z nich pióra, które poszybowały w stronę jej przeciwników. Jedną z jej specjalnych umiejętności było przekształcanie piór w pociski i ostrza. I właśnie tego teraz użyła. Kilkoro podwładnych Asmodeusza zostało lekko zranionych ostrymi piórami byłej anielicy. Najbardziej ucierpiał Misterio - pióro wbiło mu się w brzuch, po czym eksplodowało, odrzucając jego ciało kilka metrów dalej. Błazen leżał nieruchomo w kałuży krwi. 

Tina teleportowała się obok Misterio i uklękła obok niego, rzucając zaklęcie powstrzymujące krwawienie. Wiedźma szybko sprawdziła jego obrażenia. To że mężczyzna wciąż żył zakrawało niemal na cud. Poskładania go w całość i przywrócenie mu pełnej sprawności zajmie co najmniej kilka miesięcy. Diablica rozejrzała się w poszukiwaniu członków własnego parostwa. Villemo odciągnęła w bezpieczne miejsce zranioną Nadiyę. Arhur i Marcus pomagali Annuszce opatrywać pozostałych. Tora wraz ze swoim mężem już wcześniej ewakuowali do środka domu dzieci i teraz ich pilnowali. Tina telepatycznie porozumiała się ze swoimi sługami i przekazała im wymyślony na szybko plan.

Fenenna rozkoszowała się widokiem pobojowiska i przelanej przez nią krwi. Jeszcze większą radość sprawiała jej rozpacz malująca się na twarzy Asmodeusza.

- Słabi, jesteście tacy słabi w porównaniu ze mną. Elita Piekła? - Drwiła była anielica. - Nie jesteście w stanie nawet kiw... AAAAA!!! - Kobieta wrzasnęła nagle, puszczając noże trzymane przy szyjach rodzeństwa Rofocale i chwyciła się za twarz. Spomiędzy jej palców wypływa krew sącząca się z jej oczu.

Leo złapał siostrę za rękę i pobiegł w stronę męża i jego rodziny. Nie dobiegli do celu, gdyż Leonora nagle zgięła się w pół i upadła na kolana, trzymając się za brzuch.

- Siostrzyczko?

- Boli, strasznie boli! - Jęknęła Leonora.

- Na nic się zdadzą wasze brudne sztuczki! - Warknęła Fenenna, wyciągając z oczu ostre kolce. - Zabiję was wszystkich! - W jej dłoniach pojawiła się lśniąca błyskawica, którą cisnęła w stronę rodzeństwa. Leo objął siostrę, czekając na szybką śmierć, która jednak nie nadeszła. Gdy otworzył oczy, zobaczył stojącego przed nimi ogromnego wilka, ściskającego w potężnych zębiskach błyskawicę. 

- Głupi kundel! - Warknęła Fenenna, wzbijając się w powietrze.

- Nie tak szybko, siostro. - Marcus zagrodził jej drogę, zsuwając ciemne okulary. Jego oczy lśniły soczystą zielenią. Węże na jego głowie uniosły się i zasyczały. Fenenna poczuła jak całe jej ciało sztywnieje i zastyga. Kobieta, która unosiła się w powietrzu, opadła bezwładnie na ziemię.

- Arthur, twoja kolej. - Marcus sfrunął na ziemię obok upadłej anielicy. Jego kolega z parostwa w milczeniu uklęknął obok Fenenny, obracając w palcach cienki, przezroczysty żeton, pokryty jakimiś symbolami. Blondyn naciął palec i utoczył kroplę krwi na żeton, który następnie przyłożył do piersi byłej anielicy. Kryształowy krążek zaczął wnikać w ciało kobiety, znacząc miejsce przyłożenia śladem oparzenia.

- Świetnie się śpisaliście. Cała czwórka. - Tina spojrzała na swoich podwładnych z dumą. - Victorze, możesz aresztować tę psychopatkę. Kagiro, co z Leonorą?

- Muszę ją zabrać do kliniki. - Japonka klęczała już obok młodej diablicy i badała ją. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie straciła dziecka. A co z Misterio? 

- Poskładam go w swoim szpitalu. Będzie dobrze. Vic, nie stój jak kołek. Mówiłam, że możesz ją zabrać.

- A tak... Jasne... - Victor otrząsnął się z szoku i podszedł do Fenenny. Choć była sparaliżowana, stworzył magiczne kajdany wokół jej nadgarstków. - Marcusie, kiedy paraliż przestanie działać?

- Za jakieś dwie, może trzy godziny, panie.

- Dobrze. - Victor teleportował się z aresztantką. 

- Samaelu, my też chodźmy. - Odezwał się Lucyfer, obrzucając spojrzeniem Tinę i jej podwładnych. Władca Piekła wzdrygnął się mimowolnie, gdy wielki wilk, należący do Villemo, wyszczerzył zęby w swego rodzaju uśmiechu. - Chcę być przy jej przesłuchaniu. A także przy przesłuchaniu Eduarda Rofocale. Amadeusie, zostawiam Sagę i Berenice pod twoją opieką.

- Asmodeuszu, zabieram Misterio do swojego szpitala. Moje zaklęcie co prawda powstrzymało krwotok, ale nie obejdzie się bez operacji. 

- Zrób wszystko, żeby go uratować.

- Tak będzie. Arthurze, jesteś gotowy? To idziemy. - Tina i jej podwładny zniknęli w magicznym kręgu razem z rannym błaznem.

Asmodeusz, tuląc w ramionach drżącego męża, obrzucił zmęczonym spojrzeniem ogród. Trawę znaczyły ślady krwi i spalenizny, w miejscu gdzie wybuchły pióra byłej anielicy. Demon nie mógł uwierzyć, że został oszukany i tuż pod jego nosem po raz kolejny próbowano zabić jego męża, a także szwagierkę. Do tego zraniono jego podwładnych, w tym jednego niemal śmiertelnie. A on nie mógł nic zrobić, tylko biernie się przyglądać. W tej chwili pragnął zemsty jak nigdy. Jeśli nie na tej parszywej suce, to chociaż na swoim tak zwanym teściu. Ale w pierwszej kolejności musiał zająć się Leo.

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz