23.

78 6 31
                                    

Kolejnego dnia, tuż po śniadaniu, Asmodeusz i Leo ponownie wybrali się na zwiedzanie Rzymu. Tym razem celem ich wycieczki było Koloseum i Muzeum Narodowe. Leo co prawda był najbardziej ciekawy zbiorów Muzeum Watykańskiego, ale musiał się uzbroić w cierpliwość, gdyż tam umówieni byli dopiero za dwa dni. 

Blondyn był zachwycony możliwością obejrzenia legendarnego Koloseum. Asmodeusz musiał wręcz pilnować, żeby jego mąż nie wziął sobie stamtąd niczego na pamiątkę.

- Ta ruina naprawdę ci się podoba? Za czasów jej świetności to faktycznie było co podziwiać. I te wspaniałe igrzyska, jakie się tu odbywały. Walki gladiatorów, wyścigi rydwanów, naumachie, egzekucje skazańców.

- Zazdroszczę ci. Masz tyle lat, że widziałeś, jak te wszystkie zabytki dawnych kultur powstawały.

- A także jak upadały wielkie cywilizacje. Pożar Rzymu też oglądałem. Niezłe widowisko było. 

- Może jeszcze się do niego przyczyniłeś? - Leo wbił spojrzenie w swojego męża.

- Ja? No co ty... Hehe... - Asmodeusz uciekł wzrokiem w bok i nerwowo poprawiał kołnierzyk koszuli.

- Asmo... - Leo złożył ręce na piersi i uparcie wpatrywał się w partnera.

- Nooo... Może tak troszku. Prawdopodobnie palnąłem coś głupiego podczas orgii u Nerona, a ten idiota wziął to na poważnie. Hehe! No co? Nie przewracaj tak oczami.

- Pozostawię to bez komentarza. Chodźmy lepiej do muzeum.

W Muzeum Narodowym Leo czuł się jak ryba w wodzie. Te wszystkie dzieła sztuki - rzeźby, malarstwo ścienne, biżuteria, mozaiki, monety. Zdecydowanie mógłby tu zamieszkać. Nawet żartem zapytał jedną z pracownic, czy muzeum nie ma przypadkiem pokoi do wynajęcia. Włoszka unała, że mężczyzna próbuje ją poderwać i stała się wyjątkowo nachalna, wręcz wieszała się na szyi Leo. Z opresji wybawił go dopiero Asmodeusz, który wyswobodził męża z objęć kobiety, a następnie namiętnie go pocałował. Czarnowłosy demon z satysfakcją obserwował całą paletę emocji wykwitających na twarzy muzealniczki. Najpierw zaskoczenie, potem zniesmaczenie i oburzenie. Ostatecznie kobieta odwróciła się na pięcie i zaczęła okazywać zainteresowanie innemu ze zwiedzających. 

Po kilku godzinach zwiedzania, robienia szkiców i miliona zdjęć, małżonkowie opuścili w końcu teren Muzeum Narodowego. Asmodeusz z lekkim niepokojem przyglądał się Leo, który po wygranym pojedynku z japońskim turystą, wyglądał jak kot, który dorwał się do śmietanki. Czyżby mąż mu się popsuł? Albo co gorsza, zaczął przejmować jego cechy?

- Mam nadzieję, że ten facet dojdzie do siebie i nie postanowi popełnić seppuku. - Mruknął cicho do siebie.

- Raczej nic mu nie będzie. Auć? 

Leo poczuł, że ktoś na niego wpada. Osobnik raczej był mały, bo uderzenie poczuł na wysokości kolan. Mężczyzna spojrzał w dół i zobaczył siedzącego na ulicy chłopca, mającego może z pięć lat. W jego oczach zbierały się łzy, a podbródek zaczął niebezpiecznie drżeć. Asmo i Leo szybko uklękli obok dziecka, chcąc się upewnić, że nie zrobił sobie krzywdy.

- Nie płacz, maleńki. Nic sobie nie zrobiłeś? Nie skaleczyłeś się? - Spytał Leo, a chłopczyk pokręcił główką.

- Jak masz na imię? 

- Lodovico, ploszę pana.

- A gdzie twoi rodzice? - Zainteresował się Asmodeusz, rozglądając się dookoła. Mijający ich ludzie rzucali im zaciekawione spojrzenia, ale nic więcej. Wygladało na to, że chłopiec jest sam. Potwierdzał to fakt, że po tym pytaniu zaczął cicho łkać.

- Zgubiłeś się? - Leo wyciagnął z kieszeni chusteczkę i zaczął wycierać łzy chłopca - No już, nie płacz. Poszukamy twoich rodziców, dobrze? Gdzie ich widziałeś ostatni raz? - Lodovico machnął w odpowiedzi rączką w dość nieokreślonym kierunku.

- Niedużo mi to mówi. O, może opiszesz co widziałeś. 

- Duzi budynek. Miał wieże z zegarem. A przed nim stała taka duzia kolumna z panią na ścicie.

- Hm, to może być Bazylika Matki Boskiej Większej. - Leo w zamyśleniu potarł brodę.

-  Byłeś tam z mamą i tatą? Czy tylko z jednym z rodziców? - Dopytywał Asmo.

- Z mamusią. Kazała mi ciekać, a sama gdzieś pośla. Chciałem jej posiukać.

- No już, głowa do góry. Niedługo ją znajdziemy. - Asmodeusz poczochrał Lodovico po włosach, delikatnie przy tym wyrywając mu ich kilka. - Powiedz mi tylko, jak twoja mama wygląda.

- Jest baldzo śliczna. Ma bląziowe włosy jak ja. Tylko zawsze jest baldzo smutna.

- Ładna i smutna, teraz na pewno ją znajdę.  

- To może my poczekamy na was w restauracji? Lodovico, masz ochotę na lody? - Uśmiechnął się Leo.

- Si! Gelato! Gelato!

- To chodź. - Blondyn pomógł chłopcu wstać, wziął go za rękę i skierował się do najbliższego lokalu z gastronomią.

Gdy Leo i chłopiec zniknęli, Asmodeusz ruszył tropem matki chłopca. Włosy, które niepostrzeżenie wyrwał chłopcu, stanowiły bazę dla zaklęcia namierzającego. Magia prowadziła go jak po sznurku. Ku swojemu zaskoczeniu, ślad prowadził w stronę Roma Termini, rzymskiego dworca kolejowego. W pewnym momencie zobaczył kobietę stojącą niepewnie na skrzyżowaniu. Wyglądała, jakby się wahała, czy ma przejść na drugą stronę. Zaklęcie namierzające właśnie ją wskazywało. Asmodeusz użył kolejnego zaklęcia, tym razem czyniącego niewidzialnym i teleportował się obok kobiety.

- Pani zamierza rzucić się pod samochód czy udać się na stację i uciec od własnego syna? 

Zaskoczona nagłym pojawieniem się mężczyzny i jego szeptem, matka Lodovica podskoczyła, pisnąwszy cicho. Gdy się obróciła, Asmodeusz mógł jej się dobrze przyjrzeć. Na nosie miała duże okulary przeciwsłoneczne. Długie, rozpuszczone włosy zaczesała tak, żeby zasłaniały lewą stronę jej twarzy. Skulona postawa, nerwowe ruchy i paniczne rozglądanie się na boki. Demon hazardu bardzo dobrze znał te objawy. Widział wiele takich kobiet, ofiar przemocy domowej.

- Ja... ja... - kobieta nerwowo ściskała torbę podróżną.

- Jeśli nie zamierza się pani zabijać, to proszę iść ze mną. - Asmodeusz złapał ją za ramię i zaczął prowadzić w kierunku, z którego przyszedł. - Przed Lodovico udajemy, że pani wcale go nie porzuciła, rozumie pani?

- Tak.

- Mama! - Na widok matki, Lodovico zerwał się z krzesła i podbiegł do niej.

- Skarbie, prosiłam, żebyś na mnie czekał. Wróciłam i nie mogłam cię znaleźć. - Kobieta wzięła syna na ręce i mocno przytuliła. - Wiesz jak się wystraszyłam?

- Zamierzasz zrobić dobry uczynek? - Leo nachylił się do Asmodeusza, który usiadł obok niego i obserwował matkę z synem.

- Tylko nie mów o tym głośno, bo stracę całą reputację, na którą pracowałem przez wieki. No dobra, co oni tu dobrego serwują. - Asmodeusz zajął się studiowaniem menu, a Leo tylko chichotał bezgłośnie. 

Pokręcona miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz