[7]

3.5K 322 174
                                    

Po odejściu Killui, Gon odczekał jeszcze chwilę, aż jego kroki całkowicie ucichną i zapukał do drzwi.

Przez kilka sekund nic się nie działo, jednak potem usłyszał z wnętrza mieszkania nasilający się odgłos dudnienia.

Zdenerwowany, przełknął ślinę.

Istniały tylko dwie opcje: była zmartwiona albo zła. Chociaż stan jego cioci mógł w takich sytuacjach bardzo szybko zmieniać się z jednego w drugi, więc bez względu na wszystko musiał zachować ostrożność.

Drzwi gwałtownie otworzyły się i w progu stanęła rudowłosa kobieta z... wałkiem w ręku.

Sądząc po tym... druga opcja.

-Em... cześć, ciociu Mito... wróciłem... - uśmiechnął się, choć w środku błagał o ratunek przed jej gniewem.

-Piłeś? - spojrzała na niego podejrzliwie, zaciskając dłoń mocniej na uchwycie wałka, niczym rycerz na rękojeści miecza.

Rycerz bardzo zły na swojego podobiecznego.

-N-nie... - wymamrotał, bezwiednie się cofając.

-Mówisz? - uniosła lewą brew.

-Przysięgam - odparł, zachowując tyle pewności siebie, ile tylko był w stanie.

-No dobra... skoro tak, to pewnie nie będziesz miał nic przeciwko, żeby pomóc mi w robieniu ciasta - odwróciła się, ruchem ręki pokazując mu, żeby wszedł do środka.

-Pewnie, że nie - odparł, idąc za nią. - A i... jest jedna taka sprawa...

-Hm? Jednak chcesz się przyznać?

-Nie, nie o to chodzi. Po prostu... mój znajomy przyjdzie jutro na obiad.

Rzuciła mu podejrzliwie spojrzenie.

-Znajomy, hm? Nigdy nie chciałeś mi przedstawiać swoich znajomych.

-Em... pomyślałem, że czas coś zmienić - odparł, uciekając wzrokiem.

Mito nic nie odpowiedziała. Zamiast tego, wróciła do wałkowania ciasta.

Tak, to była kiepska wymówka...

ꨄ︎

Pomieszczenie wypełnił dźwięk dzwoniącego telefonu.

Gon wydał z siebie jęk niezadowolenia i wepchnął głowę pod poduszkę, próbując odciąć się od hałasu.

Ponieważ dzwonienie nie ustawało, leniwie wyciągnął rękę i zaczął szukać po omacku telefonu na szafce nocnej. Gdy jego palce w końcu na niego natrafiły, odebrał nie patrząc nawet, kto dzwonił.

-Halo? - wymamrotał, wpółprzytomnym głosem.

-Dzień dobry, Gon. Wyspałeś się? Mam nadzieję, że miałeś o mnie jakiś sen - powiedział jego rozmówca i zachichotał cicho.

Gon nie od razu rozpoznał, do kogo należał ten czarujący śmiech. Jednak, gdy już to do niego dotarło...

-Killua?! Dlaczego do cholery dzwonisz do mnie o piątej rano?!

-Chciałem się upewnić, że nie zaśpisz i zdążysz się przygotować na obiad.

-O czym ty mówisz?! Powiedziałeś, że przyjdziesz w południe! A jest pieprzona piąta rano! Zresztą, co ty do cholery robisz na nogach tak wcześnie?!

-Codziennie rano wychodzę pobiegać. Mógłbyś się do mnie przyłączyć. Dla zdrowia.

-Chyba żartujesz. Jeśli już będę biegać, to na pewno nie z tobą. I o jakiejś normalnej godzinie.

-W takim razie, jutro przyjdę do ciebie i osobiście wyciągnę cię z łóżka - zaśmiał się.

-Nawet nie próbuj. Już wolę, żebyś ze mną spał, niż wstawać tak wcześnie.

-Naprawdę? No skoro nalegasz to...

-Nawet nie kończ. Nie chcę wiedzieć, co znowu wymyśliłeś.

W odpowiedzi usłyszał tylko jego śmiech. Ten cholernie uroczy śmiech.

-To wszystko, czego ode mnie chciałeś? - westchnął czarnowłosy - W takim razie, idę dalej spać.

-Uważaj, żeby nie zaspać na obiad.

-Możesz być spokojny. Moja ciocia na pewno mi na to nie pozwoli.

-Mówisz? No to chyba zaufam twojej cioci. Dobranoc. Niech przyśni ci się coś o mnie.

-Chciałbyś - odparł, zrezygnowany, rozłączając się.

Odłożył telefon i ukrył twarz w poduszce.

Killua nie przestawał go zaskakiwać...

❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz