-Jesteś pewien, że nie chcesz ubrać się trochę bardziej... elegancko? - Mito przyglądała się ubiorowi Gona, mrużąc oczy.
-To zwykła randka - westchnął. - Przecież nie pójdziemy do jakiejś pięciogwiazdkowej restauracji.
Obrócił się w kierunku lustra i jeszcze raz przeanalizował swoją kreację. Miał na sobie białą koszulkę, rozpinaną, jasnozieloną bluzę i jeansy.
-Jest w porządku - wymamrotał, poprawiając włosy.
Nie chciał, żeby przez przesadne staranie się nad wyglądem, Killua pomyślał, że mu zależy. W końcu ani trochę go to nie obchodziło. Szedł na tę randkę, tylko po to, żeby zachować twarz przy ciotce. Nie znosił towarzystwa Killui i miał dość jego dziwnych pomysłów. W końcu każde ich spotkanie kończyło się jakąś obietnicą.
W lustrze dostrzegł błysk pierścionka na swoim palcu. To był przykład jednej z tych obietnic. Ale akurat tej nigdy nie spełni.
Jego myśli rozproszyl dźwięk dzwonka do drzwi. Od razu rzucił się w ich kierunku, żeby otworzyć przed ciotką i jak najszybciej wyjść z mieszkania.
Pociągnął klamkę i chcąc wyjść na zewnątrz, wpadł na Killuę. Białowłosy złapał go w pasie i pomógł utrzymać równowagę.
-Lecisz na mnie? - wyszeptał mu do ucha, śmiejąc się cicho. Gon poczuł delikatne ciepło na policzkach. Cholera...
Natychmiastowo odsunął się od niego, cofając kilka kroków w głąb mieszkania.
-To dla ciebie - Killua puścił mu oczko, wręczając... czerwoną różę.
Chociaż biorąc pod uwagę, że wczoraj mu się oświadczył, takie drobne rzeczy nie powinny go dziwić.
Wziął od niego prezent i ścisnął w dłoni, czując, jak kilka kolców wbiło mu się w rękę.
W sumie w ich przypadku był to perfekcyjny podarunek. Róża tak dobrze oddawała ich relację. Na pierwszy rzut oka wydawała się piękna i idealna, jednak tak naprawdę raniła uczucia Gona. Bo... sam zaczynał się w tym wszystkim gubić. I dalej nie wiedział, dlaczego Killua to robił.
Odłożył kwiat na pobliską szafkę i wyszedł z mieszkania.
-Powinniśmy już iść - powiedział, chwytając białowłosego za ramię i odciągając go od drzwi.
Nie chciał, żeby znów powiedział coś dziwnego przy jego ciotce.
ꨄ︎
-Możesz mi w końcu powiedzieć, gdzie idziemy? - spytał zirytowany Gon. - Chodzimy już od godziny.
-Hm? - Killua rzucił mu spojrzenie błękitnych oczu. - Nigdzie. Próbuję cię zmęczyć na tyle, żebyś nie był w stanie się podnieść. I wtedy, jako twój wybawiciel, zaniosę cię na rękach do domu.
Czarnowłosy przewrócił oczami, gdy usłyszał jego śmiech.
-A tak poważnie, to już jesteśmy - rzucił, pokazując gestem na coś po drugiej stronie ulicy.
Gon obejrzał się przez ramię i prawie zakrztusił powietrzem, gdy dostrzegł, na co wskazywał Killua.
Miał nadzieję, że to tylko dziwny zbieg okoliczności, że na ich randkę wybrał kręgielnię. W końcu nie mógł wiedzieć o jego rozmowie z Kurapiką. Jednak mimo wszystko to nadal było przerażające.
W ciszy przeszedł za nim przez ulicę i skierował się do wejścia.
-Wiesz... - zaczął białowłosy, otwierając drzwi - czułem się winny, że nie mogłeś wczoraj pójść na kręgle ze znajomymi, więc zdecydowałem, że sam cię tu zabiorę.
Na te słowa Gon poczuł wzbierającą w nim, wewnętrzną rozpacz.
SKĄD ON DO CHOLERY O TYM WIEDZIAŁ?!
Całe jego ciało przeszyły zimne dreszcze, a oddech stał się przyspieszony i urywany.
Killua wiedział o nim wszystko. To było zbyt straszne, żeby mogło być prawdziwe. Musiał pozbyć się go ze swojego życia. I to jak najszybciej.
CZYTASZ
❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]
Fanfiction𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎𝑚 𝑤 𝑧𝑤𝑦𝑐𝑧𝑎𝑗𝑢 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎𝑐 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜𝑠 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑜𝑛𝑐𝑧𝑦𝑐. (...) 𝑇𝑒 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑒𝑚 𝑚𝑖𝑛𝑢𝑡 𝑏𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑗𝑒. Idąc na imprezę do znajomego, Gon nie wiedział jak wielki wpływ na jego los będzie miała nadchodząca...