[26]

2.8K 255 238
                                    

Killuę obudziły promienie słoneczne, wdzierające się do pokoju przez niezasłonięte okno.

Z niezadowoleniem naciągnął kołdrę na głowę, próbując odciąć się od światła.

W międzyczasie przeskanował w głowie wydarzenia ostatniej nocy. Cóż... było gorąco.

Nadal nie wiedział, czy to na pewno dobra decyzja. Ale jeśli Gon nadal śpi obok niego, to wyglądało na to, że niczego nie musiał żałować.

Chciał, aby ta noc była ostatecznym przełamaniem barier między nimi i miał ogromną nadzieję, że w końcu zaczną ze sobą chodzić.

Prawdą było, że znali się krótko, ale kochał tego słodkiego, czarnowłosego chłopaka tak bardzo, że nie wytrzymałby bez niego, ani jednego dnia dłużej.

Po romantycznym śniadaniu poprosi go o chodzenie. Chociaż w sumie... teoretycznie byli zaręczeni, ale nie był pewien, czy Gon potraktował to poważnie. Więc może powinien prosić go o rękę?

Sam już się w tym gubił. Ale jedno było pewne. Kochał Gona i chiał z nim być. Bez wględu na wszystko.

Ich znajomość nie zaczęła się zbyt obiecująco. Gon spodobał mu się już od chwili, gdy wtedy na imprezie pierwszy raz go dotknął. I postanowił sobie, że go zdobędzie. Że zrobi wszystko, aby móc go nazwać swoim własnym. I widzieć, że chłopak odwzajemnia jego uczucia.

Na początku Gon go nie znosił. Ciągle uciekał i choć tego nie mówił, Killua wiedział, że był krok od nienawiści. Żeby go bliżej poznać, musiał uciekać się do podstępów i przez chwilę sam nie wierzył, że mu się uda.

Na szczęście zabranie czarnowłosego na kręgle okazało się strzałem. Wystarczył jeden telefon do Kurapiki, a poznał dobre miejsce na ich pierwszą randkę. Miał wrażenie, że to właśnie od tamtego momentu, Gon zmienił do niego nastawienie.

Gdy obserwował, jak chłopak się do niego przekonuje, z dnia na dzień był coraz szczęśliwszy.

Kolejnym ważnym elementem w budowaniu tej relacji była ich druga randka.

Gdy postanowił przeprowadzić mały eksperyment i spóźnił się godzinę na spotkanie, odkrył, że on naprawdę tęsknił. To go uszczęśliwiło. Bo w końcu kogo nie cieszyłoby, że osobie, którą się kocha, zależy?

Skromny piknik w lesie również okazał się dobrym wyborem. Klimatyczny nastrój, otoczenie naturą i aromatyczne wino. Gon wydawał się zadowolony z tamtej randki.

Kolejna była zaplanowana na dzisiaj. 7 lipca. Dziewiętnaste urodziny Killui.

Chciał ten wyjątkowy dzień spędzić z ukochanyn. Cóż... może i wydarzenia potoczyły się trochę inaczej, niż zaplanował, ale nie narzekał. Nie mógł dostać lepszego prezentu, niż miniona noc. A jeszcze lepsze będzie, jeśli Gon oficjalnie przyjmie jego oświadczyny. Idealniejszego poranka nie mógł sobie wyobrazić.

Przeciągnął się i wyciągnął ręce, chcąc objąć ukochanego, ale jego dłonie chwyciły jedynie powietrze.

Zdezorientowany, podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł oczy. Przeskanował wzrokiem kawałek łóżka po jego lewej stronie. Ale Gona... nie było.

Jedyną rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy był leżący na poduszce... pierścionek. Ostrożnie podniósł przedmiot i obejrzał go. Nie było wątpliwości, że to ten sam, który dał Gonowi.

Chwila... co to miało znaczyć?

Gon zniknął i zostawił pierścionek. Killua wolał nawet o tym nie myśleć, ale... czy to oznaczało zerwanie zaręczyn?

Cholera... A chciał mu powiedzieć jak słodko jęczy.

❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz