-Mieszkasz pod numerem pięćdziesiąt cztery, prawda? - spytał Kurapika, zatrzymując samochód przed blokiem.
-Tak, ale naprawdę poradzę sobie - westchnął Gon, wysiadając. - Nie musisz mnie odprowadzać pod drzwi.
-Wcale nie chciałem... - wymamrotał złotowłosy - W końcu to nie tak, że już raz puściłem cię samego i spadłeś ze schodów.
-Miałem jedenaście lat, przestań mi to wypominać - oburzył się.
Wciąż pamiętał, jak lata temu Kurapika zadręczał się, że nie poszedł go wtedy odprowadzić. Co prawda obrażenia nie były poważne, ale miał wrażenie, że jego przyjaciel do tej pory czuł się winny temu wypadkowi.
Złotowłosego znał od dziesięciu lat i przez ten czas jego dobroć ani trochę nie zmalała.
-Twoja ciotka będzie mi to wypominać do końca życia.
-Przecież od lat nawet o tym nie wspomniała - westchnął, krzyżując ręce na piersi.
-Widzę to w jej oczach za każdym razem, gdy do ciebie przychodzę - powiedział, z powagą kiwając głową, na co Gon wybuchnął śmiechem.
-Dobra, będę uważał - odparł, wciąż się śmiejąc. - Na razie.
ꨄ︎
Gonowi zostało już tylko jedno piętro, aby dotrzeć do swojego mieszkania.
Miał nadzieję, że jego ciocia nie będzie zła, że nie wrócił na noc.
To właśnie ona wychowywała go od lat. Swoich rodziców nigdy nie poznał, więc była dla niego jedyną rodziną.
Kilkoma długimi krokami pokonał schody i w końcu stanął przed swoim mieszkaniem.
Jednak wyglądało na to, że ktoś tam na niego czekał. Jego oczom ukazał się Killua.
-C-co ty tu robisz? - spytał niepiewnie.
-No wreszcie jesteś - białowłosy postukał palcami w powierzchnię drzwi. - Długo zajęło wam to śniadanie.
-Skąd do cholery masz mój adres?! - krzyknął ze wściekłością.
Ten chłopak był przerażający. Spotkanie go to było zdecydowanie najgorsze, co mu się wczoraj przytrafiło.
-Słodka tajemnica - zachichotał białowłosy.
-Mów natychmiast - warknął, zaciskając pięści.
Jeśli teraz nic z tym nie zrobi, Killua nigdy nie przestanie go nachodzić.
Niebieskooki udał, że się zastanawia.
-Powiem ci, jeśli... - kolejne dziwne obietnice?! - przedstawisz mnie swojej cioci - co do cholery?! - podczas obiadu.
-Chyba żartujesz... - parsknął - Chwila... Skąd wiesz, że mieszkam z ciocią?!
Teraz Gon był już poważnie przerażony. Ten chłopak wiedział o nim wszystko. Ale skąd miał te informacje?
-Wiesz co robić, jeśli chcesz wiedzieć.
Co on sobie wyobrażał?! Znali się ledwie kilkanaście godzin, a Killua już zdążył prawie go pocałować, spać z nim razem w łóżku, zmusić go do obietnicy spotkania, zdobyć jego numer i adres, a teraz jeszcze chciał poznać jego ciotkę. To było za wiele...
-Nigdy się na to nie zgodzę - prychnął.
-Dobrze, w takim razie pójdę zamienić z nią kilka słów teraz - wyciągnął rękę w stronę drzwi z zamiarem zapukania.
-Czekaj - Gon jednym ruchem odciągnął go na bok. - Zgoda. Będzie, jak chcesz.
-I takiej odpowiedzi oczekiwałem - uśmiechnął się i obrócił w jego stronę, chwytając jego ramię i pochylając nad nim - To nie tak, że chcę cię szantażować...
-Serio?! Bo odniosłem inne wrażenie - parsknął.
-Po prostu inaczej byś się nie zgodził - mrugnął do niego, oddalając się w stronę schodów. - Przyjdę jutro w południe. Do zobaczenia.
Czarnowłosy westchnął, zrezygnowany. Kompletnie nie wiedział, co ma robić.
Miał tylko nadzieję, że Killua nie zrobi niczego głupiego podczas obiadu...
CZYTASZ
❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]
Fanfic𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎𝑚 𝑤 𝑧𝑤𝑦𝑐𝑧𝑎𝑗𝑢 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎𝑐 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜𝑠 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑜𝑛𝑐𝑧𝑦𝑐. (...) 𝑇𝑒 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑒𝑚 𝑚𝑖𝑛𝑢𝑡 𝑏𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑗𝑒. Idąc na imprezę do znajomego, Gon nie wiedział jak wielki wpływ na jego los będzie miała nadchodząca...