[18]

3K 291 298
                                    

Gon skończył pić pierwszy kieliszek i gestem pokazał Killui, by nalał mu więcej.

-Nie tym razem - białowłosy schował butelkę do koszyka. - Jeśli odstawię cię do domu pijanego, twoja ciotka z pewnością mnie nie polubi. A przecież zależy mi na dobrych relacjach z przyszłą "teściową".

Puścił brązowookiemu oczko.

Chłopak, słysząc jego słowa, mimowolnie zaczął obracać pierścionek na swoim palcu.

Teściową, huh?

-Gon - kontynuował, obniżając ton głosu. - Mówiłem poważnie, gdy pytałem, czy za mnie wyjdziesz. Chcę kiedyś założyć na twój palec obrączkę.

Źrenice czarnowłosego rozszerzyły się, a jego dolna warga zaczęła drżeć.

C-co?

A więc te zaręczyny... dla niego były... prawdziwe? On... brał to na poważnie?

Po tym, co usłyszał, zaczynał poddawać w wątpliwości wszystkie swoje teorie o nieszczerości intencji Killui.

Jeśli naprawdę kiedyś go poślubi, to pewnie stanie się to, gdy będzie pewien, że ten chłopak daje mu szczęście. Chociaż... czy w sumie już tak nie było?

Ale... małżeństwo to jak przysięga, że spędzi się z kimś resztę swoich dni. Zawsze się wspierając i troszcząc o siebie nawzajem. Naprawdę byłby w stanie spojrzeć mu w oczy i ją złożyć?

Cóż... jak na razie ich relacja wyglądała na czystą i szczęśliwą. Ale... jak będzie później?

Po tym wszystkim, co przeszedł i czego doświadczył, wiedział, że ten chłopak potrafi zaskakiwać. Więc nie powinno zdziwić go, jeśli sprawi, że Gon się w nim zakocha. Jeśli tylko Killua z niego nie zrezygnuje to ich relacja naprawdę ma szansę.

A więc... czy okaże się, że poznał swojego męża pijany, na imprezie, grając w "siedem minut w niebie"?

-Gon - głos Killui przerwał jego rozmyślania. Rzucił mu spojrzenie. Na jego twarzy było pełno nadziei i niepewności. - Czy gdym teraz spytał cię jeszcze raz... to powiedziałbyś "tak"?

Chłopak wbił w niego zdumione spojrzenie, zasłaniając ręką twarz.

To było zupełnie jak... prawdziwe oświadczyny. Bez nienawiści i wymuszonych odpowiedzi. Killua prosił go... o rękę. Ale odpowiedź znał już od dawna.

Gon przysunął się bliżej i chwycił go za rękę, patrząc głęboko w jego oczy.

-Tak.

Twarz chłopaka momentalnie rozjaśniła się. Malowały się na niej ulga i ogromna radość.

Wyciągnął rękę w stronę czarnowłosego i delikatnie uniósł jego podbródek, zmuszając go do nieodrywania wzroku od swojej twarzy. Po tym subtelnie złączył ich usta.

Ale nie był taki, jak ostatnio. Tym razem był bardziej zachłanny i władczy. Poruszał wargami agresywnie, zaciskając ręce na ramionach chłopaka.

Gon zaczął niepewnie oddawać pocałunek.

W sumie to... nawet wolał tę dominującą stronę Killui. Mógł wtedy pozwolić mu całkowicie przejąć kontrolę. I nie martwić się niczym.

Po prostu oddać się magii chwili. Przez chwilę udawać, że cały świat do okoła zniknął i zostali sami. Tylko ich dwoje i ten cudowny moment, który będzie odtwarzać sobie w głowie przed snem przez wiele wieczorów. To wszystko.

I mógł z dumą przyznać, że to nie wina wypitego wina, a jego własny wybór.

Oderwał się od niego, gdy poczuł ostre ukłucie na przedramieniu.

-Komar? - wymamrotał, wycierając pozostałą na jego skórze krew po zabiciu owada.

-Jest już dosyć późno, więc to normalne. Spokojnie, gdzieś tu mam sprej... - powiedział Killua, przeszukując koszyk - Nie mam spreju...

-Proponuję stąd iść - odparł Gon, odpędzając od siebie owady.

-Myślę, że to dobry pomysł - stwierdził białowłosy, pakując rzeczy do koszyka - Wracajmy do samochodu.

ꨄ︎

Samochód zatrzymał się przed domem Gona i Killua wysiadł, żeby otworzyć mu drzwi.

-Będzie następna randka? - spytał go czarnowłosy, gdy już stanął na chodniku.

-A chcesz tego? - niebieskooki jedną ręką objął go w talii i przyciągnął do siebie, a drugą zamknął drzwi od auta.

-A jak myślisz? - wymruczał Gon w jego koszulkę.

-Wtorek ci pasuje?

-Jak najbardziej.

-W takim razie będę o tej samej godzinie, co dzisiaj - odparł, odsuwając się. - Do zobaczenia.

-Do zobaczenia.

❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz