Kula z hukiem uderzyła o parkiet i ku niezadowoleniu Gona, potoczyła się po skosie w kierunku rynny. Wydał z siebie głośne westchnięcie, gdy zniknęła na końcu toru i zdał sobie sprawę, że w obu rzutach nie zdobył ani jednego punktu.
Usłyszał za plecami śmiech Killui. Natychmiastowo obrócił się w jego stronę i spiorunował go spojrzeniem.
-To nie moja wina, że ci nie idzie, słońce - uśmiechnął się białowłosy, zajmując pozycję do rzutu.
Słońce...
Chłopak nachylił się nad podajnikiem kul pod pretekstem wybrania jednej, lecz tak naprawdę chciał za wszelką cenę ukryć swoje zarumienione policzki. Nie mógł pozwolić, żeby Killua pomyślał, że takie słodkie słówka na niego działają.
W momencie, gdy usłyszał uderzenie, spojrzał przez ramię, by zobaczyć dwa kręgle ocalałe po rzucie niebieskookiego.
Wyglądało na to, że był naprawdę dobry w tę grę. Już od wielu rund zostawiał Gona daleko w tyle.
Kolejny rzut białowłosego zakończył się zbiciem pozostałych kręgli i jego triumfalnym okrzykiem.
-Twoja kolej - rzucił do brązowookiego, wskazując ruchem głowy na tor.
-Przecież wiem - wymamrotał chłopak, zajmując pozycję.
-Powodzenia.
Wraz z wypowiedzeniem przez Killuę tego słowa, poczuł obiegający go, ciepły dreszcz. Szybko jednak odegnał od siebie myśli o nim, skupiając się na rzucie.
Według jego obliczeń, żeby kula nie zboczyła z kursu, musi wyrzucić ją idealnie na środku, ze średnim rozmachem i wkładając w to jedynie sześćdziesiąt procent swojej siły. Ostatnie wyliczenia się nie sprawdziły, ale tym razem na pewno się uda.
Raz. Dwa. Trzy. Zamach i rzut.
Otworzył oczy dopiero, gdy usłyszał odgłos kuli uderzającej o kręgle. I... zbił trzy. Może to niewiele, ale zawsze coś.
-Brawo - rzucił Killua ironicznym tonem.
-Cicho -czarnowłosy udał obrażonego. - Teraz będzie lepiej.
Niestety, mimo zapewnień Gona, w następnym rzucie nie strącił żadnego kręgla.
Z rozczarowaniem odsunął się na bok, robiąc przejście dla Killui.
-Nie łam się - białowłosy uśmiechnął się pocieszająco. - Wszystko tkwi w tym, że źle się do tego zabierasz. Pokażę ci, co robisz nie tak, jak będzie twoja kolejka.
Gon w ciszy odwrócił się do podajnika kul. Jego myśli stanowczo odbiegały od tematu prawidłowego rzucania.
-Killua... - zaczął niepewnie.
-Hm? - mruknął chłopak, nie odwracając wzroku od toru.
-Dlaczego to wszystko robisz? To znaczy... zabrałeś mnie tutaj, jesteś miły i w ogóle...
-Cóż... po prostu chcę, żebyś choć trochę mnie polubił - odparł z uśmiechem i wyrzucił kulę. - Strike!
Gdy Gon patrzył na strącone przez niebieskookiego kręgle, zastanawiał się nad sensem jego słów.
Prawda była taka, że wcale nie musiał się o to starać. Już zyskał sympatię Gona. Jednak... na pewno mu się do tego nie przyzna.
ꨄ︎
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, rzucając na ziemię bladopomarańczowe promienie.
Chłodny wiatr rozwiał włosy Killui, powodując, że śnieżnobiałe kosmyki opadły mu na czoło. Chłopak odgarnął je do tyłu, nie odrywając wzroku od Gona.
Choć brązowooki czuł na sobie jego intensywne spojrzenie, nie przeszkadzało mu to.
Jedyne, co teraz zaprzątało jego głowę, to skąd Killua dowiedział się o jego wczorajszej rozmowie z Kurapiką. Przez cały ich pobyt w kręgielni nie miał czasu, żeby o tym myśleć, ale teraz nie dawało mu to spokoju.
Wiedział, że jeśli spyta o to Killuę, to pewnie chłopak znów wymusi na nim jakąś dziwną obietnicę.
Teraz, gdy o tym myślał, zdał sobie sprawę, że w zamian za obiad z Mito, białowłosy miał odpowiedzieć na jego pytanie. Ale nie mógł przypomnieć sobie, na jakie.
Zastanowił się przez chwilę, ale ostatecznie jego zapominalstwo wzięło górę i postanowił dać sobie spokój w tej kwestii.
Teraz ważniejsze było to, żeby zdecydować się na zadanie nowego pytania. Killua był niekwestionowanym mistrzem w wymyślaniu niewygodnych obietnic.
Ale... czy tak naprawdę Gonowi to przeszkadzało? W sumie wizja kolejnego spotkania z nim nie była taka zła. A jeśli dziś pozwoli Killui odejść bez jakiejkolwiek obietnicy, nie będzie miał pewności, że znów się zobaczą.
A więc musiał pytać.
CZYTASZ
❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]
Fanfiction𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎𝑚 𝑤 𝑧𝑤𝑦𝑐𝑧𝑎𝑗𝑢 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎𝑐 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜𝑠 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑜𝑛𝑐𝑧𝑦𝑐. (...) 𝑇𝑒 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑒𝑚 𝑚𝑖𝑛𝑢𝑡 𝑏𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑗𝑒. Idąc na imprezę do znajomego, Gon nie wiedział jak wielki wpływ na jego los będzie miała nadchodząca...