[14]

3.2K 292 243
                                    

Gon wpadł do mieszkania, zamykając za sobą drzwi i głośno oddychając.

To, co wydarzyło się podczas dzisiejszego spotkania z Killuą, nadal do niego nie docierało. Chwila, kiedy ich usta się spotkały była nieziemska.

Ale jakby na to nie patrzeć, pocałował go po trzech dniach znajomości. A raczej został przez niego pocałowany. Najgorsze jednak było to, że podobało mu się.

Po tym, jak spędził z Killuą trochę czasu, naprawdę go polubił. I chciał poznać go bliżej. Chociaż... już chyba poznał go aż za blisko. Mimo, że uważał, że to wszystko działo sie zbyt szybko, był gotów zaakceptować ten fakt... dla Killui.

Ale... czy na pewno dobrze postąpił, pozwalając mu wobec siebie na tak dużo?

-Już jesteś? - głowa cioci Mito wychyliła się z kuchni - Myślałam, że nie wrócisz na noc.

-Dlaczego miałbym nie wrócić? - popatrzył na nią pytającym wzrokiem, zdejmując buty.

-No wiesz... byłam pewna, że zostaniesz u swojego narzeczonego - rzuciła mu znaczące spojrzenie.

Gon zaczerwienił się lekko, gdy zrozumiał, co miała na myśli i zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Mito wydawała się zadowolona z jego znajomości z Killuą. Dlatego na razie lepiej będzie nie wyprowadzać jej z błędu. Niech wierzy, że w końcu znalazł sobie kogoś odpowiedniego, z kim jest szczęśliwy.

W sumie to... czuł się dobrze w towarzystwie białowłosego, więc nie można powiedzieć, że to całkowite kłamstwo. Jednak nie byli razem... jeszcze.

Usiadł na łóżku, przypominając sobie ostatnie słowa Killui, zanim rozeszli się dziś w swoje strony. "Mogę zabrać cię na kolejną randkę?" Odpowiedzi miały być szczere, więc Gon zmuszony był powiedzieć "tak".

I wcale tego nie żałował. Naprawdę chciał znów się z nim spotkać.. Jeśli miał być szczery, to już zaczynało mu go brakować, mimo, że widzieli się kilkanaście minut temu. Nie mógł doczekać się kolejnej randki.

ꨄ︎

Panującą w pomieszczeniu ciszę rozproszył dźwięk dzwoniącego telefonu, wybudzając Gona ze snu.

Chłopak z głośnym jękiem niezadowolenia sięgnął na szafkę nocną i wymacał jej powierzchnię palcami, aż w końcu odnalazł źródło hałasu. Odebrał, nie patrząc nawet na ekran. Dobrze wiedział, że tylko jedna osoba mogła dzwonić tak wcześnie.

-Killua! - warknął do telefonu. - Czemu do cholery dzwonisz do mnie o... - urwał, gdy zerknął na godzinę - chwila... jest dziesiąta...

-Jeszcze spałeś? - usłyszał cichy śmiech.

-Tak - westchnął. Po głosie rozpoznał, że nie pomylił się, co do swojego rozmówcy. - Chciałeś coś?

-Tylko zapytać, czy masz jakieś plany na sobotę.

-Plany? Nie. - odparł szybko.

Czy Killua chciał zaproponować to, o czym myślał?

-Więc... mogę zabrać cię na randkę?

Naprawdę o to spytał! Oczywiście, że tak!

-Hm... - udał, że się zastanawia - Zgoda.

-Wiedziałem, że to powiesz - zachichotał krótko. - W takim razie przyjdę po ciebie tak jak ostatnio. O czternastej.

-Dobrze... - wymamrotał, starając się sprawić wrażenie niezainteresowanego, chociaż w środku skakał ze szczęścia.

-To do zobaczenia, słońce.

Ostatni wyraz wymówił podkreślając każdą sylabę, na co Gon poczuł dreszcze biegnące wzdłuż kręgosłupa, a jego policzki lekko zapiekły.

-N-narazie... - wymamrotał, rozłączając się.

Opadł na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Nie mógł uwierzyć, że te słodkie słówka znów wywołały u niego taką reakcję. A im dłużej o tym myślał, tym bardziej zastanawiał się, dlaczego ucieszył się, słysząc jego głos.

Podniósł się do pozycji siedzącej, glośno wzdychając. To nie czas, żeby o tym myśleć.

Sięgnął na szafkę po pierścionek zaręczynowy i ostrożnie wsunął go na palec. Przez chwilę przyglądał mu się, przypominając sobie twarz Killui.

Teraz najgorszy będzie czas oczekiwania na nadejście soboty.

❦︎ Fifty four ❦︎ [KɪʟʟᴜGᴏɴ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz