~ Rozdział 7 ~

56 11 4
                                    

Idę ciągnięta za rękę przez Luka, prosto w stronę jego motoru. Nim zdążam nawet powiedzieć „ale". Podaje mi kask po czym wsiada na maszynę.

- A kask dla ciebie? - Wiem przecież, że może mieć przez to problemy, a co gorsza może coś mu się stać.

- Piękności ty moje, nie martw się o mnie. Jeżdżę już dwa lata, a teraz jedziemy do mnie po drugi kask - Czy mnie uspokoił? Nie, ale o dziwo ufam mu. Wsiadam na motor za chłopakiem i mocno go obejmuje w pasie - Obiecuje nie szarżować - Mówi po czym odpala maszynę i rusza. Nie jest tak źle. Tak jak mi gwarantował nie jedzie jakąś mega szybko. Do jego domu dotarliśmy w ciągu kilku minut. Mimo wszystko i tak proszę chłopaka, żeby zaparkował troszkę dalej. Jeszcze tego brakuje, żeby Kate zobaczyła mnie z a Lukiem na „maszynie śmierci" jak to ona ma w zwyczaju mówić. W dodatku na wagarach. I tak się dowie, że uciekłam ale nie musi mnie na tym nakryć, prawda? - Dobra piękna, idę po kask, jakieś picie i jedziemy - Uśmiecham się do niego i kiwam głową na znak zrozumienia. Blondyn idzie szybkim krokiem do domu. Wyciągam telefon. Żadnych wiadomości, nic. Luke wrócił szybciej niż myślałam. Nadal dziwi mnie to, że znam go tak krótko, a tak ufam. W końcu kto normalny wchodzi komuś do pokoju przez okno po kilku minutach rozmowy? I kto normalniejszy mu na to pozwala?

- Ym Luke? - Zaczynam nie chcąc psuć nam planów.

- Tak piękna? - Mówi z uśmiechem na ustach, zakładając kask.

- Bo mieliśmy iść na pizze, pamiętasz?

- Tak spokojnie. Obiecuje, że będziemy na czas - Uspokaja mnie tymi słowami. Nie chce olewać przyjaciół. - Weźmiesz plecaczek? Będzie ci nie wygodnie przytulając mnie od tyłu jak ja go będę miał. - Ma rację więc biorę id niego mały czarny plecak. Wsiada na motor. Odpala go, a ja zdaje sobie sprawę, że nawet nie wiem gdzie on mnie chce zabrać. Czy powinnam na to zważać? Zacząć się bać? Pewnie tak ale ten jeden raz nie chce tego robić. Teraz i tak już za późno, bo i tak już jedziemy. Wtulam się bardziej w Luka. Zamykam oczy i daje mu się po prostu porwać. Kiedy otwieram oczy po kilku minutach widzę jak wyjeżdżamy z miasta. Nie przeszkadza mi to. Im dalej stąd, tym lepiej. Znów zamykam oczy i daje się ponieść marzeniom. Ale czegokolwiek nie staram sobie wyobrazić widzę jego oczy. Te zielone oczy, które patrzą na mnie z pogardą. Nadal nie wiem co takiego mu zrobiłam, że aż tak mnie nienawidzi. Czemu ja w ogóle zawracam sobie tym głowę? Po tym, co mi zrobił powinnam go znienawidzić. I to właśnie zrobię. Nie zważam jak przystojny jest. Zwykły gnojek, który ma stanowczo za duże ego. Dla niego włącza się mój tryb suki. Tylko na to zasłużył! To smutne, że taki ktoś jak Luke ma takiego brata. Gdy znów otwieram oczy jedziemy bardzo szybko. Szybciej podejrzewałam. Czy się boje? Nie. Wręcz przeciwnie. Czuje się wolna jak ptak. A może Luke to mój Piotruś Pan? Może zabiera mnie teraz do Nibylandii, ratując przed Kapitanem Hakiem, którym jest Harry? Po kilku minutach jesteśmy jak to Luke mówi "prawie" na miejscu. Schodzę z motoru i o mało się przy tym nie zabijając. Chłopak na szczęście łapie mnie w ostatniej chwili i patrzy mi w oczy. Przez dłuższą chwilę się w siebie wpatrujemy. Przez moment w mojej głowie kłębią się myśli, żeby go pocałować, ale odpycham tę myśl. Kiedy w końcu odsuwam się od niego zaczynam czuć się lekko skrępowana. Serio? Teraz ci przy nim dziwnie? Ugh. Czekam aż Luke zaprowadzi nas w tajemnicze miejsce ale chłopak ma chyba inne palny co do tego.

- To moje tajemnicze miejsce. Nie możesz tak po prostu go poznać, więc odwróć się - Zdziwiona robię to co on chce. Moje oczy zostają związane czymś. Chyba apaszką? Nie wiem. Luke łapie mnie za rękę i prowadzi w nieznanym mi kierunku. To ten czas, kiedy powinnam się zacząć bać. Dziwne, że jeszcze jakiś czas temu byłam cała spięta, teraz gdy trzymam jego dłoń o wszystkim zapominam. To aż dziwne, jakim jest WIELKIM przeciwieństwem swojego brata. Fakt faktem, że jest adoptowany ale spędził z nim prawie całe życie i mają tych samych znajomych. Mógłby być taki jak on, a jednak okazał się być aniołem. - Zaraz będziemy piękna. Jesteś gotowa? - Jestem? Chyba tak.

- Myślę, że tak, ale nie daje stuprocentowej gwarancji - Słyszę jak cicho chichocze. Zatrzymujemy się i moja dłoń jest już bez dotyku jego. Stoję tak krótką chwilę po czym czuje jego oddech na mojej szyi.

- Witaj w mojej krainie czarów, piękna - Odsłania mi oczy, a mi zapiera dech w piersiach. Jesteśmy na wysokiej górze z widokiem na wielkie jezioro i miasto oczywiście nie nasze. Mimo że jest wczesna godzina woda pięknie odbija promienie słońca, wiatr lekko wieje w moją twarz i chwieje korony drzew. Wszystko stąd jest takie malutkie, takie piękne, idealne. Moim marzeniem teraz jest zostać tutaj na zawsze.

- Luke - Brak mi słów, nie wiem co mu powiedzieć.

- Wiem, nie musisz nic mówić - Odwracam się w jego stronę i widzę jako cudowny uśmiech. Stoi tam, przed kocem z rozłożonymi już kanapkami i piciem. Ręce trzyma w kieszeni i lekko giba się do przodu i do tyłu na palcach.

- Jesteś niesamowity - Uśmiecham się od ucha do ucha i podchodzę do niego. Chce go przytulić. Właśnie teraz. Odwzajemnia uścisk. Siadamy na kocu, a Luke daje mi butelkę wody.

- Ciesze się, że to mogłem cię uszczęśliwić - Mówi w czasie kiedy ja wypijam połowę butelki duszkiem.

- Ciszę się, że to właśnie ty to zrobiłeś, chciałabym tu zostać na zawsze.

- Jeszcze kiedyś cię tu zabiorę, obiecuje.

- Trzymam cię w takim razie za słowo! - zaczynamy się śmiać. Uwielbiam jego towarzystwo. Chyba jednak miałam rację. Znalazłam swojego Piotrusia Pana, a ten zabrał mnie do Nibylandii. I to piękniejszej niż w bajce.

----------------------------------------
Hejka wszystkim, troszkę się to przeciągnęło ale dałam rade, pomogła mi to pisać dziewczyna z grupki o One Direction więc wielkie brawa dla Zuzi, że poświęciła swój czas i swoją głowę bo chyba jej ją zniszczyłam 😅 miłego czytania i szykujcie się na szybki 8 rozdział. Postaram się pisać teraz częściej, mimo że praca i hobby rzadko daje mi na to czas. Buziaki dla was

Boys next doorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz