- Rozdział 25 -

20 3 0
                                    

Dzień minął mi bardzo szybko, nawet nie zauważyłam, kiedy minęła przerwa i Niall poszedł na lekcje. Aktualnie jestem już w domu, mamy koniec dnia, słyszę z mojego pokoju jak Kat, robi coś na dole. Rozumiem ją, sama nie wiem co ze sobą zrobić. Chyba brak tej małej duszyczki daje siwe znaki. Brakuje nam jej. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że bez niej jest tutaj tak pusto, tak ni, jak, tak cicho. Chyba sama nie jestem psychicznie gotowa, żeby pozwolić sobie myśleć, że jej tutaj nie ma. Nie siedzi teraz w swoim pokoju, odrabiając lekcje, nie ogląda bajek. Wstaję z mojego łóżka i patrzę w okno. Rolety mojego chłopaka są zasłonięte. Mojego chłopaka? Jak to nierealnie brzmi. Nawet nie jesteśmy oficjalnie razem. Powiedziałam tak tylko Kat, żeby nie zadawała pytań o tym, gdyż wiedziała, że byłoby to najzwyczajniej niestosowne. Z tego, co zdążam zauważyć, nie pali się u niego nawet światło, co mimowolnie sprawia u mnie strach. Czy to wina Harr'ego? Znów gdzieś z nim pojechał? Czy może po prostu śpi? Czy jestem gotowa usłyszeć odpowiedz na te pytania? Chyba nie, nie chcę teraz dodatkowych zmartwień, szczególnie że Luke wie, co się dzieje. Nie robiłby nic, co by mogło sprawić, że bardziej mnie zrani. Prawda? Chyba samą niewiedzą co się z nim dzieje, zaczynam ich sobie dodawać. Odwracam wzrok i idę do łazienki. Rozmyślam czy wziąć prysznic, czy kąpiel w wannie. Nie zastanawiając się, długo wchodzę do wanny w ciuchach. Nalewam do niej wody oraz zatykam wejście do wylewania się wody. Moje ciuchy mokną wraz z podnoszącym się stopniem wody. Gdy ciecz sięga mi do piersi, zanurzam się pod nią. Nie zważając na to, co będzie dalej. Chyba chce odpłynąć. Tkwię pod taflą wody jeszcze chwilę, po czym się wynurzam przez brak tlenu. Nie mija pięć sekund, kiedy znów zanurzam się pod wodę, tym razem wypuszczając całe powietrze. Nie chcę się utopić. Chce poczuć co to, tak naprawdę jest ból. Co sprawia, że ludzie lubią ginąć? Chyba nie do końca rozumiem. Samobójstwo jest pewnego rodzaju wyrazem agresji, skierowanej przeciw sobie, ale także przeciw wszystkim i wszystkiemu. Co mnie by skłoniło do tego? Nie jestem agresywną osobą, wręcz przeciwnie. Jestem zamknięta, jestem zagadką dla wielu ludzi. Poniekąd się mnie boją, mając mnie za wariatkę, która straciła rodziców, ale nigdy nie wykazywałam objaw agresji. Pierwszy raz mi się to zdarzyło do Harr'ego, ale i tak bardziej nazwałabym to strach. Wszystko, co robię w jego stronę, jest strachem. Ten człowiek naprawdę mnie przeraża pod każdym tego słowa znaczeniem. Smutne jest, że dalej nie jestem w stanie stwierdzić, dlaczego taki dla mnie jest. Przecież nie zrobiłam mu nic. Nie odezwałam się do niego źle. Był dla mnie taki od samego początku. Tylko dlaczego? Chciałabym się tego dowiedzieć. Pewnie nigdy nie będzie mi to dane. Wynurzam się spod wody, znów. Moją uwagę przykuwa dzwoniący telefon. Wychodzę z wanny prosto na mokrą podłogę, która jest zapełniona wodą. Odwracam się i zakręcam korki w wannie, po czym chwytam za swój ręcznik i wycieram ręce. Biorę telefon i odbieram, nie patrząc, kto dzwoni.

- Halo? - Biorę głęboki oddech, przez co zachłystam się powietrzem i zaczynam kaszleć.

- Księżniczko, wszystko w porządku? - Głos, który jest mi już dobrze znany, pyta mnie z troską. Wciąż mnie zaskakuje, jak znaczące znaczenie ma dla mnie osoba, której tak naprawdę nie znam.

- Tak, wszystko jest dobrze. Zachłysnęłam się po prostu, ale już dobrze. Czemu dzwonisz? - Mam wrażenie, że obojętność w moim głosie aż uderza go w twarz.

- Chciałem się spytać, co u mojego skarba, jak się czuje. Chciałem pogadać, ale to chyba zły moment z tego, co słyszę - Czuję się źle, tak go traktując, jakby nie patrzeć bardzo dużo dla mnie zrobił. - Mam zadzwonić później?

- NIE! - Zbyt szybko reaguje, przez co też bardzo głośno. - Ja chcę z tobą pogadać i to bardzo, przepraszam. Wszystko na mnie zleciało tak nagle. - Ściągam mokre ciuchy w łazience i wychodzę z niej do swojego pokoju, łapiąc jakieś dresy z szafki. - Poczekaj chwilkę. - Ściągam od razu bieliznę, a ta upada na podłogę, wyjmuję czyste majtki i zakładam je, przy okazji robiąc to samo z szarymi spodniami dresowymi. Przekładam głowę przez biały t-shirt, który przez fakt, że jestem mokra, przylega do mojej klatki, ukazując tym piersi i stojące sutki. Odwracam się szybko, patrząc czy nikt nie patrzy na mnie z okna z naprzeciwka. Na szczęście rolety chłopaka są dalej zasłonięte. Chyba na szczęście. - Halo - Biorę telefon do ręki, mając nadzieje, że mój rozmówca się nie rozłączył.

- Jestem, cały czas. - Uśmiecham się na tę wiadomość. - Jak się czujesz?

- Wiesz, czuje się jak w cholernym melodramacie - Odpowiadam zgodnie z prawdą. - Jeszcze przed chwilą, byłam w wannie pełnej wody i zalałam całą łazienkę przy tym. Wkładając głowę pod nią i rozmyślając co, skłania samobójców do tego, żeby się zabić. - Mówię dość szybko, nie do końca wiedząc, czy chłopak zrozumie mnie dobrze.

- Czekaj, chciałaś się zabić?! - Podnosi ton głosu. Cóż pewnie tak to brzmi. Kalkuluje, co mu powiedziałam przed chwilą. Tak mogło to zabrzmieć, jak próba samobójcza, ale nią nie była. Bardziej chciałam przemyśleć. Wszystkie za i przeciw w moim życiu. Wszystkie myśli poboczne faktycznie są jednocześnie śmieszne, jak i dziwne. - Lili! - Krzyczy po dłuższej chwili mojego milczenia.

- NIE! - Zaczynam, głośniej niż powinnam. - Ja chciałam dociec dlaczego? Po co? Co jest takie straszne w cudzym życiu, że chcą się zabić. Podczas kiedy ja straciłam rodziców i mogę stracić siostrę.

- Tak, ale tacy ludzie to tchórze. Którzy nie rozumieją, jak egoistyczna jest ich decyzja ucieczki. Nie myślą wtedy o drugiej osobie. O ludziach, którzy naprawdę ich kochają. - Przerywa na chwilę. - To różni cię od nich. Ty nie uciekasz w ten sposób. Ty masz swoją muzykę, w ten sposób uciekasz. - Ma racje. Moja muzyka to coś, co działa na mnie lepiej niż ekstazy. Nie muszę ćpać, nie muszę się zabijać, potrzebuje tylko pianina lub gitary.

- Dziękuję ci - Decyduje się na wyznanie swoich uczuć - Dziękuję ci za wszystko. Począwszy od pokazania mi, że jednak jestem warta cichego wielbiciela, po lekarza, opłaconego dla Victorii. Właśnie muszę ci oddać pieniądze za to! - Przypominam sobie słowa lekarza, który powiedział, że cała diagnoza była opłacona przez jego zleceniodawcę. - Ile to kosztowało? Uzbieram pieniądze i ci oddam.

- Nic mi nie oddasz. Nie trzeba, zrobiłem to, co musiałem. Byłaś roztrzęsiona i przerażona. I tak moim zdaniem zrobiłem strasznie mało. Powinienem przyjechać i zabrać ją od razu do szpitala! - Zaczynam się śmiać, w momencie, kiedy słyszę, jak po ciuchu mówi do siebie ,,głupi, głupi, głupi". - Ale przynajmniej tyle mogłem zrobić, więc to mnie cieszy.

- Cóż cieszyłabym się, gdybyś przyjechał. Przynajmniej mogłabym cię w końcu poznać i zobaczyć kim jest ten sławny J. - O ile by mi się przedstawił. Różnie dobrze mógłby powiedzieć, że jest tylko prywatnym kierowcą, albo wymyślić coś innego.

- Byłaby to miła odmiana, ale nie dałbym ci tak łatwego zgadnięcia, kim jestem. Poczekam, aż zaufasz mi do dużego stopnia, żeby mieć stuprocentową pewność, że chcesz się ze mną spotkać. W końcu nie chcemy, żebyś się wystraszyła, słoneczko. - Jego ton jakby się zmienił. Jego brytyjski akcent teraz brzmi strasznie. Gdybym nie wiedziała, że jest naprawdę dobrym człowiekiem, to bym się mogła wystraszyć, ale nie ma opcji, żeby mnie zranił.

- A kto ci powiedział, że ja już ci nie ufam? Dużo dla mnie zrobiłeś, wiem, że jestem dobry i miły. Wierze, że byś mnie bronił, a nie chciał skrzywdzić. - Uśmiecham się delikatnie, po czym siadam na łóżku, co chwilę zerkając na okno. Jakbym koniecznie chciała, żeby pojawił się w nim uradowany blondyn, mówiąc mi, że był pod prysznicem. Jednak ilekroć nie spojrzę w tamtą stronę, czuje zawód, że to się nie dzieje. - Anonimku, będę kończyć. Nie czuje się najlepiej.

- Stało się coś? - Teraz czuje, jakby miał zaraz przybiec i sprawdzić wszystkie możliwości czy jestem na coś chora. Prawda, jest taka, że chce się dowiedzieć, gdzie jest Luke. Nie daje mi to spokoju.

- Wszystko okey, pójdę po prostu spać. Dobranoc anonimku. Buziaki - Cmokam do słuchawki, słuchając przy okazji, jak się uroczo śmieje.

- Złapałem chyba wszystkie uf. Dobrze, wypoczywaj. Dobranoc skarbie - Rozłącza się. Nie wiedzą na razie co ze sobą zrobić, postanawiam, wziąć prawdziwy prysznic. Potem zastanowię się, gdzie jest Luke i co z tym wspólnego ma Harry, a jestem w pełnym przekonaniu, że to za jego sprawką Luka nie ma w swoim pokoju. Ten blondyn jest dobry, zbyt dobry, to jego brat jest chorym psycholem, który koniecznie chce trawić do więzienia. Nie pozwolę, żeby wmieszał w to swojego brata, bo ma takie widzi mi się.

------------------------------------------

Mamy 25, coraz bliżej do zamierzonego celu, Czyli do połowy opowiadania. Chociaż nie jestem pewna czy uda mi się do ukończyć w 60 rozdziałach mimo iż taki jest zamiar. Moja zaplanowana fabuła tak naprawdę nie jest nawet spełniona w połowie, więc może wyjdę troszkę z zamysłu. No nic, wszystko dla dobra opowiadania. 

~ Jeśli przeczytałeś/aś zostaw coś po sobie, ucieszy to moje oczy i serduszko ❤️

Boys next doorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz