~ Rozdział 19 ~

27 7 0
                                    

Po trzydziestu minutach słyszę dzwonek do drzwi. Luke idzie od razu otworzyć, iż dziewczynka zasnęła na moich kolanach. Przyprowadza lekarza do pokoju, a ten widząc zakrwawioną pościel, od razu zaczyna wyciągać przyrządy. Podchodzi do Vic i zmierzył jej najpierw temperaturę, sprawdził wiele innych rzeczy, ale nie wiem dokładnie jakich. Najzwyczajniej się na tym nie znam. Najbardziej jednak dziwi mnie, że moja siostra przespała całą wizytę lekarza. Powiedziałabym, że wręcz przeraża mnie to. Mężczyzna wstał, po czym wyszłam z nim z pokoju nastolatki, zmierzając do wyjścia z domu. Zaczął coś zapisywać na kartce w swoim notesie.

- Dobrze więc - Przemówił bo bardzo długim czasie milczenia - Dziewczynka jest w bardzo złym stanie. Bardzo wyraźnie słychać coś w płucach co jest dość nietypowe. Nie jestem w stanie stwierdzić co, bez dokładniejszych badań. Niestety mogę powiedzieć, że jest źle, ale nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć co i dlaczego - Kiwam głową ze zrozumieniem i czuje, jak dłonie Luka pocierają moje ręce od tyłu, żeby chociaż odrobinę mnie pocieszyć - Proszę Pani, nie kłamać. Mogę wypisać receptę na lekarstwo na zbicie gorączki, ale nie jestem w stanie zrobić nic więcej, najzwyczajniej nie mam jak zrobić bardziej szczegółowych badań, przykro mi. Moja rada, zabrać dziewczynkę jak najszybciej do szpitala - Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Moja mała siostrzyczka, mój aniołek. Mam ochotę płakać i wręcz powstrzymuję się, żeby tego nie zrobić, ale długo nie dam rady tego pociągnąć.

- Dobrze, dziękuję bardzo za przybycie - Odprowadzam mężczyznę, podając mu płaszcz z wieszaka, a ten podaje mi receptę - Ile jestem winna?

- Słucham? - Wydaje się zaskoczony. Jakby moje słowa były dla niego dziwne.

- Ile płacę za tą wizytę? - Pytam ponownie i staram się mówić nieco wyraźniej.

- Nie musi Pani płacić. Mój klient, który dał mi to zlecenie, już wszystko opłacił, bez obaw - Mówi, po czym kłania się i wychodzi. Jestem zaskoczona? Dlaczego anonimek miałby płacić za to? Nigdy mu się nie odpłacę, za to, co dzisiaj dla mnie zrobił. Jestem mu strasznie wdzięczna i jak tylko będę miała okazję go poznać to wyściskam go za dziesięciu. Luke odwraca się i idzie w stronę kanapy jakby obrażony?

- Całkiem miły ten twój kolega skoro zapłacił i zadzwonił po tego lekarza - Nie wiem czemu, ale czuję jakby złość w jego głosie i smutek jednocześnie.

- Luke, wszystko okey? - Podchodzę do kanapy, na której chłopak już siedzi. Siadam obok i przytulam. Jestem załamana pod względem siostry, ale nie głupia ewidentnie widać, że coś jest nie tak.

- Nic, po prostu, co to za David? - I tego pytania chyba powinnam się bać najbardziej. Przecież nie powiem mu prawdy, a może powinnam? Przecież nie może oceniać mnie za to, że mam wielbiciela. To nie ja do niego napisałam. Nie, nie mogę mu powiedzieć. Jeszcze nie teraz.

- Kolega, poznałam go jeszcze w podstawówce. Wyprowadził się do innego miasta już dawno temu - Czuje się źle kłamiąc go ale na daną chwilę nic innego nie przychodzi mi do głowy. - Jesteś zły? - Rzucam niepewnie.

- Nie, nie zły. Myślę, że lekko zazdrosny. Gdyby nie ten chłopak to nadal byśmy nie wiedzieli co się dzieje z Victorią, za to jestem mu wdzięczny, ale eh - Drapie się z zakłopotania po karku.

- Luke - Kładę rękę na jego policzku, odwracam jego twarz w stronę mojej - Dziękuję, że tutaj byłeś ze mną. Nie dałabym sobie rady, gdyby nie ty. Większość osób by mnie olała - Zbliżam swoją twarz do niego i całuję w kącik ust, ale chłopak zamienia tego lekkiego całusa w prawdziwy pocałunek. Łapie mnie za twarz i złącza nasze wargi. Pocałunek jest delikatny, słodki i bardzo uczuciowy. Jakby chciał mi nim powiedzieć ,,Kocham cię". Jestem pewna, że chłopak wkłada w niego całe serce więc odwzajemniam ten gest. Staram się pokazać mu jak ważny dla mnie jest. Tkwimy tak złączeni, aż wydawało się, że można usłyszeć syk unoszącej się z naszych ciał pary. Kiedy chłopak chce się cofnąć, powstrzymuje go ustami. Nie chcę wychodzić z tej pięknej krainy, do której zawędrowałam dzięki niemu. Chce, aby ta chwila trwała wiecznie. Moje serce z każdym ruchem naszych warg bije coraz mocniej, lecz nawet jeśli nie chcę by ten moment się skończył to i tak się to dzieje. Chłopak odsuwa się ode mnie i zaczyna patrzeć mi głęboko w oczy.

- Ja chyba naprawdę cię kocham, piękna - Zaczyna się uśmiechać. Jestem zafascynowana chłopakiem przede mną. Jest przystojny. Mam przy nim same pozytywne odczucia. Intryguje mnie, zachwyca, jestem wręcz oczarowana blondynem, ale czy mogę nazwać to miłością? Nawet jeśli nie, to chyba właśnie teraz najmniej obchodzi. Chce, żeby był dla mnie tak jak ja dla niego.

- Ja chyba ciebie też, Luke - Przysięgam, że widzę w jego oczach iskierki. Jego uśmiech zaczyna być coraz promienny, a sam niebieskooki wydaje się szczęśliwszy. Chłopak całuje mnie jeszcze raz po czym mnie mocno przytula. - Muszę zabrać Victorię do szpitala. Nie chcę, żeby jej stan się pogorszył. - Wstaje z sofy, a chłopak kiwa głową biorąc Irmę z koca który wcześniej jej położył na podłogę. Znów idę do pokoju 12-latki, która wciąż śpi. Biorę z ziemi jej plecak i zastanawiam się, czy jest coś co mogłabym jej spakować. Nie wiem, czy ją tam zatrzymają na noc, a skoro jest z nią źle jest taka duża możliwość. Postanawiam spakować jej pidżamę i bieliznę, wraz z przyborami do higieny. Po szybkim ogarnięciu postanawiam zadzwonić do Kat, która jest dalej niczego nieświadoma w pracy. Odbiera po trzecim sygnale.

- Lili ja jestem w pracy - Odpowiada poirytowana, nienawidzi jak się do niej wydzwania w godzinach pracujących. Zawszę mówiła, żebyśmy tego nie robiły, chyba że zacznie nam się palić dom albo ktoś będzie umierał.

- Kat coś się dzieje z Vic. Rano zasłabła, ma gorączkę, potem pluła krwią. Był u nas lekarz, kazał zabrać ją do szpitala, ale ja nie mam jak, a nie chce wzywać karetki, bo nie będę mogła pojechać z nią.

- Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś! Głupia jesteś, zaraz wyśle karetkę, Lili nie zachowuj się jak dziecko ty możesz dojechać, a ona nie wiadomo czy wytrzyma twoje zwlekanie. Jezu Lili czy tobie trzeba wszystko mówić w punktach! Dziewczyno, ogarnij się! - Krzyczy do słuchawki i szybko się rozłącza. Była zła i strasznie przejęta, nie dziwię jej się. Ma racje, powinnam już rano zadzwonić na pogotowie. Jestem głupia. Słyszę wibracje w telefonie znów dzwoni - Co ona teraz robi?

- Śpi, właśnie chciałam ją budzić

- Obudź ją szybko! Karetka będzie do dziesięć minut jak dobrze pójdzie w pięć, niech będzie gotowa. Wyniosą ją na noszach niech nie staje z łóżka pod żadnym pozorem. - Znów się rozłącza. Podchodzę do dziewczynki i lekko ją szturcham, żeby otworzyła oczy

- Victoria wstawaj, zaraz będziemy jechać do szpitala.

- Czemu? - Przerażają ją te słowa, mimo iż jest zaspana to widać, że zestresowana. Jestem beznadziejna, jak można tak dziecko na dzień dobry przestraszyć?

- Zrobimy ci tylko badania, Kat i ja będziemy cały czas przy tobie - Pocieszam dziewczynkę i głaszczę po głowie - Wstań, jesteś może głodna? - Nie odpowiada mi tylko, kręci głową na znak, że nie. Rozbudza się więc postanawiam uprzedzić Luka, że zaraz przyjedzie karetka. Może będzie chciał mnie podwieźć. Niestety, ale wiem, że nie pozwolą mi jechać z małą. W salonie widzę jak chłopak bawi się z psiakiem na kolanach. Podchodzę do niego i patrzę z lekkim uśmiechem jak to robi. Szybko się otrząsam od tego słodkiego widoku i przypominam sobie co miałam zrobić. - Luke - Praktycznie od razu jego wzrok pada na mnie - Zaraz będzie tu pogotowie po Vic, nie pozwolą mi wejść z nią. Czy mógłbyś

- Nawet nie pytaj, idę przyszykować motor i zostawić Irmę w domu. Jak tylko przyjdzie pogotowie ja będę na ciebie czekać przed moim domem - Chłopak wstaje i całuje mnie szybko w usta, po czym wychodzi. Nie zdążyłam nawet powiedzieć zdania do końca. Cóż zostało mi mało czasu więc zaczynam sama ubierać buty i szukać kluczy od domu. Jak tylko znajduję zgubę słyszę dzwonek do drzwi, biegnę do nich, żeby je otworzyć i widzę dwóch panów z noszami. Mówię im gdzie jest pokój blondynki. Nie mijają dwie minuty, a oni już schodzą z nią po schodach i wychodzą z domu. Także wychodzę, zamykam drzwi na klucz i szybko biegnę w stronę domu Luka. Karetka odjeżdża, a ja biorę kask, mam lekkie trudności z założeniem go tak szybko, ale Luke szybko dostrzega to i pomaga mi to zrobić.

- Dziękuję - Rzucam szybko, wsiadając na motor i od razu ruszamy za ambulansem w stronę szpitala.

----------------------------------

Jest i 19 rozdział! Coraz dłużej zajmuje mi pisanie tych rozdziałów, ale mam nadzieje, że was to nie zniechęca do czytania :3 A teraz żegnam i śle buziaki wszystkim czytelnikom :*

~ Jeśli przeczytałeś/aś zostaw coś po sobie, ucieszy to moje oczy i serduszko ❤️

Boys next doorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz