~ Rozdział 21 ~

24 5 0
                                    

Po kilku niekończących się godzinach Kat dowiedziała się, że problem z Victorią nie jest małą sprawą. Lekarze mają pewne podejrzenia, ale nie chcą nam nic mówić, nie mając stuprocentowej pewności. Nie chcą nas dodatkowo stresować, jak to stwierdził jeden z nich. Chciałam, żeby Luke pojechał do domu, żeby zobaczyć co z Irmą, ale stanowczo mi odmówił, twierdząc, że jest ona bezpieczna z jego ojcem i że ja potrzebuje go bardziej. Nie zaprzeczam tego, ale też niekoniecznie popieram. Mam lekkie obawy co do Harr'ego co jeżeli zrobi krzywdę jej? Mimo iż to tylko szczeniak. Chyba nie jest na tyle okrutny, żeby zrobić krzywdę małemu pieskowi.

- Luke, chociaż zadzwoń do swojego taty. - Przerywam nagle panującą cieszę - Błagam, to nie tak, że nie ufam twojemu tacie. - Kładę rękę na jego nodze.

- Nie ufasz jemu - Uśmiecha się lekko, wiedząc, co jest w mojej głowie - Dobrze, zadzwonię - Wstaje z siedzenia i zostawia mnie samą, nie chcąc rozmawiać przy ludziach. Zostaje sama z Kat. Nie zliczę ile kobieta, kaw zdarzyła wypić w przeciągu tych paru godzin. Też się denerwuje całą tą sytuacją, szczególnie że lekarze nie chcą jej powiedzieć, co się dzieje. Ile można robić durne badania diagnozyjne?! Czy wymagamy tak dużo? Chcemy tylko się dowiedzieć, co się dzieje z Victorią. Luke przychodzi z powrotem, zajmuje swoje miejsce i łapie mnie za rękę. - Wszystko z nią okey, mój tata jest z nią u weterynarza, żeby zobaczyć czy jest z nią ok. Możesz być spokojna, chociaż o tę sprawę. - Chociaż tyle, mam pewność, że chory psychicznie Styles nie ma z nią styczności. Prędzej czy później i tak będzie musiał ją zobaczyć, ale mam nadzieję, że stanie się to później, a najlepiej wcale.

- Luke, ty masz brata prawda? - Jakby czytająca mi w myślach Kate zaczyna temat o człowieku, o którym raczej rozmawiać nie chcę.

- Stety albo niestety, ale mam - Odpowiada szybko chłopak z niesmakiem w głosie. Chyba tak samo, jak ja nie chce poruszać tematu Harr'ego, ale chcąc czy nie chcąc, jesteśmy na to skazani, bo Katherina nie odpuści już teraz.

- O to super, a powiedz mi czy on

- Kate - Przerywa jej w połowie zdania lekarz, wstaje od razu z miejsca, chcąc dowiedzieć się, czy chodzi może o Victorię. - Mogę cię prosić, nie chcę mówić tego na forum, a lepiej, żebyś przemyślała to i poinformowała resztę rodziny. - Z przerażeniem patrzę na to, jak Kat wstaje i idzie z mężczyzną w nieznane mi miejsce, żebym nie usłyszała ich rozmowy.

- To żart? - Mówię głośno, co zwraca uwagę siedzącego Luka - Jak to on nie chce mówić tego na forum? To moja siostra! No do chuja pana jaja sobie robi?! Rozniosę zaraz ten jebany szpital - Z nerwów rzucam kubek z herbatą w ścianę, co zwraca uwagę ludzi siedzących w ala kawiarence razem z nami. Luke wstaje i zaczyna mnie przytulać - Luke nie teraz! Co to ma być, że on tego nie powie?! Mam takie samo prawo się dowiedzieć co się z nią dzieje!

- Lili dość, chodź na zewnątrz, ochroniarz patrzy, zaraz ciebie stad wyrzucą. - Bierze mnie za rękę i stara się zaciągnąć do wyjścia, ale ją wyrywam

- W dupie to mam! Chce się dowiedzieć, co się dzieje z moją siostrą! Nie wyjdę stąd, dopóki mi tego nie powiedzą, rozumiesz? - Zaczynam już krzyczeć. - Nie obchodzi mnie to, że mnie wyrzucą, jak będzie trzeba, to rozpieprzę ten cały szpital! - W tym momencie widzę Kat wchodzącą do pomieszczenia. - Co się z nią

- Lilith do auta teraz - Co? Nawet ona nie chce mi powiedzieć, co się dzieje - Lili proszę cię, nie dyskutuj. Po prostu idź do tego auta. Obiecuję, powiem ci wszystko, ale w domu. - Mówi spokojnie, ale smutno. Widzę po niej, że jest załamana. Nie wiem co się dzieje, ale zaczynam się coraz bardziej denerwować.

- Proszę Pani - Zaczyna Luke - Może lepiej ja ją zabiorę, będziemy szybciej, a Pani niech weźmie jej coś na uspokojenie. Czuje, że może się jej przydać. - Poważnie podszedł do sprawy, skoro chce dla mnie szprycować lekami. Może meliskę mi zaparzysz? Żart! Nie wytrzymam, Kat tylko kiwa głową i wychodzi z pomieszczenia. - Lil, chodź proszę ze mną, zaraz się dowiesz, co się dzieje. Pamiętaj, że Katherina tutaj pracuje, zrobisz jej niepotrzebne problemy. - Stara się delikatnie do mnie mówić i dotykać, jakby trzymał Irmę. Nic nie odpowiadając, idę z nim, trzymając go znów za rękę. W mojej głowie panuje wojna, której w tym momencie nie jestem w stanie zakończyć. Pytanie tylko kto wygra tę potyczkę strach czy gniew? Całą drogę przemierzamy w ciszy. Tylko nasz dotyk dłoni sprawia, że się poruszam. Myślę, że gdyby nie on, teraz demolowałabym cały szpital. Cieszę się, że mnie od tego pomysłu odciągnął. Blondyn podaje mi kask, a ja go zakładam, po czym oboje wsiadamy na motor, widzę też Kat na parkingu wsiadającą do auta. Dziwne jest to, że nie przyczepiła się przez te kilka godzin o to, że przyjechałam na motorze, a może nie chciała? A może po prostu stwierdziła, że w danej sytuacji jest to blacha rzecz? Ruszamy z parkingu, przejeżdżając obok auta brunetki, wyjeżdżamy ze szpitalnego parkingu i zaczynamy jechać dość wolno, patrząc jak szybko, pędziliśmy wcześniej. Myślę, że Luke chce mnie troszkę uspokoić przez tę drogę. Po tym, co zrobiłam w kawiarence, nie dziwię się. Uświadamiam sobie jakie problemy mogłam zrobić Kat, mam nadzieje, że nic wielkiego się nie stało, ale stres zostanie. Chce tylko dowiedzieć się, co się dzieje z moją małą siostrzyczką nic więcej. Znów zaczynam płakać, ale tym razem nie tak obficie. Pojedyncze łzy spływają mi po policzkach, co zasłania kask na mojej głowie. Cieszy mnie to mimo wszystko, że Luke nie musi widzieć tej żałosnej sceny jak z jakiegoś dramatu. Widzę, że chłopak jedzie dłuższą trasą do mojego domu, za co dziękuję mu w duchu. Mimo wszystko czuje, że to, co usłyszę, zniszczy mnie, a na to gotowa nie jestem. Dojeżdżamy powoli do domu, więc przytulam mocniej Luka. Mojego chłopaka? Naprawdę muszę z nim o tym porozmawiać. Parkujemy przed domem. Widzę, że samochód Kat już stoi na podjeździe. Schodzę z motoru i oddaje kask blondynowi. On robi to samo, tylko zostaje na motorze, całuję go w kącik ust. Żegnam się z nim i odwracam. Wolnym krokiem idę do domu, otwieram drzwi i wchodzę do domu. Kate siedzi w salonie, idę do niej i siadam obok.

- Więc? - Mówię po chwili ciszy.

- Więc - Kiwa głową. Oby dwie patrzymy w przestrzeń przed nami. Zaczyna mnie skręcać w żołądku. Stresuje się strasznie. Mimo wszystko jestem gotowa się dowiedzieć. Chce i muszę się dowiedzieć, niezależnie jak bardzo mnie to przeraża.

- Kat niezależnie od tego, jak bardzo będziemy z tym zwlekać i tak się kiedyś dowiem.

- Wiem Lili, wiem, ale ja sama, nie jestem w stanie tego przetrawić, a tym bardziej dobrać słowa. Ta wiadomość mnie zwaliła z nóg, boję się, co może stać się z tobą - Jest rozgoryczona i lekko płacze. Przez jej słowa zestresowała mnie jeszcze bardziej

- Kat nie pomagasz mi w niczym, mówiąc coś takiego. - Zaczynam się już naprawdę wkurzać. Niech ktoś mi w końcu powie, co się dzieje z moją siostrą!

- Lilith zrozum, że nie wiem jak ci to powiedzieć! To nie jest łatwe! Jezus jesteś tak uparta! Daj mi, chociaż przemyśleć jak dobrać słowa! - Zaczyna krzyczeć i wstaje z kanapy.

- Wprost - Robię to samo i wstaje. - Powiedz mi to wprost, co się dzieje Kat!

- Victoria potrzebuje przeszczepu płuc, inaczej umrze, to chciałaś usłyszeć - Podchodzi do mnie, krzycząc i płacząc. Zatyka mnie, nie wiem co powiedzieć i przysięgam, że przestaje oddychać. Zaczynam płakać. Zaczynam trącić zmysły, a wzrok mi się zamazuje. Czuję się źle, próbuje wstać, ale jednak moje ciało na to nie pozwala i opatula mnie ciemność.

--------------------------------------------

Rozdziału nie było jak zwykle w sobotę ale to przez święto. Niestety potrzebowali mnie bliscy ale też miałam swoje małe halloween więc wybaczcie. Mimo wszystko teraz jest rozdział więc do zobaczenia!

~ Jeśli przeczytałeś/aś zostaw coś po sobie, ucieszy to moje oczy i serduszko ❤️

Boys next doorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz