005; the one with that hannah girl

176 14 32
                                    

× dua lipa — don't start now!


Dwie dość wysokie blondynki (które spokojnie można by było uznać za siostry) stały za ladą w Ruby's, konkretnie mówiąc przy kasie. Ta wyższa instruowała tą niższą co do obsługi kasy fiskalnej, jak to zobowiązała się tydzień wcześniej. Niższa, o imieniu Hannah była właśnie nową pracownicą, o której wspominała szefowa Colins. Z tego, co zdążyła się dowiedzieć przyjechała do Seattle w celu studiowania fotografii i była w tym samym wieku, co ona. Zdawała się kolokwialnie mówiąc ogarnięta, przynajmniej tak sądziła Ellie po tłumaczeniu jej zasad pracy, układu środków czystości w składziku, czy chociażby pokazaniu jej smażenia frytek i burgerów. 

Hannah Smith była jaśniejszą niż Ellie blondynką o niebieskich oczach, która nie mogła być niższa od niej o więcej niż jakieś sześć centymetrów. Prosto z Los Angeles, z figurą niemalże jak tamtejsze modelki, którą ładnie podkreślała jej żółta sukienka-uniform. Miała bardzo delikatne rysy twarzy, przez co wyglądała bardziej na szesnastolatkę, niż osiemnastolatkę, którą właśnie była. Ogólnie rzecz biorąc miała bardzo przyjemny wyraz twarzy, dzięki któremu Colins nie stresowała się tak bardzo, że coś spieprzy. Mimo dużej już dojrzałości i bycia naturalnym liderem, gdzieś głęboko wciąż miała duszę pełnej obaw introwertyczki, dla której pierwsze kontakty z ludźmi były dość problematyczne.

— No, i to by było na tyle, jeśli chodzi o kasę — powiedziała Ellie, zamykając urządzenie biodrem i patrząc na Hannah. — Masz jeszcze jakieś pytania?

— Chyba nie. — Dziewczyna pokręciła głową, zgarniając za uszy kosmyki, które wydostały się z jej kucyka. — Kasę mam i tak ogarniętą, pracowałam w kinie samochodowym w liceum. — Uśmiechnęła się.

— Och, serio? — Przez moment El poczuła się odrobinę nieswojo, bo dobre dziesięć minut szkoliła dziewczynę z czegoś, co przecież już wiedziała. — Cholera, mogłaś mówić. . .

— Nie, nie! Jest spoko, tamta była trochę starsza i większość rzeczy robiło się na wyczucie — zapewniła ją. — Poza tym, i tak musiałabyś to zrobić.

— To fakt — Colins zaśmiała się już odrobinę rozluźniona. — W każdym razie — poprawiła włosy opadające jej na czoło — jeśli nasuną Ci się jakiekolwiek pytania, to zawsze możesz spytać mnie, albo mojego chłopaka, Jaedena. . . Szefowa go wysłała po jakieś zakupy typu słomki i serwetki, ale powinien być tu lada chwila.

Smith zmarszczyła czoło w chwilowym zamyśleniu. Z Los Angeles pamiętała dość dobrze chłopca o imieniu Jaeden z przedszkola. W tamtych czasach był niższy od niej, a jego włosy były w odcieniu bardzo ciemnego blondu przechodzącego powoli w bardzo jasny brąz. Wraz z nim w pakiecie był niższy od niego blondyn, którego włosy pod wpływem deszczu, przed którym nie raz uciekali z placu zabaw kręciły się. Miał na imię Wyatt, o ile dobrze pamiętała i był chorobliwie zazdrosny o jej przyjaźń z Jaedenem, który przecież był jego najlepszym przyjacielem. Ich drogi jednak rozeszły się wraz z pójściem do innych podstawówek i prawdę mówiąc, od tego czasu widziała go może z trzy razy.

— Wszystko okej? — Spytała Ellie, patrząc na zamyśloną blondynkę.

— Tak, tak. . . — Skinęła głową. — Tylko w przedszkolu w Los Angeles miałam przyjaciela o tym samym imieniu, właśnie sobie o nim przypomniałam — zaśmiała się.

— Mój Jae mieszkał długi czas w LA — odpowiedziała jej El. — Może to ten-

Nim zdążyła dokończyć, w lokalu rozległ się dzwonek sygnalizujące czyjeś wejście. Pary oczu obu blondynek powędrowały w tamtą stronę, by zobaczyć, kto to. Był to oczywiście Jaeden, w dłoni z materiałową reklamówką po brzegi wyładowaną plastikowymi słomkami, papierowymi kubeczkami, serwetkami i innymi tego typu rzeczami, po które wysłała go szefowa gdy przekroczył progi swojego miejsca pracy dziś rano.

kids in america ᵐᵘˡᵗⁱᶜᵒᵘᵖˡᵉˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz