050; the one with jae's engagement plan

79 7 17
                                    

× 5 seconds of summer — easier!


W salonie mieszkania numer osiemnaście siedziała siódemka jego mieszkańców, lub stałych bywalców. W jednym z foteli miejsce zajmował Wyatt, trzymając na kolanach Vee z podbródkiem opartym o czubek jej głowy. W drugim siedział Caspian, a na jego kolanach Hannah. Obejmował ją w talii opierając głowę na jej ramieniu, a ona jedną z dłoni wsuniętą miała w jego brązowe włosy. Dalej, już na kanapie siedział Jasper wpatrzony w Jake'a, którego głowa spoczywała na jego kolanach a on sam leżał tak, że jego nogi mniej więcej w kolanach były oparte o te należące do Jaedena siedzącego mniej więcej na środku.

Jedyną osobą, której im brakowało była Ellie, ale nie było to przypadkowe. Dziewczyna po pracy miała iść na zakupy, a więc Vee zaangażowała Finna, by pojawił się w tym miejscu i zatrzymał dwudziestolatkę na choć krótki czas zajmując ją rozmową. Brunet bardzo chętnie zgodził się pomóc, nawet zaprezentował Hudson swoją świetnie wymyśloną sytuację, w której zacznie opowiadać blondynce o tym, jak coś znowu "stuka w jego samochodzie" prowokując ją tym samym, by trochę się rozgadała na ten temat. Przygotował nawet prowizoryczny scenariusz i poprosił przyjaciółkę o odegranie z nim tej sytuacji przynajmniej trzy razy. Tak naprawdę wszystko byłoby dobre, ale Vee cieszyło zaangażowanie ciemnookiego. Była już niemal połowa lipca, a więc planowane zaręczyny Martella zbliżały się nieubłagalnie i jego przyjaciele koniecznie chcieli dowiedzieć się, jak w ogóle planuje to zrobić.

— No to od początku — rzuciła Han, sięgając ze stolika kawowego swoją szklankę z lemoniadą, którą przygotowała razem z Ellie dzień wcześniej. 

Spill the tea, Martell — dodała Vee, rozsiadając się wygodniej na kolanach swojego chłopaka. 

Ciemnowłosy wywrócił delikatnie oczami z odrobinę nerwowym uśmiechem.

— Ja nie wiem, czy to jest tea — stwierdził, kręcąc głową.

— Brzmisz jak w tym nowym fanfiku — odpowiedział mu Jasper, kręcąc głową. 

 Wszystkie pary oczu skierowały się na niego. Ten westchnął i machnął niedbale dłonią.

— Nieważne. Po prostu pięćdziesiąty rozdział to idealna okazja do złamania czwartej ściany. — Pokręcił głową. — No dalej, mów.

Jaeden wziął głęboki wdech i chwycił swoją szklankę z lemoniadą i pociągnął z niej zdecydowanego łyka. Potem odstawił ją ze stuknięciem i przeczesał jedną z dłoni swoje brązowe włosy widocznie zdenerwowany na samą myśl o tym, co miał zrobić już za jakieś trzy tygodnie.

— Dolałeś tam czegoś mocniejszego? — spytał Caspian patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.

— Chyba zaczynam żałować, że nie — odpowiedział mu Martell.

Tym razem wszystkie spojrzenia skierowały się ku niemu. Coleman podniósł się poważnie zmartwiony patrząc na niego. Położył dłoń na jego ramieniu i przesunął po nim kilka razy. Jaeden spojrzał na niego, po czym ten zabrał głos.

— Jae, przecież wszystko będzie okej — zapewnił go. — Nie widzę powodów, żeby Elcia Ci odmówiła.

— No właśnie — dodał Wyatt, prostując się odrobinę i patrząc serdecznie na przyjaciela. — Chodzicie ze sobą już prawie cztery i pół roku, zachowujecie się jak małżeństwo, więc wszelkie dziwne rzeczy, typu zaręczyny i ewentualny ślub to tylko formalności w waszym przypadku.

— Super gratulacje, Batat — powiedział Jasper, patrząc na brązowookiego. — W końcu mówisz z sensem, mało w życiu tego doświadczyłem.

Oleff wywrócił oczami i pokręcił głową. Jego dziewczyna uniosła odrobinę kąciki ust i pogłaskała go czule po policzku, na co on przytulił ją nieco bardziej do siebie z uśmiechem.

— Ja jak was poznałem myślałem, że już jesteście po ślubie — oznajmił Caspian wzruszając ramionami. 

— Ile razy jeszcze o tym powiesz, słońce? — zapytała Han, patrząc na niego nieco rozbawiona.

— Dopóki nie będzie to dla Ciebie coś, co czyni mnie jeszcze bardziej cool — odpowiedział, głaszcząc ją krótko po plecach.

Smith zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową z niedowierzeniem, zaraz całując chłopaka krótko w czoło. Wyszczerzył się zadowolony, a ta wróciła do głaskania jego włosów.

Veronica patrzyła na Martella, który wciąż jakby niezbyt przekonany siedział lekko pochylony z twarzą opartą na dłoniach i wzrokiem wbitym w szklankę po lemoniadzie, jakby miał ją tym napełnić. 

— Martell, do cholery — zaczęła, patrząc na niego. — Pomyśl realistycznie, jesteś pieprzonym koziorożcem, co samo w sobie jest dla Elenki powodem, żeby Cię poślubić. Nie ma żadnego powodu, żeby Ci odmówić. Znacie się już bardzo dobrze i podejrzewam, że gdybyś zapytał ją o to rok temu też by się zgodziła. 

Zielonooki uniósł głowę i skrzyżował z nią spojrzenia. Może wydawało się to odrobinę niecodzienne, ale dobrze ją zrozumiał. Czasami Jaeden rozumiał się z Vee tak po prostu i nie było w tym z pozoru nic głębszego. To znaczy, było, ale już nie na tym etapie. 

— Ona naprawdę myśli o Tobie w tych wszystkich przyszłościowych kategoriach, czy coś — dorzuciła Han. — Jak jesteśmy na mieście, to prawie zawsze się gapi się na wystawki w dziecięcych i potem mówi taka szczęśliwa, że będzie kupowała takie śliczne ubranka waszym dzieciom. 

Jaeden uśmiechnął się delikatnie, czując niebywałe ciepło w sercu. Co prawda między nim i dziewczyną już nie raz odbywały się rozmowy na temat tego, jak może wyglądać ich przyszłość, ale jednak dość naturalne było, że to wszystko go stresowało.

Jake przez chwilę, ale to tylko przez chwilę spojrzał na Jaspera w taki sposób, który wyrażał jakby brak czegoś. Skavinsky również na niego spojrzał, ale nie do końca rozumiejąc jego wzrok. Może też to poczuł, gdzieś głęboko w środku, tylko nie chciał się do tego jeszcze przyznać. I Coleman to zrozumiał, po prostu wracając spojrzeniem do umartwionego Martella.

— Zgodziłaby się nawet, gdybyś nie robił tego w ten wyjebany sposób, w jaki pewnie planujesz — powiedział Oleff po chwili ciszy nawiązując z Martellem kontakt wzrokowy. — Ale wszyscy wiemy, że na to zasługuje.

— No właśnie, ty się powinieneś czuć zaszczycony, że możesz z nią chodzić — wtrącił Jasper. 

Wszyscy zaśmiali się cicho, dostrzegając w tym jednak poniekąd prawdę. Ellie dla nich wszystkich była naprawdę wyjątkową osobą i mieli wrażenie, że nigdy nie będą mogli w pełni odwdzięczyć się za wszystko, co dla nich robi. Nie oczekiwała tego jednak w żadnym wypadku, bo była kompletnie bezinteresowna. Chyba właśnie to było jedną z tych cech, którą tak rozkochała w sobie Martella jeszcze jako nieśmiałego licealistę. 

— Bardzo się tak czuję — powiedział, kiwając głową.

— No i zajebiście. — Skavinsky rozsiadł się na kanapie wygodniej. — To teraz opowiedz od początku do końca jak to zrobisz. Ja ocenię, czy wystarczająco się wysiliłeś.



kids in america ᵐᵘˡᵗⁱᶜᵒᵘᵖˡᵉˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz