× 5sos — kill my time!
Szybciej, niż ktokolwiek mógłby w ogóle przypuszczać nadszedł dzień siódmego sierpnia, będący datą wyznaczoną przez Martella do zaręczyn z Colins. Wiadomo, że to on sam stresował się tym wszystkim najbardziej, jednakże śmiało można było powiedzieć, że szóstka jego przyjaciół przebywająca aktualnie w salonie (plus Finn, równie przeżywający całą tą sytuację) współodczuwała całe te nerwy i mimo bycia pewnym odpowiedzi Ellie była w stanie postawić się w jego sytuacji. Zrobili wszystko, żeby pomóc chłopakowi w dopięciu wszystkiego na ostatni guzik i tak, aby nie było absolutnie żadnej luki w planie; Jake i Han kilka godzin wcześniej zajęli Ellie, podczas gdy Jae pakował ją na ich krótki wyjazd, Jasper i Vee załatwili z ich szefową, by dała dziewczynie kilka dni urlopu bez informowania jej, a Caspian i Wyatt przez cały czas używali co do chłopaka motywacyjnych gadek (ten drugi trochę mniej udolnie, ale to szczegół) nawet, jeśli o to nie prosił.
Było już około godziny osiemnastej i gdy Jaeden, jak nakazywała mu jego nerwica natręctw zszedł na dół do samochodu po raz piąty, żeby upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu jego dziewczyna kończyła się szykować. Ona sama była święcie przekonana, że jadą tylko na kolację i nic więcej. W końcu jednak wyszła z ich sypialni, zgarniając z oparcia krzesła swoją czarną torebkę i marynarkę w tym samym kolorze. Ubrana w białą, satynową sukienkę na cienkich ramiączkach przeszła po panelach korytarza stukając swoimi czarnymi butami na delikatnym słupku zwracając tym samym uwagę całej siódemki osób siedzącej w salonie.
— Jak wyglądam? — zapytała, zaraz obracając się dookoła i śmiejąc się wesoło.
Było lato, a więc jeśli chodzi o makijaż zdecydowała się jedynie na podkreślenie rzęs i ust za pomocą powiększającego błyszczyka. Zgarnęła kosmyk swoich niedawno ściętych, krótkich blond włosów za ucho ukazując jeden z założonych złotych kolczyków w kształcie kółeczka, a za nim dwa odrobinę mniejsze.
Wszyscy patrzyli na dwudziestolatkę w podziwie, również czując niewyobrażalne szczęście od środka. Ellie dosłownie błyszczała. Za każdym razem, gdy widzieli ją w tak dobrym nastroju czuli się właśnie w ten sposób. Dla nich wszystkich Colins była naprawdę istotną osobą w życiu i zrobiliby wszystko, żeby mogła jak najczęściej być szczęśliwa i bez żadnych zmartwień na głowie. Na samą myśl tego, że nie wiedziała jeszcze co ją czeka później tego wieczora jej przyjaciele mogli wręcz sami poczuć w środku ścisk szczęścia, a jednocześnie zdenerwowania.
— Zajebiście — odezwał się w końcu Jasper, kiwając głową z uznaniem. — Jak zawsze, ale teraz to już w ogóle — zaśmiał się cicho przeszczęśliwy. — Jesteś naprawdę piękna.
Elena patrząc na przyjaciela przechyliła lekko głową rozczulona i poruszona jego słowami, wydając z siebie krótkie "aw".
— Tak, wyglądasz prześlicznie — zgodził się Jake siedzący między nogami Jaspera, jak najbardziej starając się, żeby jego głos się nie załamał ze wzruszenia. — Naprawdę, Eluniu.
— Biały Ci pasuje, jest cudownie — dodała Han, opierając się nieco bardziej o ramię Caspiana i zasłaniając usta dłonią. — Jae zdechnie na miejscu, jak Cię zobaczy.
— Zdechnie, a potem powstanie przez twój blask i zdechnie na nowo — powiedziała Vee, siedząca na kolanach swojego chłopaka. — Ja mam wrażenie, że zaraz tak zrobię.
Colins zaśmiała się zaróżowiała od wszystkich tych komplementów. Była raczej dość niepewna siebie, jeśli chodziło o wygląd i to jeszcze od młodszych lat, dlatego słowa przyjaciół znaczyły dla niej naprawdę wiele. Może czasem nie wiedziała, jak na nie reagować, ale o dziwo dzisiaj czuła się na tyle dobrze, że aż tak jej to nie przytłoczyło. Oleff dobrze rozumiał swoją przyjaciółkę, jeśli chodziło o to. Można by śmiało nawet powiedzieć, że najlepiej z nich wszystkich.
CZYTASZ
kids in america ᵐᵘˡᵗⁱᶜᵒᵘᵖˡᵉˢ
Fanfic❝down town the young ones are going down town the young ones are growing❞ gdzie dzieciaki w wypasionych trampkach muszą nauczyć się dorosłości i żyć w jednym mieszkaniu, albo chociaż blisko siebie 18 yo jaeden martell × female oc (jaellie) wyatt ol...