× jesse — guinea pig!
Trzy blondynki zajmowały miejsce przy kuchennym stole, pijąc zrobioną przez Colins herbatę o smaku marakui. Dyskutowały na temat nadchodzącej imprezy halloweenowej, która miała mieć miejsce już za tydzień. Na szczęście Ellie, zarówno dziewczyny jak i Caspian zgodzili się przyjść. Czuła się odrobinę zdenerwowana na samą myśl o tym, w końcu w życiu nie organizowała zbyt wielu imprez, a nawet jeśli, to były to jakieś urodziny spędzane w gronie przyjaciół. Obawiała się, że coś pójdzie nie po jej myśli, a w końcu była straszną perfekcjonistką i nic nie mogło załamać jej bardziej, niż jakieś niefortunne zdarzenie, kiedy miało być idealnie. Na przykład co, jeśli któreś jedzenie by jej się przypaliło, albo kostium się rozdarł? Chyba by tego nie przeżyła.
— A więc skoro zaprosiliście Caspiana, to nikt nie będzie mógł się skarżyć na hałas — zaśmiała się Vee, stukając czarnymi paznokciami o biały kubek w ciemnozielone groszki.
— W sumie to tak — odpowiedziała jej Ellie, unosząc kąciki ust i patrząc w skupieniu z przymrużonymi oczami na jej kubek w błękitne groszki. — No chyba, że ktoś z dołu będzie chciał go zastąpić.
— No, niech spróbuje. — Veronica wywróciła oczami. — Ja wtedy sobie z nim pogadam, wiadomo że nie będziemy tak głośno napierdalać tą muzyką.
— Tyle, że nawet jak muzyka nie będzie super głośna, to Jasper drze mordę — stwierdziła Hannah, upijając łyka z kubka w czerwone groszki. — Ale póki co, to chyba nikogo to nie obchodziło, nie? — Spojrzała na Ellie.
Colins pokręciła przecząco głową.
— Będzie okej — zapewniła ją, uśmiechając się delikatnie.
— Miejmy nadzieję — odpowiedziała jej tym samym, kiwając głową. — Trzeba jeszcze skombinować jakiś alkohol.
— Ja mogę coś przynieść, mam tego pełno w mieszkaniu — powiedziała Hudson, biorąc śmietankowego wafelka z talerzyka postawionego na środku.
Pozostałe dwie dziewczyny wymieniły ze sobą spojrzenia, po czym zaczęły się śmiać. Veronica zmarszczyła brwi, poprawiając się na krześle i zgarniając włosy za ucho.
— No co?
— To wiele tłumaczy, wiesz? — Hannah pokręciła głową, wciąż się śmiejąc.
— Na przykład co, raszplo? — zapytała, jakby wciąż nie rozumiejąc aluzji.
— Masz problem alkoholowy, powinnaś znaleźć pracę albo przejść na studia dzienne — powiedziała Ellie, biorąc łyka herbaty. — Wtedy będziesz sobie imprezować w weekendy, a nie od poniedziałku do piątku.
— Fuj, praca. — Hudson skrzywiła się, gryząc wafelka. — Trochę to mnie jeszcze starzy kochają, nie muszę pracować.
— W końcu nie będziesz miała wyjścia — powiedziała Han, także częstując się wafelkiem. — A im wcześniej się z tym oswoisz, tym lepiej.
— Weź, bo się porzygam — niebieskooka jęknęła przeciągle, rozmasowując skroń bolącą ją jeszcze po wczorajszej domówce, na co jej kuzynka wywróciła oczami i spojrzała sugestywnie na Hannah. — Pogadajmy o czymś innym, za co się przebieracie?
— Mam kostium diabełka z ostatniego roku, chyba w niego wejdę — stwierdziła Smith. — Poprosiłam mamę, żeby mi go wysłała w paczce, ale może jeszcze coś innego ogarnę. Jakoś się w nim nie czuję.
— Hej, mam zajebisty pomysł — powiedziała El, prostując się na krześle z uśmiechem. — Przebierzmy się za Mean Girls, każda ma coś różowego, nie? — zapytała, rozglądając się po dziewczynach.
— Cholera, jasne! — zawołała ucieszona Hudson, przeczesując sobie włosy. — Zajebiście, bo nic nie miałam!
— Właśnie. — Hannah pokiwała głową z aprobatą. — Nieźle myślisz, Ellie — przyznała, wskazując krótko na blondynkę.
Dziewczyna wyszczerzyła się zadowolona myślą, że jej pomysł przypadł do gustu zarówno Hannah jak i Veronice. Zawsze bardzo cieszyło ją to, gdy ktoś zaaprobował jej plan i to z niemałą ekscytacją. Wtedy czuła, że jest naprawdę potrzebna i to, że czuła się tak przy dziewczynach było jeszcze lepsze. Dawno nie czuła się tak wspaniale w żeńskim towarzystwie.
— Cholera, Jake, słyszałeś to? — Usłyszały głos Skavinsky'ego idącego przez korytarz w stronę kuchni. — Już nie mogę być Reginą, te suki chcą mi zabrać kostium.
— Różowy to i tak nie twój kolor, Jaspy — odezwał się Coleman wlokący się zaraz za nim. — Wymyślimy coś lepszego.
Dziewczyny wraz z brunetem zaśmiały się, patrząc na chłopaków. Wyższy z nich od razu porwał kilka wafelków ze stołu, a ten niższy wziął elektryczny czajnik, by nalać do niego wody i ją zagotować w celu zrobienia sobie i swojemu chłopakowi herbaty.
Hudson zlustrowała ich krótko wzrokiem, po czym zabrała głos.
— Właśnie, dziewczyna Batata też przychodzi?
— Nie sądzę, że ma w planach odciąć sobie prawą rękę przed halloween — odpowiedział jej Jasper opierający się o blat. — Więc przychodzi.
— Skavinsky! — zagrzmiała Ellie, wkrótce jednak wybuchając śmiechem.
Podczas gdy reszta także zaśmiała się donośnie, Jake uderzył lekko chłopaka w ramię i pokręcił głową. Ten tylko odpowiedział mu szybkim cmoknięciem w czubek głowy i zajął miejsce przy stole.
— Pies na kółkach też tu będzie, więc. . . — dodała po chwili Ellie, wywołując tym samym nową salwę śmiechu.
— On w ogóle ma jakieś imię? — Spytała Hannah ze śmiechem.
— Chyba nazywa go "Pjez" — odpowiedział jej Jake, kręcąc głową i wypuszczając z siebie jeszcze ostatni śmiech.
Jednak po chwili cała reszta zaśmiała się ponownie. Śmiali się tak głośno, że nawet nie usłyszeli dźwięku otwieranych drzwi, w których po chwili stanęli Jaeden i Wyatt, oboje ubrani w jeansowe kurtki z ciepłym, sztucznym kożuszkiem od środka (bodajże kupowali je nawet razem zeszłej jesieni), Martell w klasyczną niebieską, a Oleff w czarną.
— Hej! — zawołał wesoło zielonooki, odwiązując białe adidasy i odkładając na podłogę reklamówkę z zakupami. — Zobaczcie, kogo znalazłem po drodze.
— Tak, cześć — powiedział Wyatt, także ściągając swoje buty i kurtkę.
Wszyscy przywitali się z nimi, zdobywając się na chwilową przerwę od śmiechu. W momencie, gdy Wyatt skrzyżował jednak spojrzenia z Veronicą uśmiechnął się odrobinę nerwowo, drapiąc się po karku.
— Wam też zrobię herbatki — powiedział Jake, wyciągając z szafki dodatkowe dwa kubki.
— Będziemy wdzięczni — odpowiedział mu Jaeden, wchodząc do kuchni z zakupami i pochylając się nad swoją dziewczyną, by cmoknąć ją przelotnie w usta.
Ta uśmiechnęła się rozanielona, podczas gdy Oleff wciąż stał w przedpokoju patrząc na towarzystwo siedzące przy stole. Gdy Martell spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, zdecydował się w końcu odezwać.
— Ja zaraz przyjdę — oznajmił, prędko idąc w stronę swojego pokoju i otwierając od niego drzwi. — Boże, Pjez, nie uwierzysz w to — wymamrotał jeszcze odrobinę głośniej, niż się mogło zdawać zanim zniknął za drzwiami.
w kolejnym specjalny rozdział halloweenowy! chyba będzie troszkę dłuższy, cieszycie się?
ada
CZYTASZ
kids in america ᵐᵘˡᵗⁱᶜᵒᵘᵖˡᵉˢ
Fanfic❝down town the young ones are going down town the young ones are growing❞ gdzie dzieciaki w wypasionych trampkach muszą nauczyć się dorosłości i żyć w jednym mieszkaniu, albo chociaż blisko siebie 18 yo jaeden martell × female oc (jaellie) wyatt ol...