17. Powoli do przodu

650 50 11
                                    

Serce biło mu niezwykle mocno. Czuł ogromny stres. Biegł korytarzem szpitalnym, nie zważając na nic. Rozpoznał to miejsce. Tą salę, w której ostatnio spędził kilka godzin. Podszedł bliżej i zerknął przez szybę. Dostrzegł ją. Leżała na boku, tyłem do niego. Widział tylko jej rude włosy, połyskujące w świetle lamp. Delikatnie otworzył drzwi. Wszedł do środka na palcach. Nie wiedział, czego może się spodziewać. Może go nie rozpozna? Wystraszy się? Wygoni z sali? Był przerażony. Zrobił kilka kroków na przód, nerwowo patrząc w jej stronę. Wziął głęboki wdech. Podszedł na tyle blisko, że był w stanie zobaczyć już część jej twarzy. Miała zamknięte oczy. Spała. Nie miał serca jej budzić, więc po prostu usiadł na krześle i uważnie się jej przyglądał. Mijały kolejne minuty. Zerknął na zegarek, wskazujący godzinę drugą w nocy.
Nagle Lucyna poruszyła się delikatnie. Piotr odsunął krzesło, obawiając się jej reakcji. Uchyliła powieki i spojrzała na niego. Z jej twarzy ciężko było wyczytać jakąkolwiek emocję.

- Lucy... - wyszeptał.

Do jego oczu napłynęły łzy.

- Pio... - wzięła głęboki wdech. Jej głos drżał. - Piotrek.
- Poznajesz mnie... - powiedział, przysuwając się bliżej.

Chwycił ją za rękę. Natychmiast zacisnęła palce na jego dłoni.

- Ciebie... - z trudem wypowiadała słowa. - Ciebie poznałabym nawet w innym życiu. - szepnęła w końcu.
- Tak okropnie się o Ciebie martwiłem. - wyznał, nie odrywając od niej wzroku. - Myślałem, że Cię stracę... że...
- A co Pan tu robi o tej godzinie? Kto Pana wpuścił?

Do pomieszczenia wszedł znajomy już lekarz. Popatrzył na nich z dezaprobatą.

- Przepraszam. - odezwał się Górski. - Ja musiałem...
- Niestety muszę Pana wyprosić. Zapraszamy od szóstej rano.
- Proszę, pięć minut. - szepnął zrozpaczony.
- Pięć minut. Ani sekundy dłużej.

Odwrócił się i ruszył do wyjścia.

- Niech trzyma go Pani z całych sił. - rzucił, przekraczając próg. - Siedział tu dniami i nocami. Pielęgniarki już chciały składać skargę.

Wyszedł z sali. Lucyna uśmiechnęła się słabo i jeszcze mocniej uścisnęła jego rękę.

- Dziękuję. - powiedziała. - Za wszystko.

Odchrząknęła głośno. Nie miała siły na rozmowę. Marzyła o śnie, jednak o wiele bardziej marzyła o jego obecności. On był ważniejszy, niż cokolwiek innego na świecie.

- Coś mi jeszcze dolega? - spytała. - Poza złamaną prawą ręką? - uniosła gips do góry.
- Jesteś bardzo poobijana, ale miałaś czas na regenerację.
- A co z...
- Ciii... - szepnął. - Odpoczywaj, proszę. Wyśpij się porządnie.
- Przyjdziesz do mnie jutro?
- Tak. Jestem codziennie od jedenastu dni. Jutro też będę. I pojutrze. - westchnął. - I zawsze.
- Możesz coś dla mnie zrobić? - spytała ostatkami sił.
- Wszystko.
- Pocałuj mnie.

Wstał z krzesła i nachylił się nad nią niepewnie. Ostrożnie przysunął się do jej twarzy. Delikatnie musnął ustami jej wargi i odsunął się na kilka centymetrów, patrząc głęboko w oczy.

- Nie pozwolę Cię skrzywdzić. Już nigdy więcej.

Dotknęła dłonią jego policzka i uśmiechnęła się promiennie.

- Do jutra. - szepnęła.

Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Stanął przed szybą i popatrzył na nią raz jeszcze. Obserwowali się uważnie. Mężczyzna chuchnął na szkło i narysował palcem serduszko. Kobieta zaśmiała się nieśmiało, obróciła na drugi bok i zasnęła.

.

Wrócił do domu. Wszedł do ciemnego pomieszczenia i bezwładnie opadł na łóżko. Zasnął, jednak jego sen był niespokojny. Budził się co kilkanaście minut, przewracał z boku na bok, aż w końcu usiadł po turecku i patrzył w czarną przestrzeń przed sobą. Zerknął na zegarek. Była godzina czwarta. Wstał i ruszył do łazienki. Wziął długi, ciepły prysznic, wypielęgnował swój zarost, o którego nie dbał od wypadku Lucyny, umył zęby i wrócił do pokoju, w którym było już jasno. Wschodzące słońce prześwitywało przez rolety w oknie. Podszedł do komody i wyjął z niej ubrania. Nałożył na siebie granatowe spodnie jeansowe i szarą koszulkę - tą samą, którą kilkanaście dni temu miała na sobie jego ukochana. Ubrał buty, czarną kurtkę bomberkę, chwycił telefon ze stolika i wyszedł.

.

Wszedł do szpitala. Pędził korytarzem niezwykle szybko, nie mogąc doczekać się widoku Lucyny. Zatrzymał się przed wielką, szklaną szybą. Leżała na boku, a w dłoni trzymała książkę. Uśmiechnął się do siebie, zerknął na zegarek, wskazujący szóstą dwie i powoli ruszył w stronę drzwi. Otworzył je cicho.

- Dzień dobry. - szepnął, idąc w jej kierunku.
- Heeeeej. - odpowiedziała, unosząc kąciki ust.

Zerknęła na niego podejrzliwie. W ręce ściskał ogromny bukiet czerwonych róż. Podszedł bliżej i nachylił się nad nią. Złożył krótkiego buziaka na jej ustach.

- Pięknie pachniesz. - powiedziała.
- Proszę. - wyciągnął dłoń. - To dla Ciebie.
- Dziękuję.

Zabrała od niego kwiaty i wstawiła do szklanki, w której miała wodę do picia. Piotrek usiadł na krześle tuż obok łóżka.

- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - westchnęła. - Chciałabym spróbować wstać, ale boję się, że jest jeszcze za wcześnie.
- A rozmawiałaś z lekarzem?
- Tak. Powiedział, że powinnam próbować jak najszybciej.
- To chodź. - szepnął, zabierając jej kołdrę.

Dopiero teraz zobaczył silne otarcia i siniaki na jej nogach.

- Zabiję go. - warknął.
- Piotrek, przestań...
- Mogłem przypieprzyć mu mocniej.
- Co?! - uniosła głos.
- Ci. Nie denerwuj się, spokojnie.
- Uderzyłeś go?

Milczał.

- Uderzyłeś? - powtórzyła.
- Miałem do tego prawo.
- Błagam, kochanie, powiedz mi, że nie wniósł oskarżenia. - spojrzała na niego z troską.
- Nie. Wszystko jest wyjaśnione.

Wstał z miejsca i pomógł jej usiąść. Przytrzymał ją w biodrach i uniósł lekko do góry.

- Boję się. - wyznała.
- Nie pozwolę Ci upaść. - odpowiedział pewny siebie.

Wzięła głęboki wdech. Podniosła się delikatnie, mocno trzymając się jego ramienia.

- Widzisz? Stoisz. - powiedział. - Spróbuj się lekko wyprostować, tylko uważaj na szyję. Ten kołnierz wydaje mi się średnio bezpieczny.

Zaśmiała się głośno, po czym ostrożnie odgięła się lekko do tyłu. Piotrek obejmował ją w talii, stojąc tuż obok. Ona zaś kurczowo zacisnęła lewą dłoń na jego barku.

- Nie pozwolę Ci upaść. - powtórzył, robiąc minimalny krok do przodu.

Zrobiła to samo. Szli powoli, obserwując siebie nawzajem. Kiedy dotarli do drzwi - zawrócili. Podeszli do łóżka. Usiadła.

- Jak się czujesz? - ukucnął przed jej twarzą.
- Jest okej. - odpowiedziała. - Dziękuję.
- Dzień dobry.

Do sali wszedł lekarz.

- Jak się dziś czujemy? - spytał.
- Lepiej.
- Pojutrze będzie mogła Pani wrócić do domu. - powiedział. - Ale ktoś musi się Panią opiekować. Żadnych gwałtownych ruchów, a wszystko stopniowo wróci do normy.

.

Next - 12 serduszek i 7 komentarzy

Granice są płynne | Lucyna + Piotr | Komisarz Alex | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz