30. W imię miłości

687 38 7
                                    

Uchyliła powieki. Gwałtownie usiadła na łóżku, rozglądając się w okół. Po dłuższej chwili przypomniała sobie o wydarzeniach z wczorajszego dnia. Wstała z miejsca i ruszyła do łazienki. Stanęła przed lustrem.

- Tego nie da się doprowadzić dzisiaj do akceptowalnego stanu. - szepnęła, spoglądając na swoją twarz.

Umyła buzię i zęby. Wyszła z pomieszczenia i udała się do sypialni. Otworzyła walizkę, wyjęła z niej jeansy i czarną bluzkę. Nałożyła na siebie ubranie i buty, chwyciła komórkę w dłoń, po czym opuściła mieszkanie. Wsiadła do samochodu i już po kilku minutach szła wąskim korytarzem w budynku, w którym pracuje.

- Cześć. - powiedziała obojętnie, wchodząc do środka.

Marta i Gustaw popatrzyli na nią niepewnie.

- Hej. - odpowiedzieli, nie odrywając od niej wzroku.

Usiadła przy swoim biurku, tępo zerkając na miejsce, przy którym powinien siedzieć Piotrek.

- Jego dziś nie będzie? - spytała.

Bielski i Grabska wymienili się nerwowymi spojrzeniami. Lucyna przeniosła wzrok na ich twarze.

- Nie.
- Tak.

Niepewnie uniosła brwi i gwałtownie wstała z krzesła. Podeszła do nich powolnym, leniwym krokiem. Marta obserwowała jej bladą, zmęczoną, opuchniętą twarz.

- Wy coś wiecie. - szepnęła. - Coś, czego nie wiem ja.

Milczeli.

- Cholera jasna, powiedzcie mi o co chodzi! - wrzasnęła
- Lucy, nie wolno Ci się denerwować.
- To powiedz mi co się dzieje! Jak kobieta kobiecie.
- Najpierw Ty nam powiedz co wiesz. - wtrącił się Gutek.
- Nie denerwuj mnie. - warknęła. - Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a bawimy się w jakieś chore sekrety? Traktowałam Was jak rodzinę!

Do jej oczu napłynęły łzy.

- To wszystko po to, żeby Cię chronić. - oznajmiła.
- Chronić?! - zaśmiała się sztucznie. - A co? Ja dziecko jestem, żebym nie umiała o siebie zadbać?!

Popatrzyli na nią z troską w oczach.

- Dobrze. - westchnął Bielski. - Ale usiądź, proszę Cię.

Lucyna oparła się pośladkami o biurko. Obserwowała ich niecierpliwie, czekając, aż wreszcie powiedzą jej cokolwiek.

- Ktoś mu grozi. - odezwał się mężczyzna.

Marta skarciła go wzrokiem. Znowu zabrakło mu wyczucia.

- Co?! - krzyknęła.

Nie mogła złapać powietrza. Położyła dłoń na klatce piersiowej, rozpaczliwie próbując zaczerpnąć tlenu.

- Lucy! - Grabska stanęła tuż obok niej.
- Wszystko gra. - odparła po dłuższej chwili. - Mów dalej.
- Dostawał wiadomości z pogróżkami. Nie przejmował się tym, bo wiedział, że nie tkwi w tym wszystkim sam.
- To gdzie jest teraz? - niecierpliwiła się.
- Po kolei... - westchnął. - Podejrzewamy, że grozi mu Arkadiusz Kęch. Piotrek aresztował go kilka lat temu. Wyszedł niedawno, mieszka w okolicach Łodzi. Zatrzymalibyśmy go już dzisiaj, ale ma powiązania z grupą narkotykową, a to nie jest już nasze śledztwo. Musimy czekać.
- Powiedział, że mnie nie kocha. - wyszeptała w końcu.
- Napisał do niego, że wie, kim jest jego ukochana narzeczona. I wie też w jakim jest stanie, choć nie do końca rozumiem co miał przez to na myśli.

Zerknęła na pierścionek zaręczynowy na swojej dłoni. Z tego wszystkiego zapomniała mu go oddać.

- Gdzie on jest? - spytała przez łzy.
- W małej miejscowości za Łodzią. Mamy podgląd na mieszkanie, w którym się ukrywa. Nasi stoją w okolicy, ale na razie nie mogą wykonać żadnego ruchu.
- A Wy tak spokojnie siedzicie i patrzycie?! - warknęła.

Wyprostowała się gwałtownie, ruszając do wyjścia.

- Gdzie Ty idziesz? - odezwała się Marta.
- Jak to gdzie?! Jedziemy do niego!
- Lucy, on chce Cię chronić.
- To jego trzeba chronić. - odpowiedziała bez wahania, wpatrując się w nich uważnie. - Oddam za niego życie, jeśli trzeba. Jesteśmy zaręczeni, planujemy ślub. Będziemy sobie przyrzekać miłość w zdrowiu i chorobie. W szczęściu i w nieszczęściu. Nie zostawię go. - syknęła.

Pozostała dwójka dołączyła do niej. Szybkim krokiem opuścili budynek, wiedząc, że czasu pozostało coraz mniej. Drogę do celu spędzili w ciszy. Każde z nich miało wiele do przemyślenia.

Dotarli na miejsce i wysiedli z samochodu. Na zewnątrz było chłodno. W okół panował spokój. W oddali dostrzegli duży, czarny samochód.

- To nasi? - spytała Lucyna.
- Tak.

W tym momencie w budynku, stojącym za nimi rozległ się głośny huk.

- Piotrek! - syknęła pod nosem i ruszyła w tamtym kierunku.

Gutek wyprzedził ją, zastawił drogę i złapał za ramiona.

- Nie możesz, Lucy. Nie Ty. - warknął stanowczo.
- Mam pozwolić mu zginąć?! - wrzasnęła.

Usłyszeli głośne szczekanie psa. Uzbrojeni policjanci wybiegli z pojazdu i pobiegli w kierunku odgłosu.

- Muszę wiedzieć co się tam dzieje. - powiedziała. - Podejdźmy bliżej.

Otworzyli furtkę i weszli na posesję. Szli kamienistą ścieżką, prowadzącą do drzwi.

- Nikogo tam nie ma. - powiedział jeden z ich ludzi.
- Musimy się rozdzielić. - oznajmiła Lucyna.
- Zostań w samochodzie. - nakazała Marta.
- Nie. Zostaję.

Ruszyła w lewą stronę, by udać się na tył domu. Rozglądała się uważnie, starając się nie wykonać żadnego gwałtownego ruchu. Usłyszała szelest za sobą. Niepewnie obróciła się na pięcie. Nikogo nie dostrzegła. Ponownie spojrzała w drugą stronę. Kilka metrów przed nią stał wysoki mężczyzna o czarnym kolorze włosów. Mierzył do niej bronią, uśmiechając się szyderczo.

- Rzuć broń! - ryknął.

Odłożyła pistolet na ziemię. Jej ciało drżało. Zamknęła oczy i pomyślała sobie wtedy, że umrzeć w imię miłości, to najpiękniejsza i najbardziej sprawiedliwa śmierć, jaka może człowieka spotkać. Ciszę przerwał głośny strzał. Poczuła tylko zapach unoszącego się w powietrzu dymu.

Granice są płynne | Lucyna + Piotr | Komisarz Alex | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz