Rozdział 22

59 2 6
                                    

Otworzyłam szybko powieki i gwałtownie wstałam, czując lekkie ograniczenie. W moje ręce były wkłute różne igły z kroplówkami. Rozejrzałam się dookoła, jak to mam w zwyczaju. Obok mnie była jakaś pikająca maszyna i stolik, na którym leżała woda. Nie myśląc dłużej, zabrałam butelkę i odkręcając ją, przystawiłam do ust, łapczywie pijąc. Moje gardło zwilżyło się nieco, powodując, że połykanie śliny było łatwiejsze, na co wykrzywiłam twarz w zadowolonym grymasie.

Nagle usłyszałam ruch w drugim końcu sali. Odwróciłam głowę, unosząc brwi i trzymając butelkę w dłoni. Wtedy się nieco zdziwiłam widząc tę konkretną osobę. Jego twarz oświetlał księżyc, który świecił zza szpitalnego okna, a on sam powoli się rozbudzał.

Przekrzywiłam głowę w bok, marszcząc brwi i zagryzając policzek. Dlaczego tu był?

- Cześć – wychrypiał zaspany, przecierając twarz.

- Hej. Pomyliłeś pokoje? – zapytałam, skubiąc paznokciami róg szpitalnej pościeli, pod którą byłam. Czułam się lekko niezręcznie, nie wiedziałam jak z nim rozmawiać, poza tym całym gównem.

- Nie – uśmiechnął się leniwie. – Twoi przyjaciele zostali odesłani przez lekarzy do domu, więc postanowiłem przyjść.

- Dobra, jak już tu siedzisz to siedź. – Wzruszyłam nonszalancko ramionami. – Wiesz, ile spałam?

- Dwa dni – westchnął.

- Co mi dolega?

- Masz osłabiony organizm. Odwodniony, wyczyszczony z jakichkolwiek witamin, a twoje ciśnienie jest mniejsze – odpowiedział z wyrzutem.

Co on? Moja matka? A no przecież. Nawet moja matula nie martwi się o mnie tak, jak powinna.

- Dobrze, Hunter. Nic mi praktycznie nie jest. Jesteśmy tylko współpracownikami, a nie przyjaciółmi. Nie musisz się o mnie martwić. – Odłożyłam butelkę na stolik, zagryzając nerwowo wargę.

Może niezbyt miłym było odrzucenie jego troski, czy co on tam ma, ale nie widziałam potrzeby w byciu ze mną, gdy łączył nas tylko wspólny interes. No dobra, może jeszcze to, że kupiłam od niego auto, ale nic więcej. Właśnie. Co z moim autem?

- U mnie nie ma czegoś takiego jak tylko współpracownicy. Będąc po mojej stronie i pracując dla mnie, muszę wiedzieć, czy jesteś bezpieczna. Nie mam zamiaru chodzić na pogrzeby lub patrzeć, jak się staczasz – odparł, przeczesując swoje orzechowe włosy ręką.

- Czuję się dobrze, to tylko chwilowe osłabienie i tyle. Nie masz najmniejszych powodów do obaw, Hunter – zapewniłam, okłamując samą siebie. Prawdą było to, że nie było dobrze, ale nie było to wyznacznikiem tego, czy muszę o tym mówić. Nie miałam takiego pieprzonego obowiązku.

- Nie, Tracy. Musisz zacząć o siebie dbać. Nie chcę, żebyś wykitowała na akcji lub kiedykolwiek indziej. Zrozum, że nie jesteś sama. Masz wspaniałych przyjaciół, z którymi możesz pobyć, a ze mną możesz pogadać o rzeczach mniej legalnych, które cię drażnią. To mogą być dla ciebie puste słowa, zważając na to, kim jestem i ile się znamy, ale jestem w razie potrzeby. – Oparł się łokciami o kolana i wpatrywał w szpitalną podłogę. Nie wyglądał, w tym momencie, jak zastępca szefa mafii. Prezentował się jak prawdziwy przyjaciel, ale czy mogłam w to wierzyć?

- Nie mogę ci nic obiecać, gdy nie wiem, czy spełnię daną obietnicę. Zapewniam, że będę się starać i zrobię, jak mówisz w razie czego. Dziękuję za troskę – burknęłam, kiwając głową.

- W porządku. Zostać z tobą? – zapytał, unosząc brew.

- Jeśli tego właśnie pragniesz. – Uśmiechnęłam się lekko, wpatrując się w niego leniwie.

Zapadnia Przeszłości [Poprawa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz