Przeczytajcie proszę notkę pod rozdziałem.
Przeglądałam się w lustrze ze smętną miną. Ubrana byłam w czarny golf, rurki i tego samego koloru marynarkę. Na stopach miałam najzwyklejsze skórzane botki na słupku. Jednak swój wzrok umieściłam w moich, jasnoszarych tęczówkach. Nigdy nie widziałam w nich takiej pustki jak w tym momencie. Wyglądały, jakbym umarła. Nie sztyletowałam wzrokiem, jak to miałam w zwyczaju, po prostu sięgała mnie większa nicość, niż zwykle.
Z kamienną miną podeszłam do telefonu, który zaczął dzwonić, powodując pisk w moich uszach. Moja głowa niemiłosiernie bolała, a było to spowodowane tym, że przez ostatnie dwa dni źle sypiałam. Przez czterdzieści pięć godzin wytrzymywałam na energetykach, kawie i adrenalinie. Mieszanka masochisty, ale nie potrafiłam inaczej.
Przez ten cały czas z nikim nie rozmawiałam, raz z Adeline po wizycie Huntera w moim mieszkaniu. Czy coś się zmieniło od tego pamiętnego spotkania? Absolutnie nic, a mi to niewiarygodnie pasowało. Nie chciałam wchodzić w kolejne zobowiązujące układy, czy relacje. To był pojedynczy, nic nieznaczący seks, który prawdopodobnie już nigdy nie będzie miał miejsca.
Odebrałam telefon, który okazał się od Danny'ego. Milczałam, dopóki on nie powiedział czegoś pierwszy. Nie miałam zbytnio ochoty na pogaduszki.
- Jesteśmy pod twoim blokiem – oznajmił poważnie, a ja tylko spojrzałam na zegarek, który był na mojej lewej ręce.
- Zaraz będę – rzekłam grobowo i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Wzięłam z blatu portfel, klucze, papierosy i broń, którą umieściłam za paskiem, ukrywając ją pod marynarką. Dodatkowo wrzuciłam piersiówkę do kieszeni w środku. Wyszłam z mieszkania, dwa razy sprawdzając, czy, aby na pewno zamknęłam drzwi. Rozejrzałam się po korytarzu i westchnęłam cicho, zaciskając ręce w pięści.
Ten dzień będzie kurewsko trudny i fałszywy.
Zjechałam na podziemny parking windą, odnalazłam wzrokiem swojego mustanga i wsiadłam do niego. Odjechałam, parkując przed blokiem i czekając, aż przyjaciele łaskawie wejdą do środka, co po chwili miało miejsce. Bez słowa ruszyłam z piskiem opon.
- Zwolnij – poprosiła Adeline, ale nie uczyniłam tego. Dzisiaj nie miałam zamiaru zwalniać. Docisnęłam mocniej pedał gazu i udałam się do miejsca docelowego.
**
Ustawiłam się na środku, będąc w centrum uwagi. Z obojętną miną, poprawiłam nonszalancko swoją marynarkę, a następnie rozejrzałam się po zbiorowisku. W sumie było może z trzydzieści osób.
Odchrząknęłam i wyjęłam z kieszeni kartkę z przemówieniem, ale po chwili rozerwałam ją w drobny mak. Nie była potrzebna.
- Drodzy nieznajomi. Zebraliśmy się tutaj, aby pochować moją matkę i młodszego brata. Nie będę opowiadać wam jakichś niezwykle wygórowanych historyjek z naszego wspólnego życia, bo jeśli faktycznie byliście w naszym życiu, doskonale je znacie. – Uśmiechnęłam się lekko, nie szczędząc sobie kpiny. – Byli moją rodziną, jedyną rodziną, z którą mam kontakt, więc nietrudno się domyślić, że strata jest duża. W jakimś stopniu, mimo sprzeczek i tego wszystkiego, jakoś musieli być dla mnie ważni. Nie wiem, jak bardzo byli dla was, ale nie robię stypy, więc jeśli właśnie dlatego tu jesteście, to możecie wyjść już teraz. Uważam, że wielka impreza po pogrzebie, to zwykły brak szacunku do zmarłych. Wszyscy, do cholery, rywalizujemy o to, kto jest lepszy i nagle cała żałoba idzie w niepamięć. Dlatego właśnie nie będę opowiadać, kim byli, bo jeśli uczestniczyliście w którymś z naszych żyć, po prostu wiecie. Niech spoczywają w pokoju.
![](https://img.wattpad.com/cover/212284101-288-k630377.jpg)
CZYTASZ
Zapadnia Przeszłości [Poprawa]
Misterio / Suspenso[Korekta, poprawione rozdziały mają swoje tytuły] Życie Tracy Lee powoli zaczynało przypominać jeden, wielki schemat. Pragnęła jedynie zaznać upragnionego spokoju, lecz zakończyło się to dla niej trwaniem w miejscu, wraz ze swoją paroletnią chorobą...