Salt Lake City, marzec 2022 r.
Westchnęłam cicho, z rozdrażnieniem wyłączając budzik, który ustawiony był na równą siódmą rano.
Usiadłam na swoim łóżku i oparłam łokcie o kolana, masując delikatnie skronie. Starałam się unormować swój nieco zbyt ciężki oddech, który był skutkiem nocnych koszmarów i zbyt czujnego snu.
I właśnie wtedy zadałam sobie po raz kolejny to samo pytanie; dlaczego ja? Jednak ilekroć starałam się na nie odpowiedzieć, nigdy nie potrafiłam znaleźć tej właściwej odpowiedzi. Byłam już najzwyczajniej trochę zmęczona, jednak mimo tego, wiedziałam, że muszę jakoś funkcjonować. Że czeka na mnie jeszcze parę miesięcy liceum i matura. To było dla mnie poniekąd drobnym celem.
Zacisnęłam szczękę i ruszyłam do łazienki, po drodze zabierając ze sobą ubrania. W zasadzie nie ubierałam się jakoś szczególnie wybitnie. Zwykle moje odzienie składało się z ciemnych kolorów lub — najczęściej — czarnego.
Ogarnęłam się, a następnie spojrzałam w lustro, od razu natrafiając na spojrzenie swoich jasnoszarych tęczówek, które na ten moment wydawały się nieco wyprane z czegokolwiek. Jednak po chwili z cichym westchnieniem zignorowałam to i zagryzłam mocno wnętrze policzka, wychodząc z pomieszczenia. Ruszyłam wąskim korytarzem i zeszłam schodami w dół, czując wyraźnie zapach jajecznicy, którą przyrządzała właśnie moja matka.
W zasadzie nie wiedziałam, jak opisać tę kobietę. Miała ciemne włosy, gdzieniegdzie obsypane siwizną, co usprawiedliwiał poniekąd jej wiek (już dawno przekroczyła czterdziestkę) i zdecydowanie była pracoholiczką. Obecnie znajdywała się na stanowisku doradcy do spraw nieruchomości, przez co czasem wyjeżdżała. Nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo, jakkolwiek egoistyczne by to nie było. Byłam już po prostu całkowicie przyzwyczajona do samotnego życia i radzenia sobie z problemami, więc przebywanie z ludźmi bywało czasem nieco problematyczne. To czy moja matka bywała w domu, nie miało dla mnie już nawet znaczenia. Była jedynie kolejnym człowiekiem w moim życiu, który czekał, aż dorosnę i zacznę samodzielne, dorosłe życie.
— Chcesz też porcję? — rzekła formalnie, chyba już z przyzwyczajenia. Widocznie praca wchodziła jej już perfekcyjnie w krew.
— Nie, dziękuję. Zjem po drodze — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Kobieta jedynie skinęła i kontynuowała robienie jedzenia.
Wzięłam głębszy wdech i podeszłam do blatu kuchennego, wlewając sobie do wczorajszej szklanki wody z kranu. Całość wypiłam duszkiem, a następnie odwróciłam się w kierunku schodów, którymi schodził właśnie mój młodszy, dwunastoletni brat.
— Hej — przywitał się i usiadł przy stole. Matka jedynie mu skinęła, a ja ponownie dzisiaj wysiliłam się na lekki uśmiech.
Podeszłam do młodego i poklepałam go, życząc mu powodzenia na sprawdzianie z matematyki, a następnie udałam się do swojego pokoju, gdzie pomalowałam się lekko i spakowałam swój plecak. Na końcu jeszcze zawahałam się na moment, patrząc na szafkę nocną, w której znajdowały się leki. Zacisnęłam wargi w cienką linię, ostatecznie decydując się na jedną — „tabletkę radości", jak mawiała moja pani psychiatra, u której bywałam raz na jakiś grubszy okres.
Zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam w kierunku wyjścia, zgarniając z biurka słuchawki, które podłączyłam do telefonu i włożyłam do uszu. W tle rozbrzmiały pierwsze nuty zespołu BLOW, który swoją drogą nawet lubiłam.
Włożyłam buty i cienką kurtkę, a następnie krzycząc, że wychodzę; udałam się do szkoły, czyli mojego kolejnego, małego piekiełka. W zasadzie nawet już nie chodziło o nakład kompletnie bezsensownych przedmiotów, a o ludzi.

CZYTASZ
Zapadnia Przeszłości [Poprawa]
Mistero / Thriller[Korekta, poprawione rozdziały mają swoje tytuły] Życie Tracy Lee powoli zaczynało przypominać jeden, wielki schemat. Pragnęła jedynie zaznać upragnionego spokoju, lecz zakończyło się to dla niej trwaniem w miejscu, wraz ze swoją paroletnią chorobą...