Rozdział 29

88 4 1
                                    


Maraton 1/3

Usłyszałam dzwonek do drzwi, podczas gdy robiłam sobie obiad. Miałam cały zapas zupek chińskich, a że nie chciało mi się robić nic szczególnie wymyślnego to aktualnie czekałam, aż makaron nasiąknie gorącą wodą i proszek się rozpuści.

W dresach i za dużej bluzie, która kiedyś należała do Danny'ego, poszłam otworzyć. Nie przypominałam sobie, abym miała mieć gości, więc prowizorycznie chwyciłam za scyzoryk, leżący na komodzie. Odkluczyłam drzwi i czujnie wychyliłam głowę za nie, widząc Jordela. Uśmiechnęłam się lekko, wpuszczając go.

- Rozgość się, czy coś, a ja dokończę jedzenie – oznajmiłam, wzruszając ramionami. Podeszłam do wyspy kuchennej, mieszając zawartość mojej miski. Po chwili grzecznie jadłam, nie zwracając uwagi na mężczyznę.

Przysiadł się tuż obok mnie, skanując otoczenie. Widziałam jak jego nozdrza pracują, gdy poczuł zapach mojej zupki chińskiej. No cóż, mam ich wiele, więc może byłabym na tyle miłosierna i go poczęstowała?

- Chcesz? – zapytałam, marszcząc nos. – Mam ich trochę, więc jedna w te, czy we w te nic mi nie zrobi.

- Jeśli to nie przeszkodzi w naszej rozmowie – powiedział, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami. Cokolwiek by nie robił, i tak to mnie nie ominie. W zasadzie, domyślałam się czego takowa konwersacja miałaby dotyczyć, ale to nie był pewniak. Znając moje szczęście, naje się, pozrzędzi i pójdzie. Naprawdę, jedyne towarzystwo jakie ostatnio znosiłam to Hunter, kaloryczne jedzenie i alkohol.

Zjedliśmy w ciszy, podczas gdy ja rozmyślałam na temat tego wszystkiego, zresztą była to moja rutyna podczas ostatniego tygodnia. Nie byłam do końca sobą, ale udawanie przez telefon wychodziło mi już niemal do perfekcji. Może nie chciałam okłamywać Adeline i Danny'ego, ale tak było lepiej. Wszyscy byliśmy podbici ostatnią sytuacją, więc nie chciałam nakładać na nich kolejnych problemów. Doskonale wiedziałam, że byłam jednym wielkim problemem.

O dziwo, żadne z nich mnie nie winiło. Każdy uważał, że natrafiliśmy na psychopatów i nie da się przewidzieć ich kolejnego ruchu. Dodatkowo zwalali znaczną część winy na Taylor, która swoją drogą, dostała przydomek bazyliszka.

Wstałam ze swojego krzesła barowego, wkładając brudne naczynia do zmywarki. Gdy skończyłam, podeszłam do kanapy, siadając na niej. Wpatrywałam się w wyłączony ekran mojego telewizora. Jak to dziwnie brzmiało. ,,Mój". Zazwyczaj byłam przyzwyczajona do mieszkania z kimś, mieszkania z nimi i dzielenia się wszystkim. Wszystko było wspólne, pomijając papiery, na których dom widocznie był na matkę.

Tylko to już nie wróci.

- Mów o co chodzi i proszę cię, zostaw mnie samą – rzekłam pustym głosem, nadal patrząc przed siebie. Chyba to już weszło w moją niemą rutynę. Wstawałam, patrzyłam, czasami popijałam jakiś trunek, a następnie szłam spać. Może czułam się źle, ale dla zachowania pozorów musiałam się ogarniać i pokazywać wszystkim, że mnie to nie rusza.

Słyszałam, jak mężczyzna wzdycha i opiera się o jedną ze ścian, naprzeciwko mnie. Czułam na sobie ciężar jego spojrzenia, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam to już mieć za sobą i robić to, co w ostatnich dniach robiłam najlepiej. Czyli praktyczne nic.

- Wiem, że wiesz więcej od nas. Na razie mogłem oceniać sytuację po tym, co przeżyłem, a i to jest przytłaczające. Nie wiem, po prostu chciałbym wiedzieć, dlaczego tego dnia tam wszyscy byliśmy i dlaczego jest tyle trupów – rzekł ochryple, a ja po raz pierwszy dzisiaj spojrzałam na niego dłużej niż sekundę i po prostu prychnęłam, co nieco go zdezorientowało.

Zapadnia Przeszłości [Poprawa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz