Zacisnęłam szczękę, nie odwracając w jego stronę nawet wzroku. Kranik przy barze w tym momencie wydawał mi się na ten moment definitywnie bardziej fascynujący.
— Powiedzmy — odpowiedziałam zdawkowo.
Mężczyzna może i miał ładną buźkę oraz wiele innych atutów, lecz w tym momencie naprawdę chciałam pobyć sama. Nie miałam ochoty na zbędne rozmowy, nawet pomimo tego, że byłam w miejscu pełnym ludzi i tak naprawdę każdy mógł się do mnie przysiąść i zagadać.
Poza tym mówienie o swoich problemach obcym ludziom, było dla mnie czymś definitywnie „wymarzonym".
Miałam cholerną ochotę zapalić, pomimo tego, że wiele razy obiecywałam sobie, że nie będę tego robić. Marlboro Goldy wręcz same wysuwały mi się z kieszeni za każdym razem, gdy o nich pomyślałam. Po co więc zawsze je miałam? Żeby walczyć ze swoją własną wolą, gdyż co by mi dało wyrzucenie ich, podczas gdy kupiłabym sobie kolejną paczkę?
Wtedy odwróciłam bowiem głowę w kierunku mężczyzny sprzed klubu. Ponownie zerknęłam na jego twarz, natrafiając wprost na jego tęczówki. Czego taki facet chciał akurat ode mnie?
— Idę zapalić, idziesz ze mną? — Uniósł brew, prosząc barmana o rachunek.
Cóż, papierosy chyba były moim pierdolonym przeznaczeniem.
— W porządku — odpowiedziałam, wstając z krzesła barowego. Zachwiałam się, lecz po chwili zdołałam utrzymać równowagę.
Ale przecież co się może stać pijanej kobiecie, która wychodzi z obcym facetem na papierosa?
Ten cholerny scyzoryk w kieszeni mnie nie obroni, więc dlaczego tak bezmyślnie ruszyłam do wyjścia?
— Proszę też o rachunek tej pani. — Usłyszałam za sobą, na co zmarszczyłam brwi, ale tuż potem wzruszyłam ramionami, ponieważ w tym momencie mój mózg postanowił się po prostu wyłączyć. Nie obchodziło mnie już zupełnie nic.
Po chwili mężczyzna mnie wyprzedził, gdy ja posłusznie szłam tuż za nim, obijając się o spoconych, pijanych ludzi. Minęliśmy także tego samego ochroniarza, żeby potem stanąć w jakiejś bocznej uliczce z dala od ludzi. Oparłam się o budynek plecami, wyjmując z kieszeni papierosy. Mężczyzna uczynił to samo ze swoimi, dokładnie takimi samymi jak moje.
Sekundę później między moimi wargami już była upragniona trucizna. Zaciągnęłam się, zerkając na mojego towarzysza z uniesioną brwią.
Boże, przecież ja byłam kompletnie pijana.
Wpatrywałam się w to, jak powoli wydycha dym z pełnych ust, a następnie przeczesuje dłonią swoje włosy do tyłu.
Strzepałam nadmiar popiołu z używki, uśmiechając się pod nosem.
— Pomogę ci — odparł po chwili.
— W czym? — Uniosłam brwi zaskoczona.
— Niejaki Garfield zaproponował ci pewien układ. Oboje wiemy, że nie chcesz w tym uczestniczyć. Mogę załatwić ci informacje i zapewnić przy tym bezpieczeństwo twoim bliskim.
Chyba zaczynała mnie boleć głowa.
— Rozumiem, że nie bezinteresownie? — Zgasiłam niedopałek swojego papierosa, przydeptując go o płyty chodnikowe.
Już zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że nikt w tym zgniłym świecie nie chciał nic za darmo. Nawet jeśli ktoś chciał coś bez opłaty, i tak prędzej czy później po nią przyjdzie.
— Założę się, że pamiętasz, jak byłaś na Kubie, wraz ze swoimi przyjaciółmi. Prowadziliście wtedy jedną z akcji, gdzie pojawiły się pewne komplikacje, prawda? — spytał, na co jedynie skinęłam głową, czując, że moje ciało sztywnieje. — W zamian oczekuję od ciebie pomocy, a nawet współpracy w tej sprawie. To jak to wykorzystasz, zależy od ciebie. — Także zgasił swojego papierosa, patrząc na mnie z góry.
CZYTASZ
Zapadnia Przeszłości [Poprawa]
Mystery / Thriller[Korekta, poprawione rozdziały mają swoje tytuły] Życie Tracy Lee powoli zaczynało przypominać jeden, wielki schemat. Pragnęła jedynie zaznać upragnionego spokoju, lecz zakończyło się to dla niej trwaniem w miejscu, wraz ze swoją paroletnią chorobą...