Bal maskowy#6

447 44 9
                                    


*Adrien*

Odłożyłem telefon, po rozmowie z ojcem.

– Masz już strój na ten bal?– zapytał Plagg.

– Tak. W sumie trochę mi pomogłeś, a tata załatwił wszystko.

– Dalej nie odpowiedziałeś, za co się przebierasz.

– Ubiorę się w strój na styl czarnego kota.

–  Seksownie– cmokną pod nosem.

– Haha...– zaśmiałem się, podając mu z lodówki serek.

– Zdążysz otrzymać kostium przed balem?

– Tak. Ojciec obiecał wysłać prywatny helikopter, żeby zdążyć.

– To miło z jego strony.

– Ostatnio serio się zmienił.

Założyłem jeansową kurtkę, białe nike'i i wyszedłem z mieszkania.

– Co tak wcześnie?

– Muszę jeszcze kupić kwiaty dla mojej księżniczki.

Udałem się do pobliskiej kwiaciarni i wybrałem najpiękniejszy bukiet, jaki dało się skomponować. Była to wiązanka róży, fiołków i lilli, połączonych granatową wstążką.

– Białe jak jej skóra, czerwone jak usta, fiołki pasują do jej oczu, a granatowe od jej włosów– wąchałem bukiet.

– Zaraz się porzygam.

– Schowaj się i siedź cicho, Plagg.

Ruszyłem w stronę lotniska, które było po drugiej stronie miasta, więc musiałem skorzystać z autobusu. Po dojechaniu i wylegitymowaniu się, mogłem odebrać swoją paczkę.

*Marinette*

– Marinette, wstawaj– usłyszałam nad głową cichy, piskliwy głosik.

– Już, już– ziewnęłam– Która godzina?– podniosłam głowę i wytarłam ślinę z policzka– Zasnęłam przy biurku?

– Już dziesiąta. Przykryłam cię kocykiem, bo widziałam, że już nie wstaniesz– uśmięchnęła się mała biedroneczka.

~Puk puk~

– Mogę wejść?– uśmiechnęła się zza drzwi ciocia z tacą ze śniadaniem.

– Hej ciociu– odwzajemniłam.

– Słyszałam, że pracowałaś do późna. Dlatego przyniosłam ci śniadanie– postawiła tacę na stole.

– Dziękuję.

– Przyjęcie zaczyna się o osiemnastej, jednak my z wujkiem musimy być godzinę wcześniej.

– Pojadę z wami i pomogę– wypaliłam nagle.

– Jeżeli znajdziesz czas– ucałowała mnie w czoło, po czym wyszła.

Wstałam od biurka i ruszyłam do toalety, aby doprowadzić się do porządku po nocy spędzonej na blacie.

Ubrałam jasno-jeansowe, obcisłe spodnie z dziurami na kolanach, czerwoną bluzkę z odkrytym ramieniem, a włosy związałam w dwa kucyki. Zjadłam śniadanie wspólnie z Tikki i wyszłam na krótki spacer po Londynie.

Weszłam do kilku pasmanterii, szukając jakichś dodatków do mojej kreacji.

Dzisiaj jest trochę chłodniej niż wczoraj, jednak nadal lekkie słońce wychodzi zza chmur.

Wróciłam do domu, aby dokończyć suknię na bal. Dodałam kilka obszyć i podpięłam u dołu. Dokończyłam też maskę.

Nim się spostrzegłam na zegarze wybiła godzina piętnasta, więc zajęłam się włosami, wskoczyłam w suknię, spakowałam torebkę i dopieściłam swój wygląd naszyjnikiem z pereł i perłowym upięciem koka. Zeszłam na dół. Ciocia i wujek również byli przebrani, jednak w bardziej praktyczny strój.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz