Wehikuł czasu #7

463 45 11
                                    


*Adrien*

~Pół roku temu~

Wszedłem do domu. Było wyjątkowo cicho jak na to, że tu zawsze jest cicho a w powietrzu unosiła się dziwna, złowroga aura. Spostrzegłem w korytarzu ojca, więc do niego podszedłem.

– Tato, co się stało?– zapytałem niepewnie, mając złe przeczucia.

– Babcia nie żyje– odparł, patrząc w telefon– A teraz nie plątaj się pod nogami, musimy zająć się sprawami pogrzebu.

Cały mój świat legł w gruzach po tych słowach. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Do oczu napłynęły mi łzy, uciekłem do pokoju babci, przy którym stało kilku lekarzy i rozmawiali z mamą. Wbiegłem do sypialni staruszki, mimo zakazów lekarzy.

– Babciu!– załkałem, wyrywając się.

Dobiegłem do kobiety, klękając przy jej łóżku. Przytuliłem się do zimnej już babci.

– Babciu, nie! Nie opuszczaj mnie. Nie dam sobie rady bez ciebie!– płakałem, wtulając głowę w jej pościel.

Ścisnąłem jej dłoń, w której coś zaszeleściło. Była to zwinęta kartka. Wziąłem ją.

Był to list zaadresowany do mnie.

|Drogi, Agreściku.
Czuję, że mój czas się kończy. Wiem, że ci ciężko, ale ja zawsze przy tobie będę, kochanie. Nie poddawaj się, nie zmieniaj się, Adrien. Opiekuj się Plaggiem, on będzie cię chronił. Kocham Cię, skarbie|

Brzmiała jego treść. Rozpłakałem się jeszcze bardziej.

– Ja też cię kocham, babciu– ucałowałem ją w czoło.

Nie zmieniaj się...– ściskałem w dłoni kartkę, patrząc w okno.

– Adrien! Spóźnisz się do szkoły!– usłyszałem ze schodów.

– Już idę!– odkrzyknąłem.

Schowałem kartkę i zebrałem się z pokoju.

Wsiadłem do auta i ruszyłem do szkoły. Po kilku minutach stałem już na parkingu.

– Hejka, Adi– usłyszałem za sobą.

Pokierowałem się do budynku

– Dzień dobry, Adrien– przywitał dyrektor na progu.

Zaczepiło mnie jeszcze kilka osób, jednak nikomu nie odpowiedziałem, nie chcę z nikim rozmawiać. Mam wszystkiego dosyć, każdy dzień zlewa się w jedno, szkoła, dom, szkoła dom. Nic już nie ma sensu...

Usiadłem na schodach i zacząłem przeglądać coś w telefonie.

– Hej, Adrien– Missi oparła się na moim ramieniu.

Nie zwracałem uwagi na dziewczynę, mając nadzieję, że zaraz sobie pójdzie, jak każdy.

– Zauważyłam, że ostatnio jesteś jakiś przygaszony.

Dalej nie patrzyłem w jej kierunku.

– Anya organizuje dzisiaj imprę. Może wpadniesz?– gładziła po moim kolanie.

Nigdy nie chodziłem na takie eventy, jednak w zaistniałych okolicznościach pomyślałem, że może być to ciekawa odskocznia.

– Przemyślę. Dzięki za zaproszenie– burknąłem.

[...]

Lekcje dłużyły się niemiłosiernie, chociaż i tak tylko zapisywałem jakieś pierdoły na marginesach.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz