Nocna eskapada #10

544 48 23
                                    

*Adrien*

Dawno nie widziałem się z Marinette. Zaczynam już tęsknić, ale przez egzaminy końcoworoczne nie było czasu, aby się spotkać.

– Uspokoisz się w końcu?– denerwował się Plagg, widząc, jak wpatruję się w telefon.

– Liczę, że wreszcie napisze... egzaminy już się skończyły, więc powinno być więcej czasu.

– A przeszło ci przez myśl, że ona po prostu nie chce z tobą rozmawiać?

– Niby dlaczego?!– obruszyłem się.

– Niby dlatego, że się spłoszyła– jadł ser.

– Czym spłoszyła?– zacząłem się martwić.

– Pocałowałeś ją. Jesteś dla niej nowo- poznanym typem, zna cię zaledwie tydzień a już lecisz z nią w ślinę– nakreślił sytuację.

– Ona też tego chciała... I znamy się ponad tydzień– próbowałem się usprawiedliwić.

– Może widocznie to dla niej za dużo, ostatnim razem, gdy tak szybko znajomość przechodziła na kolejne poziomy, przyłapała ukochanego na seksie z kuzynką– mówił niewzruszony.

– Jesteś okropny...– zabolało.

– Nic nie poradzę, że to prawda.

Stukałem długopisem w stół, myśląc nad słowami Plagg'a.

– Udowodnię ci, że nadal chce się ze mną spotykać– wstałem.

– Chłopie, jest już dwudziesta trzecia, daj jej spać!

– To nieważne. Mówiłeś, że możesz dać mi jakieś supermoce– zastanawiałem się– Jak to było...?

– Nie! Nawet o tym nie myśl!- zabronił.

– A, już wiem! Plagg, wysuwaj pazury!– rozbłysło zielone światło, a ja poczułem przypływ mocy.

Moje ciało pokryło się lateksowym strojem, a w dłoni trzymałem jakiś metalowy drąg. Skierowałem pałkę do przodu a ta nagle wydłużyła się, uderzając w wazon.

– Cholera... Odkupię mu.

Podszedłem do okna i otworzyłem je. Stanąłem na parapecie.

– To samobójstwo...– spojrzałem w dół i przytrzymałem w tym kierunku kija.

Rura wydłużyła się, obijając o ziemię. Wyszedłem na drugą stronę i modląc się, skoczyłem na kijek i usiadłem na nim.

– O ja pierdolę. Trzyma się!– nie wierzyłem.

Złapałem pewniej kijek, a ten złożył się i zacząłem spadać.

– KURWAA!– krzyknąłem, przerażony.

Kij znowu się wydłużył i ponownie stabilnie na nim siedziałem.

Zacząłem skakać, chowając kij i wydłużając go, w ten sposób się poruszając.

– Ale to pojebane!– krzyczałem, dalej wystraszony.

Dotarłem w ten sposób pod okno Marinette, będąc coraz pewniejszym w swoich ruchach. Zapukałem w okno.

Po chwili podeszła do niego śliczna, lekko zaspana nastolatka i otworzyła je.

– Aaa!– odskoczyła przerażona– Kim ty do cholery jesteś?!– rzuciła poduszką, przez co prawie spadłem.

– Marinette, spokojnie!– uspokajałem.

– Skąd znasz moje imię?!

– To ja. Felix– uśmiechnąłem się.

– Felix?! Co się z tobą stało?!– podeszła znowu do okna.

– Taka mała sztuczka– podrapałem się po karku– Stęskniłem się za tobą i zabieram cię na nocny spacer po Londynie– wyciągnąłem dłoń.

– No nie wiem...– wahała się.

– Zaufaj mi– puściłem dziewczynie oczko.

Granatowłosa niepewnie podała swoją drobną dłoń. Złapałem ją i wciągnąłem do siebie.

– Trzymaj się mocno– poradziłem.

Księżniczka wczepiła się we mnie i zacząłem skakać, czując jak Mari zaciska się z każdą zmianą wysokości.

– Otwórz oczy.

– Nie ma mowy!

– Nie bój się.

Uchyliła lekko powieki, początkowo bardzo się bała, ale z czasem zauważyłem, że coraz bardziej jej się podoba. Zatrzymaliśmy się na szczycie Big Ben'u.

Dziewczyna podbiegła do krawędzi i spojrzała na miasto.

– Wow... Ale pięknie– zachwycała się.

– Jest tak cicho i spokojnie.

Miasto zdawało się być całkiem pogrążone w śnie. Tylko co jakiś czas przejeżdżało samotne auto lub przelatywał jakiś ptak. Marinette wyglądała przepięknie w tym świetle. Miała przymknięte oczy, a wiatr lekko rozwiewał jej aksamitne włosy. Objąłem dziewczynę, widząc gęsią skórkę na rękach.

– Felix– zwróciła moją uwagę– Ten pocałunek...– zaczęła.

– To było pod wpływem impulsu, rozumiem– uśmiechnąłem się.

– Nie zrozum mnie źle. Bardzo cię lubię... – drapała się po ręce.

– Nie musisz się tłumaczyć– przytuliłem ją a ona oddała uścisk– Przepraszam, że nie pozwoliłem ci zabrać żadnej kurtki– potarłem jej ramiona.

– Nie szkodzi– wróciła do patrzenia na Londyn.

[...]

– Wracamy?– zapytałem, widząc, że Mari już ziewa.

– Yhy– kiwnęła głową.

Złapałem ją w talii i zeskoczyliśmy z budowli. Po kilku minutach byliśmy na jej balkonie.

– Dziękuję za cudowną noc– uśmiechnęła się.

– Ja też ci dziękuję, Kocie.

Mari podeszła do mnie, aby złożyć czuły pocałunek na moim policzku. Myślałem, że rozpłynę się od jej ust.

– Do zobaczenia– pomachała, wchodząc do pokoju.

– Dobranoc, Mari– odmachałem.

Wróciłem do domu, przemieniłem się i zmęczony, ale szczęśliwy padłem na łóżko.

______________________________________

Siema! Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a jeśli tak, to możecie zostawić gwiazdkę i komentarz.
Enjoy 😀

Za wszelkie błędy z góry przepraszam.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz