*Adrien*
Dawno nie widziałem się z Marinette. Zaczynam już tęsknić, ale przez egzaminy końcoworoczne nie było czasu, aby się spotkać.
– Uspokoisz się w końcu?– denerwował się Plagg, widząc, jak wpatruję się w telefon.
– Liczę, że wreszcie napisze... egzaminy już się skończyły, więc powinno być więcej czasu.
– A przeszło ci przez myśl, że ona po prostu nie chce z tobą rozmawiać?
– Niby dlaczego?!– obruszyłem się.
– Niby dlatego, że się spłoszyła– jadł ser.
– Czym spłoszyła?– zacząłem się martwić.
– Pocałowałeś ją. Jesteś dla niej nowo- poznanym typem, zna cię zaledwie tydzień a już lecisz z nią w ślinę– nakreślił sytuację.
– Ona też tego chciała... I znamy się ponad tydzień– próbowałem się usprawiedliwić.
– Może widocznie to dla niej za dużo, ostatnim razem, gdy tak szybko znajomość przechodziła na kolejne poziomy, przyłapała ukochanego na seksie z kuzynką– mówił niewzruszony.
– Jesteś okropny...– zabolało.
– Nic nie poradzę, że to prawda.
Stukałem długopisem w stół, myśląc nad słowami Plagg'a.
– Udowodnię ci, że nadal chce się ze mną spotykać– wstałem.
– Chłopie, jest już dwudziesta trzecia, daj jej spać!
– To nieważne. Mówiłeś, że możesz dać mi jakieś supermoce– zastanawiałem się– Jak to było...?
– Nie! Nawet o tym nie myśl!- zabronił.
– A, już wiem! Plagg, wysuwaj pazury!– rozbłysło zielone światło, a ja poczułem przypływ mocy.
Moje ciało pokryło się lateksowym strojem, a w dłoni trzymałem jakiś metalowy drąg. Skierowałem pałkę do przodu a ta nagle wydłużyła się, uderzając w wazon.
– Cholera... Odkupię mu.
Podszedłem do okna i otworzyłem je. Stanąłem na parapecie.
– To samobójstwo...– spojrzałem w dół i przytrzymałem w tym kierunku kija.
Rura wydłużyła się, obijając o ziemię. Wyszedłem na drugą stronę i modląc się, skoczyłem na kijek i usiadłem na nim.
– O ja pierdolę. Trzyma się!– nie wierzyłem.
Złapałem pewniej kijek, a ten złożył się i zacząłem spadać.
– KURWAA!– krzyknąłem, przerażony.
Kij znowu się wydłużył i ponownie stabilnie na nim siedziałem.
Zacząłem skakać, chowając kij i wydłużając go, w ten sposób się poruszając.
– Ale to pojebane!– krzyczałem, dalej wystraszony.
Dotarłem w ten sposób pod okno Marinette, będąc coraz pewniejszym w swoich ruchach. Zapukałem w okno.
Po chwili podeszła do niego śliczna, lekko zaspana nastolatka i otworzyła je.
– Aaa!– odskoczyła przerażona– Kim ty do cholery jesteś?!– rzuciła poduszką, przez co prawie spadłem.
– Marinette, spokojnie!– uspokajałem.
– Skąd znasz moje imię?!
– To ja. Felix– uśmiechnąłem się.
– Felix?! Co się z tobą stało?!– podeszła znowu do okna.
– Taka mała sztuczka– podrapałem się po karku– Stęskniłem się za tobą i zabieram cię na nocny spacer po Londynie– wyciągnąłem dłoń.
– No nie wiem...– wahała się.
– Zaufaj mi– puściłem dziewczynie oczko.
Granatowłosa niepewnie podała swoją drobną dłoń. Złapałem ją i wciągnąłem do siebie.
– Trzymaj się mocno– poradziłem.
Księżniczka wczepiła się we mnie i zacząłem skakać, czując jak Mari zaciska się z każdą zmianą wysokości.
– Otwórz oczy.
– Nie ma mowy!
– Nie bój się.
Uchyliła lekko powieki, początkowo bardzo się bała, ale z czasem zauważyłem, że coraz bardziej jej się podoba. Zatrzymaliśmy się na szczycie Big Ben'u.
Dziewczyna podbiegła do krawędzi i spojrzała na miasto.
– Wow... Ale pięknie– zachwycała się.
– Jest tak cicho i spokojnie.
Miasto zdawało się być całkiem pogrążone w śnie. Tylko co jakiś czas przejeżdżało samotne auto lub przelatywał jakiś ptak. Marinette wyglądała przepięknie w tym świetle. Miała przymknięte oczy, a wiatr lekko rozwiewał jej aksamitne włosy. Objąłem dziewczynę, widząc gęsią skórkę na rękach.
– Felix– zwróciła moją uwagę– Ten pocałunek...– zaczęła.
– To było pod wpływem impulsu, rozumiem– uśmiechnąłem się.
– Nie zrozum mnie źle. Bardzo cię lubię... – drapała się po ręce.
– Nie musisz się tłumaczyć– przytuliłem ją a ona oddała uścisk– Przepraszam, że nie pozwoliłem ci zabrać żadnej kurtki– potarłem jej ramiona.
– Nie szkodzi– wróciła do patrzenia na Londyn.
[...]
– Wracamy?– zapytałem, widząc, że Mari już ziewa.
– Yhy– kiwnęła głową.
Złapałem ją w talii i zeskoczyliśmy z budowli. Po kilku minutach byliśmy na jej balkonie.
– Dziękuję za cudowną noc– uśmiechnęła się.
– Ja też ci dziękuję, Kocie.
Mari podeszła do mnie, aby złożyć czuły pocałunek na moim policzku. Myślałem, że rozpłynę się od jej ust.
– Do zobaczenia– pomachała, wchodząc do pokoju.
– Dobranoc, Mari– odmachałem.
Wróciłem do domu, przemieniłem się i zmęczony, ale szczęśliwy padłem na łóżko.
______________________________________
Siema! Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a jeśli tak, to możecie zostawić gwiazdkę i komentarz.
Enjoy 😀Za wszelkie błędy z góry przepraszam.
CZYTASZ
Te zielone oczy [Miraculum]
FanficOPOWIEŚĆ MOJEGO AUTORSTWA! Z pewnych przyczyn muszę kontynuować ją z innego konta (pierwsze 3 rozdziały dostępne na poprzednim koncie- Marli653" Kontynuacja opowiadania pt. ,,Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl" Przed rozpoczęciem tej książki, zapozna...