*Marinette*Boli mnie cała twarz, czuję się upokorzona i kompletnie zniszczona. Mam wyrzuty sumienia, że nie zabrałam kolczyków, przez co Tikki nie może mi pomóc. Siedzę wpatrzona w ciemność i analizuję swoje położenie. Komu tak bardzo zawiniłam, żeby cierpieć w taki sposób? Jestem aż chora z poczucia niesprawiedliwości.
Trevor nie pojawił się od ostatniego ataku furii. Wciąż nie mogę uwierzyc, co ten bydlak mi zrobił.
Słyszę jak chrupie grunt pod nogami i momentalnie przechodzą mnie dreszcze przerażenia i obrzydzenia. Teraz wiem, że Trevor nie ma żadnych hamulców. Chłopak wchodzi do środka, wpuszczając delikatne światło.
– Hej. Przepraszam za wczoraj. Sprowokowałaś mnie– usprawiedliwiał się.
Nie chciałam dać tego po sobie poznać, ale trzęsłam się ze strachu.
– Mam coś dla ciebie– pokazał mi pakunek.
Spojrzałam na niego napuchniętymi oczami. Trevor oddalił się na chwilę do drugiego pomieszczenia i wrócił z niego z jakąś miską.
– Trochę cię obmyję– zamoczył ścierkę w wodzie z mydlinami i zaczął przemywać moją skórę.
Rany bardzo szczypały, ale nie bardziej niż poczucie wstydu i upokorzenia całą tą sytuacją. Trevor jeszcze bardziej się zbliżył, chcąc zdjąć mi zniszczoną sukienkę.
– Pozwól mi samej– nie rozpoznawałam swojego ochrypłego, piskliwego głosu.
– Dobrze. Tylko bez żadnych numerów– zagroził.
Podprowadził mnie pod drzwi do pomieszczenia, do którego weszłam na pakunkiem.
– Masz trzy minuty– powiedział, zanim zamknął drzwi.
Rozebrałam się i przebrałam w strój, który dla mnie przygotował. Była to bluza bez kaptura i dresowe spodnie. Nie chcę nawet się zastanawiać, skąd ma te rzeczy. Przynajmniej są czyste i ciepłe. Zauważyłam przy suficie małe okno, przy odrobinie szczęścia dałabym radę się tamtędy przecisnąć, ale hałas zbijanej szyby na pewno zaalarmuje psychola. Muszę szybko myśleć, bo Trevor już się niecierpliwi. Moja uwaga skupia się na szpilkach, które nadal zdobią moje nogi. Ściągam oba buty i podchodzę do drzwi. Biorę głęboki wdech, nie myśląc o konsekwencjach tego,c o za chwilę zrobię. Trevor liczy a ja rzucam się na niego w momencie, w którym wchodzi do środka. Celuję w głowę szpilką, a ten pada na ziemię, wijąc się z bólu.
Uciekam, nie patrząc na nic, biegnę przed siebie napędzana strachem i adrenaliną, nie zwracam uwagi na ból w bosych stopach, kiedy stąpam po leśnych zaroślach. Chcę tylko znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego domu. Jest ciemno, nie mam pojęcia, gdzie jestem. Biegnę na oślep. W końcu potykam się i upadam, raniąc całe dłonie. Na ułamek sekundy tracę kontakt z rzeczywistością przez zamroczenie i ta sekunda jest moją zgubą.
– Niewzdzięczna szmata!– ciągnie mnie za bluzę.
– NIE!– wrzeszczę kompletnie przerażona. Nie mam pojęcia jak mnie znalazł i nie mogę uwierzyć, że mam wrócić do tej zatęchłej piwnicy.
Szarpię się i wyrywam, ale wściekły Trevor uderza moją głową w drzewo i znów zapada ciemność. Przegrałam...
*Adrien*
Po rozmowie z Bridgette od razu poszliśmy na policję, spisali raport, ale to tyle, przez co zrobiłem tam taką burdę, że zamknęli mnie na czterdzieści osiem godzin. Na szczęście ojciec wyciągnął mnie szybko.
– Wiedziałem, że kiedyś będę cię wyciągał z więzienia– powiedział sucho, kiedy mnie wypuszczali.
– Banda spierdoleńców. Szaleniec porwał dziewczynę a oni zamykają niewinnych, to chore– odparłem beznamiętnie.
CZYTASZ
Te zielone oczy [Miraculum]
FanfictionOPOWIEŚĆ MOJEGO AUTORSTWA! Z pewnych przyczyn muszę kontynuować ją z innego konta (pierwsze 3 rozdziały dostępne na poprzednim koncie- Marli653" Kontynuacja opowiadania pt. ,,Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl" Przed rozpoczęciem tej książki, zapozna...