Wspólne pieczenie #11

436 42 24
                                    


*Marinette*

Byłam już po śniadaniu i szukałam odpowiedniego stroju.

– Co robisz?– podleciała kwami.

– Nie wiem, w co się ubrać. Umówiłam się z Felix'em, że upieczemy ciasto.

– Uu, przez żołądek do serca haha– zaśmiała się.

– Nie żartuj sobie– skarciłam ją.

– A nie czujesz do niego kompletnie nic?– zaakcentowała słowo ,,kompletnie".

Przygryzłam wargę, lekko zawstydzając się.

– Noo... Może trochę. Jest miły, szarmancki, fajnie spędza nam się czas i mam wrażenie, jakbyśmy znali się od dawna– rozmarzyłam się.

Szybko się otrząsnęłam i wyjęłam z szafki biały top i długą, różową, zwiewną, asymetryczną spódnicę w kwiaty. Włosy związałam w wysokiego kucyka, zostawiając wolne pasemka po bokach twarzy. Cały strój dopełniał długi, złoty naszyjnik z diamentem.

– Pięknie wyglądasz.

– Dzięki, Tikki– uśmiechnęłam się.

Ubrałam rzymianki i wyszłam z pokoju.

– Idziesz gdzieś?– spytała ciocia.

– Tak. Idę spotkać się z Felix'em– wyszłam.

*Adrien*

Ubrałem czystą koszulkę i uczesałem włosy.

– Powinieneś się rozebrać zamiast ubierać– odrzekł Plagg.

– Czemu?– spojrzałem na niego krzywo.

– Jesteś taką pierdołą, że pewnie cały się upieprzysz.

– Wcale nie– przewróciłem oczami– Schowaj się, bo Mari zaraz będzie.

Spojrzałem jeszcze raz po mieszkaniu, upewniając się, czy jest czysto i nie ma wstydu przyjąć tutaj kogoś.

Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Skoczyłem do nich, otwierając.

– No witam śliczną panią– przywitałem się z szerokim uśmiechem, opierając ręką o framugę– Zapraszam– zaprosiłem gestem dłoni.

– Hej– weszła do środka– Masz wszystkie składniki?

– Tak. Kupiłem wszystko, o czym napisałaś.

Weszliśmy do kuchni.

– Masz spore mieszkanie– zauważyła.

– Nie należy do mnie, ale dziękuję– podrapałem się po karku.

Wyjąłem wszystko, co potrzebne z szafki, patrząc w telefon na listę od Marinette.

– Tadam– uśmiechnąłem się zadowolony.

– Jajka są... Truskawki...– sprawdzała– A proszek do pieczenia?

– Nie pisałaś– broniłem się.

– Pisałam– pokazała w telefonie.

– A jest konieczny?– łudziłem się.

– Tak. Dzięki niemu ciasto będzie pulchne.

– Ehh... To ja szybko skoczę po ten proszek, a ty możesz się rozejrzeć– ubierałem buty.

– Oki. Kup przy okazji czekoladę, bo też zapomniałeś.

Skinąłem głową i wyszedłem z mieszkania.

Ruszyłem w stronę pobliskiego sklepu. Niestety pech tak chce, że najbliższy jest 2km stąd, ja pierdolę. Założyłem słuchawki i puściłem jakąś nutkę.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz