Nie ma ratunku #30

89 4 0
                                    


*Marinette*

Obudziłam się z kacem stulecia... A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie otworzyłam oczu i zobaczyłam kompletną ciemność. Wszystko sobie przypomniałam, Bridgette musiała mnie odurzyć. Ciężko oddychałam przez przytłaczający piwniczny zapach i tłumany kurzu.

Wytężyłam wzrok, ale jedyne co widziałam, to niewielkie światło wlewające się do pomieszczenia przez szparę pod zamkniętymi drzwiami. Bolała mnie głowa, a koncentracja tylko potęgowała to uczucie. Nie potrafię pojąć, jak Bridgette mogła mi to zrobić i dlaczego mnie tu przetrzymuje. I przede wszystkim - jak długo zamierza mnie więzić. Postanowiłam podnieść się z materaca, na którym leżałam. Wzrok już trochę przyzwyczaił się do ciemności, więc mogłam się przyjrzeć swojemu więzieniu. Nie było tu okien, jednak było dwoje drzwi, spod którym dało się zobaczyć odrobinę światła - jedyne źródło światła w pomieszczeniu.

Ubrana byłam tak samo, jak zostałam porwana, z tą różnicą, że teraz sukienka była brudna. Na ścianach wydrapane były jakieś znaki i kreski, co oznacza, że nie byłam tu pierwszą ofiarą. Czułam się jak w horrorze.

– O Boże...– zakryłam ręką usta, aby nie zwymiotować. Na ścianie i podłodze było widać zaschniętą krew. Wpadłam w panikę– NA POMOC! RATUNKU!– rzuciłam się do drzwi i zaczęłam w nie walić z całych sił.

Usłyszałam kroki, a po chwili dźwięk otwierania zamka. Instynktownie się cofnęłam. Zasłoniłam oczy, oślepiona światłem zza drzwi.

– Wstałaś, księżniczko– usłyszałam dziwnie znajomy głos.

Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i stanął w ciemności.

– Co się tak drzesz? Dzieje się coś?– zawarczał.

Dostałam gęsiej skórki i z trudem przełknęłam gulę w gardle.

– Trevor... Dlaczego?– wydukałam.

– Powiedziałem, że będziesz moja– uśmiechnął się, jednak uśmiech ten nie zawierał wesołości, wręcz przeciwnie - był upiorny i w pewien sposób szalony.

– Co zamierzasz ze mną zrobić?– nie wiem, czy chcę znać odpowiedź na to pytanie...

– Tego jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wpadnie mi do głowy.

– To ci się nie uda– stanęłam w bojowej pozycji– Moi bliscy będą mnie szukać!

– Mogą szukać, ale i tak nie znajdą. Z resztą może poszukają trzy dni i przestaną. Zwłaszcza Adrien. Zaraz znajdzie sobie inną, a o tobie zapomni.

Poczułam ukłucie w sercu. Z jednej strony wiedziałam, że Trevor tylko próbuje wyprowadzić mnie z równowagi, ale z drugiej, pomyślałam, że może mieć rację.

– Trevor, proszę, wypuść mnie– błagałam– Puścisz mnie wolno a zapomnę o całej sprawie, przysięgam– szlochałam.

– Zbyt dużo straciłem. Jesteś moja– ujął w dłoń mój podbródek.

– Jesteś popierdolony– wyrwałam się– POMOCY!– krzyknęłam, mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy.

– Krzycz do woli– złapał mnie za nadgarstki, więc zaczęłam się wyrywać.

Chłopak związał mi dłonie za plecami i włożył knebel w usta, tłumiąc moje wyzwiska. Popchnął mnie na materac i wybiegł, zamykając drzwi. Z mojej piersi wydobył się niezrozumiały, ledwo-słyszalny krzyk. Rozpłakałam się, czuję się taka bezbronna.

Muszę się stąd wydostać. Jeszcze nie mam pojęcia jak, ale muszę to zrobić.

*Adrien*

– Jak to kurwa nic nie możecie?!– krzyczałem na komisariacie, dochodząc się z tą bandą kretynów.

– List wskazuje na to, że dziewczyna wyjechała z własnej woli, jest pełnoletnia– wyliczał.

– Ale powtarzam wam do cholery, że to nie ona napisała ten pierdolony list!

– Proszę się nie unosić i panować nad językiem. Nie minęło nawet czterdzieści osiem godzin, takie mamy peocedury– uspokajał mnie.

– W chuju mam wasze procedury!– uderzyłem w biurko– Moja dziewczyna zaginęła. Prawdopodobnie została porwana, nie ma z nią od wczoraj kontaktu. Zróbcie coś do kurwy nędzy!

– Adrien, może ja– wyszła przede mnie Alya– Marinette Dupain-Cheng. Nie ma z nią kontaktu, list nie jest napisany przez nią. Marinette nie robi takich pętelek przy "t" a nad "i" zawsze pisze serduszko zamiast kropki– próbowała zachować spokój.

– Weź, Alya, to nie ma sensu. Ci pieprznięci służbiści nic nie potrafią oprócz pierdzenia w stołek.

– Dobrze. Zajmiemy się tym– odprowadził nas za drzwi.

– Pierdolony oficer!– zwróciłem się do mulatki.

– Cholerne nieroby...

– Alya, ja ją muszę znaleźć– spojrzałem głęboko w oczy mulatki.

– Znajdziemy, obiecuję– położyła dłoń na moim ramieniu.

______________________________________

Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Enjoy 😃

Za wszelkie błędy z góry przepraszam

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz