Gojenie ran #17

357 33 16
                                    


«Trzy tygodnie później»

*Adrien*

Siedzę na łóżku w swoim pokoju, odbijając gumową piłkę o ścianę.

- Już przestałbyś się nad sobą użalać- przeszedł obok Plagg w postaci zwykłego kota.

- Nie użalam się- warknąłem.

- Tak. Robisz to od trzech tygodni- uderzył we mnie puchatym ogonem.

- Odpierdol się, co?- przekręciłem się na bok.

Zjebałem po całości... Marinette mnie nienawidzi a to, co zrobiłem w Londynie wcale nie poprawiło mojej sytuacji. Co ja sobie wtedy myślałem?! To było głupie od samego początku.

- To wszystko twoja wina- wybuchłem.

- Co?

- To był twój plan, żebym udawał Felix'a i to przez ciebie wszystko strzelił chuj!

- Nie wiń mnie za swoje porażki- uciekł.

- Tchórz!- krzyknąłem za nim i z powrotem upadłem na łóżko.

*Marinette*

Po tym incydencie z Adrienem, niemal od razu wróciłam do Paryża. Sporo myślałam i doszłam do wniosku, że właściwie, to dobrze się stało. Adrien uświadomił mi, że moje miejsce jest tam, gdzie jestem i nieważne, gdzie będę, nie uchronię się od zła, więc po prostu to zaakceptowałam. Bridgette wyjechała gdzieś na wakacje, więc odzyskałam swój prywatny pokój.

- Jak się czujesz?- przysiadła przy mnie kotka.

- Coraz lepiej- pomiziałam Tikki pod brodą.

Jestem na dzisiaj umówiona z Aly'ą, więc zabieram się za ogarnianie.

Ubrałam różowe szorty i białą koszulkę na ramiączkach z koronkowym wzorem a włosy związałam w wysokiego kucyka. Całość dopiełniał lekki makijaż i naszyjnik - sowa.

Wyszłam z domu i pokierowałam się w stronę mieszkania przyjaciółki.

- Hej, skarbie!- wyszła mi na przeciw mulatka.

- Siemka- przytuliłam dziewczynę- Ale się odstrzeliłaś- zauważyłam.

Alya ubrana była w kwiecistą sukienkę do kolan, rozkloszowaną u dołu i wiązaną na szyi. Włosy związane miała w koka.

- Już nie przesadzaj- zaśmiała się.

Odkąd wróciłam z Londynu, więcej czasu spędzam z Aly'ą, pomaga mi się skupić na miłych rzeczach i nie myśleć o złych. Wspaniale jest mieć taką osobę.

- Opowiadaj. Jak tam z Trevorem?- szturchnęła mnie ramieniem.

- A co ma być?- zarumieniłam się- Jest bardzo miły i fajnie spędza się nam czas- kręciłam pasemkiem na palcu.

- No ale przecież ci się podoba- szłyśmy w stronę parku.

- No tak, jest dość przystojny, chociaż nie w typie każdej dziewczyny- zauważyłam.

Trevor to brunet o niebieskich oczach, nie jest umięśniony ani za wysoki, ale ma w sobie coś urzekającego i uroczego. Poznałam go tydzień temu i czuję, że coś między nami iskrzy, ale wolę nie dawać Alyi powodów do nadmiernej ekscytacji.

- Ej, to nie jest Trevor?- złapała mnie za ramię.

- Faktycznie podobny- schowałyśmy się za drzewem.

- Hm? Gdzie on zniknął?- straciłyśmy chłopaka z pola widzenia.

- Kto taki?- usłyszałyśmy męski głos za sobą.

- Aa!- odskoczyłyśmy wystraszone- Trevor haha...- zaśmiałam się nerwowo- Co ty tu robisz?- uśmiechnęłam się sztucznie.

- A tak się przechadzałem. Hejka- objął mnie ramieniem w talii, obrócił, pochylił do ziemi i ucałował w dłoń.

- Hhej...- zaschło mi w gardle.

- Heej- Alya zrobiła okrągły ruch dłonią.

Trevor postawił mnie do pionu.

- A wy co tu robicie? Damski wypad?- poruszył sugestywnie brwiami.

- Tak, dokładnie- porwała mnie przyjaciółka- Tylko dla dziewczyn- uśmiechnęła się.

- Haha... Rozumiem, to nie przeszkadzam. Miłego- pocałował mnie w czoło i odszedł.

Stałam jeszcze chwilę w osłupieniu.

- Jaki on troskliwy- położyła mi dłoń na ramieniu.

- Cudowny...- zamyśliłam się- Cco?! Znaczy ttak jest całkiem spoko. Idziemy- popchnęłam Alyę w stronę wyjścia.

______________________________________

Siema! Kolejny rozdział za tydzień, wyczekujcie! A jeżeli ten wam się spodobał, to możecie zostawić gwiazdkę i komentach, dzięki.
Enjoy 😃

Za wszelkie błędy z góry przepraszam.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz