Ufam ci #26

251 26 10
                                    


*Marinette*

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po łóżku.

– Adrien?– zobaczyłam chłopaka na fotelu– Dlaczego nie leżałeś ze mną?

– Wolałem mieć pewność, że znowu nie zrobisz czegoś głupiego przez sen– spojrzał w okno.

– Nie spałeś całą noc?

– Od momentu, jak wstałaś. Nie byłem w stanie– bawił się palcami.

Wstałam i usiadłam na kolanach chłopaka.

– Adrien, to tylko sen...– pogładziłam go po policzku.

– Sen, który mógł cię zabić naprawdę – zacisnął pięści– A to wszystko moja wina...

– Dlaczego niby twoja? Spójrz na mnie– odwróciłam jego twarz do siebie.

Blondyn zdjął mnie z siebie i wstał z fotela. Przeszedł po pokoju, widać, że się miota i walczy z myślami. Patrzyłam ze spokojem.

– Bo się mnie boisz! Bo cię skrzywdziłem. Bo nadal cię krzywdzę... Już zawsze będę Adrienem o dwóch obliczach - troskliwy, kochający i nieczuły, egoistyczny palant!

Jego wzrok płonął a jednocześnie był pełen bólu.

– Adrien, to nieprawda– próbowałam go uspokoić– Kocham cię.

– Nie możesz mnie kochać! Ze mną stanie ci się krzywda, nie rozumiesz?! Nie mogę dać ci szczęścia– klęczał na podłodze.

– Misiu, to nie tak... Wiem, że się zmieniłeś i czuję się przy tobie bezpiecznie– gładziłam jego ramię.

– Rozbieraj się– powiedział przez zaciśnięte zęby.

– C- co?– zdziwiłam się.

– Mam na ciebie ochotę, jesteś moja i zawsze dostaję to, czego chcę– spojrzał na mnie– Więc się rozbieraj– zobaczyłam niebezpieczne iskry w jego oczach– Ale ja cię pragnę– wycedził, zaciskając rękę na moim nadgarstku i oblizał wargi.

Przerażał mnie jego ton i jego skrzące się oczy...

– Adrien, co się dzieje?– pytałam zdezorientowana.

– Dobra, to sam rozbiorę– pociągnął mnie za nadgarstki i rzucił na łóżko.

– Ał... Adrien, to boli, przestań– wyrywałam się.

Chłopak nachylił się nade mną, ciągle trzymając za moje ręce. Przybliżył się do mojego ucha i polizał po nim, na co się wzdrygnęłam i poczułam obrzydzenie. Chciałam płakać.

– Przepraszam...– wyszeptał tylko i odsunął się.

Nic z tego nie rozumiem.

– Widzisz? Boisz się mnie... I będziesz bała zawsze– powiedział ze smutkiem– Chciałem ci tylko udowodnić, że nie czujesz się bezpiecznie i jest to w pełni moja wina.

Leżałam w osłupieniu, nie mogłam wykrztusić słowa. To miała być jakaś pojebana demonstracja?! Co chciał mi udowodnić?

Chłopak podrapał się po karku i wyszedł z mojego pokoju. Po chwili usłyszałam warkot silnika jego samochodu i otwierającą się bramę.

– Wszystko w porządku, Marinette?– podleciała do mnie zmartwiona Tikki.

– Nie wiem... Co to było?– zwróciłam twarz w jej stronę.

– Nie mam pojęcia. Tak się bałam– wtuliła się w mój policzek.

– Czy on właśnie ze mną zerwał?– usiadłam na łóżku.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz