Wierzyć w to? Czy nie... #25

238 19 11
                                    


*Marinette*

Obudziłam się, trącana czymś puchatym.

– Haha, Tikki, zaraz– odparłam zaspana.

Otworzyłam oczy, jednak ku mojemu zdziwieniu nigdzie nie było mojej przyjaciółki. Leżałam na trawie, a puchatym czymś były miękkie dmuchawce, obijające się o moją twarz.

– Co ja tu robię?– rozejrzałam się po przestrzeni.

Był to las. Gęsty, tajemniczy i dziwnie magiczny las, który rozmywał się, kiedy próbowałam skupić się na którymś ze szczegółów. Spojrzałam po sobie. Byłam ubrana w białą suknię, jak jakaś nimfa czy inna wróżka.

Wstałam i zaczęłam iść w jakimś kierunku. Dotarłam do jeziorka, które otoczone było kwiatami w kształcie dzwonków. Nie tylko wyglądały jak dzwonki, ale również wydawały dźwięk.

– To musi być jakiś chory sen– powiedziałam do siebie.

Spojrzałam w jezioro. W tafli wody zobaczyłam siebie ubraną w podarte ciuchy i z kolczykiem w nosie. Nagle postać zaczęła wyłaniać się z wody.

– Aa!– cofnęłam się.

– Nie bój się. W końcu jestem tobą– podeszła do mnie i podała mi rękę.

– Jak to możliwe?– niedowierzałam.

– Chyba nie sądziłaś, że ta Marinette w białej sukni i wianku to 100% osobowości– zaśmiała się– Chciałam ci coś uświadomić.

Nagle znalazłyśmy się w domu Adriena.

– Co ja tu robię?

Dziewczyna odwróciła moją twarz w stronę Adriena, posuwającego Chloé. Serce mi się ścisnęło.

– Nie chcę tego widzieć!

Odwróciłam się, jednak tam był Adrien z Bridgette.

– Wybrałaś go, mimo że on cię nigdy nie kochał– powiedziała, opierając się o ścianę.

– Zmienił się!– uciekłam gdzieś w kąt.

Byłam w pokoju blondyna.

– Puść mnie!– usłyszałam z kierunku łóżka.

Była tam ja, a nade mną napalony Adrien. Nie mogłam się ruszyć.

– Zostaw ją!– pojawił się chłopak w stroju kota. Pamiętam ten sen... To był Felix, już wiem, że Adrien.

Teraz nie ma tam dwóch chłopaków. Jest jeden, który zmienia się w jednego a potem w drugiego.

– Już dobrze– spojrzał na mnie "dlaczego zamieniłam się miejscami z tamtą Marinette?" pomyślałam.

Wtuliłam się w chłopaka, który zaczął lśnić zielonym światłem.

– Ty suko!– usłyszałam z tyłu.

Po chwili ktoś odrzucił mnie od chłopaka.

– Adrien?– nade mną stał wściekły Adrien a przede mną... Nathaniel?

Co jest do kurwy?! To koszmar, muszę się jakoś wybudzić.

– Wiedziałem, że się gdzieś kurwisz.

– To nie tak. Ja myślałam, że to ty...– próbowałam się tłumaczyć.

– Pieprzona szmata– uderzył mnie.

– Przestań! Czemu to robisz?!– rozpłakałam się– Podobno mnie kochasz...

– Tylko chciałem cię przelecieć... A skoro o tym mowa– zaczął zrywać z siebie koszulkę– Brakowało mi tego– jego oczy zabłyszczały niebezpiecznym blaskiem.

– Adrien, błagam...– cofałam się.

– Trzeba było myśleć wcześniej, zanim wskoczyłaś innemu do łóżka.

Bałam się. Adrien niebezpiecznie się zbliżał, a ja uciekałam bardzo powoli, mimo najszczerszych chęci.

– Mari, chodź!– spojrzałam zza blondyna. Stał tam uśmiechnięty, czuły Adrien z wyciągniętą ręką.

Zebrałam się w sobie, wyminęłam blondyna i zaczęłam biec do Adriena.

Nie wiem kiedy, ale bieg zmienił się w kroczenie, a ja byłam w wielkiej, jasnej sali, chłopak zdawał się nie przybliżać, jednak powtarzał, jak mantrę ,,Mari, chodź. Jeszcze trochę". Po chwili zrobiło mi się zimno, w momencie sala przybrała mroczniejszy odcień, a uśmiech Adriena zastąpił złowieszczy grymas.

– KURWA MAĆ!– poczułam szarpnięcie.

*Adrien*

Spałem spokojnie, kiedy nagle poczułem chłód i jakby cichy głos, mówiący ,,idę". Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju Marinette. Spostrzegłem ruch firany i otwarte drzwi balkonowe, natychmiast się zerwałem, czując pewien niepokój.

Marinette wspinała się na barierki balkonu. Podbiegłem do dziewczyny

– KURWA MAĆ!– pociągnąłem ją za rękę do siebie, przez co upadłem na ziemię a Mari w moje ramiona– Odbiło ci?!– spojrzałem na nią przerażony.

Dziewczyna otworzyła szybko oczy i patrzyła zszokowana. Oddychała szybko i nierównomiernie.

– Co się stało? Ten sen... Ja...– próbowała coś mówić.

– Kurwa, założę ci kłudkę na drzwi na balkon...– przytuliłem ją do siebie.

Zabrałem dziewczynę do środka, posadziłem na łóżku i zapaliłem światło. Widziałem, że jest zdezorientowana.

– Od kiedy lunatykujesz?

– Nigdy nie lunatykowałam– była już w stanie mówić.

– Co ci się śniło?

– Byłam w lesie, spotkałam tam siebie i trafiłam do twojego domu... Byłeś tam ty, dużo ciebie. Atakowałeś mnie albo chroniłeś. Ten chroniący chciał, żebym do niego poszła...– analizowała.

– Straszne...– nie mogłem tego słuchać, chciałem płakać– Kocham cię– przytuliłem ją i pocałowałem w czoło.

– Dziwne to... Jestem zmęczona– położyła się.

Ułożyłem się obok dziewczyny, mocno ją do siebie przytuliłem i próbowałem zasnąć, jednak nie mogłem przestać myśleć o tym, że jakaś część mnie w umyśle Marinette chciała ją skrzywdzić.

______________________________________

Hej kochani! Mam teraz trochę na głowie, szykuje się do sesji i egzaminu na prawo jazdy, dlatego nie ma rozdziałów. Dziękuję za wyrozumiałość. Jeśli rozdział się podobał, to możecie po sobie zostawić ślad w postaci gwiazdki i komentarza, dziękuję 😘. A jak wam mija ostatni czas? Również możecie podzielić się tym w komentarzu, chętnie się dowiem 😊.
Enjoy 😃

Za wszelkie błędy z góry przepraszam.

Te zielone oczy  [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz