*Marinette*Obudziłam się, trącana czymś puchatym.
– Haha, Tikki, zaraz– odparłam zaspana.
Otworzyłam oczy, jednak ku mojemu zdziwieniu nigdzie nie było mojej przyjaciółki. Leżałam na trawie, a puchatym czymś były miękkie dmuchawce, obijające się o moją twarz.
– Co ja tu robię?– rozejrzałam się po przestrzeni.
Był to las. Gęsty, tajemniczy i dziwnie magiczny las, który rozmywał się, kiedy próbowałam skupić się na którymś ze szczegółów. Spojrzałam po sobie. Byłam ubrana w białą suknię, jak jakaś nimfa czy inna wróżka.
Wstałam i zaczęłam iść w jakimś kierunku. Dotarłam do jeziorka, które otoczone było kwiatami w kształcie dzwonków. Nie tylko wyglądały jak dzwonki, ale również wydawały dźwięk.
– To musi być jakiś chory sen– powiedziałam do siebie.
Spojrzałam w jezioro. W tafli wody zobaczyłam siebie ubraną w podarte ciuchy i z kolczykiem w nosie. Nagle postać zaczęła wyłaniać się z wody.
– Aa!– cofnęłam się.
– Nie bój się. W końcu jestem tobą– podeszła do mnie i podała mi rękę.
– Jak to możliwe?– niedowierzałam.
– Chyba nie sądziłaś, że ta Marinette w białej sukni i wianku to 100% osobowości– zaśmiała się– Chciałam ci coś uświadomić.
Nagle znalazłyśmy się w domu Adriena.
– Co ja tu robię?
Dziewczyna odwróciła moją twarz w stronę Adriena, posuwającego Chloé. Serce mi się ścisnęło.
– Nie chcę tego widzieć!
Odwróciłam się, jednak tam był Adrien z Bridgette.
– Wybrałaś go, mimo że on cię nigdy nie kochał– powiedziała, opierając się o ścianę.
– Zmienił się!– uciekłam gdzieś w kąt.
Byłam w pokoju blondyna.
– Puść mnie!– usłyszałam z kierunku łóżka.
Była tam ja, a nade mną napalony Adrien. Nie mogłam się ruszyć.
– Zostaw ją!– pojawił się chłopak w stroju kota. Pamiętam ten sen... To był Felix, już wiem, że Adrien.
Teraz nie ma tam dwóch chłopaków. Jest jeden, który zmienia się w jednego a potem w drugiego.
– Już dobrze– spojrzał na mnie "dlaczego zamieniłam się miejscami z tamtą Marinette?" pomyślałam.
Wtuliłam się w chłopaka, który zaczął lśnić zielonym światłem.
– Ty suko!– usłyszałam z tyłu.
Po chwili ktoś odrzucił mnie od chłopaka.
– Adrien?– nade mną stał wściekły Adrien a przede mną... Nathaniel?
Co jest do kurwy?! To koszmar, muszę się jakoś wybudzić.
– Wiedziałem, że się gdzieś kurwisz.
– To nie tak. Ja myślałam, że to ty...– próbowałam się tłumaczyć.
– Pieprzona szmata– uderzył mnie.
– Przestań! Czemu to robisz?!– rozpłakałam się– Podobno mnie kochasz...
– Tylko chciałem cię przelecieć... A skoro o tym mowa– zaczął zrywać z siebie koszulkę– Brakowało mi tego– jego oczy zabłyszczały niebezpiecznym blaskiem.
– Adrien, błagam...– cofałam się.
– Trzeba było myśleć wcześniej, zanim wskoczyłaś innemu do łóżka.
Bałam się. Adrien niebezpiecznie się zbliżał, a ja uciekałam bardzo powoli, mimo najszczerszych chęci.
– Mari, chodź!– spojrzałam zza blondyna. Stał tam uśmiechnięty, czuły Adrien z wyciągniętą ręką.
Zebrałam się w sobie, wyminęłam blondyna i zaczęłam biec do Adriena.
Nie wiem kiedy, ale bieg zmienił się w kroczenie, a ja byłam w wielkiej, jasnej sali, chłopak zdawał się nie przybliżać, jednak powtarzał, jak mantrę ,,Mari, chodź. Jeszcze trochę". Po chwili zrobiło mi się zimno, w momencie sala przybrała mroczniejszy odcień, a uśmiech Adriena zastąpił złowieszczy grymas.
– KURWA MAĆ!– poczułam szarpnięcie.
*Adrien*
Spałem spokojnie, kiedy nagle poczułem chłód i jakby cichy głos, mówiący ,,idę". Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju Marinette. Spostrzegłem ruch firany i otwarte drzwi balkonowe, natychmiast się zerwałem, czując pewien niepokój.
Marinette wspinała się na barierki balkonu. Podbiegłem do dziewczyny
– KURWA MAĆ!– pociągnąłem ją za rękę do siebie, przez co upadłem na ziemię a Mari w moje ramiona– Odbiło ci?!– spojrzałem na nią przerażony.
Dziewczyna otworzyła szybko oczy i patrzyła zszokowana. Oddychała szybko i nierównomiernie.
– Co się stało? Ten sen... Ja...– próbowała coś mówić.
– Kurwa, założę ci kłudkę na drzwi na balkon...– przytuliłem ją do siebie.
Zabrałem dziewczynę do środka, posadziłem na łóżku i zapaliłem światło. Widziałem, że jest zdezorientowana.
– Od kiedy lunatykujesz?
– Nigdy nie lunatykowałam– była już w stanie mówić.
– Co ci się śniło?
– Byłam w lesie, spotkałam tam siebie i trafiłam do twojego domu... Byłeś tam ty, dużo ciebie. Atakowałeś mnie albo chroniłeś. Ten chroniący chciał, żebym do niego poszła...– analizowała.
– Straszne...– nie mogłem tego słuchać, chciałem płakać– Kocham cię– przytuliłem ją i pocałowałem w czoło.
– Dziwne to... Jestem zmęczona– położyła się.
Ułożyłem się obok dziewczyny, mocno ją do siebie przytuliłem i próbowałem zasnąć, jednak nie mogłem przestać myśleć o tym, że jakaś część mnie w umyśle Marinette chciała ją skrzywdzić.
______________________________________
Hej kochani! Mam teraz trochę na głowie, szykuje się do sesji i egzaminu na prawo jazdy, dlatego nie ma rozdziałów. Dziękuję za wyrozumiałość. Jeśli rozdział się podobał, to możecie po sobie zostawić ślad w postaci gwiazdki i komentarza, dziękuję 😘. A jak wam mija ostatni czas? Również możecie podzielić się tym w komentarzu, chętnie się dowiem 😊.
Enjoy 😃Za wszelkie błędy z góry przepraszam.
CZYTASZ
Te zielone oczy [Miraculum]
FanfictionOPOWIEŚĆ MOJEGO AUTORSTWA! Z pewnych przyczyn muszę kontynuować ją z innego konta (pierwsze 3 rozdziały dostępne na poprzednim koncie- Marli653" Kontynuacja opowiadania pt. ,,Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl" Przed rozpoczęciem tej książki, zapozna...