*Marinette*Obudziłam się rzeźka i wypoczęta. Wskoczyłam pod prysznic, a po nim delikatnie się umalowałam i ubrałam w biały top, krótką, jeansową kurtkę i różowe rurki. Outfit dopełniał złoty naszyjnik z sową.
– Przyda ci się?– podleciała moja kwami.
– Jasne– zabrałam z jej łapek wzorzystą bandamkę, którą przewiązałam sobie koka.
– Wyglądasz ślicznie.
– Dziękuję, Tikki– uśmiechnęłam się.
Zeszłam na dół i przywitałam się z wujostwem, które już siedziało przy stole, jedząc śniadanie. Miło zobaczyć kogoś przy stole, a nie jak w domu jeść je samemu...
– Witaj, słonko. Zjesz z nami?
– Chętnie. Jestem mega głodna– oddała uśmiech.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść.
– Państwo Smith organizują bal maskowy, na który mamy zająć się kateringiem– zaczęła ciocia– Dostaliśmy dodatkowo dwa bilety na to wydarzenie. Pomyśleliśmy z wujkiem, że może chciałabyś je wziąć i kogoś zaprosić?– pokazała bilety.
– To bardzo miłe. Dziękuję– wzięłam bilety i ucałowałam wujka z ciocią.
Dokończyłam śniadanie i pozmywałam naczynia. Zabrałam z pokoju torebkę i wyszłam z domu.
Wybrałam numer do Felix'a.
– Hallo?– usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
– Hej. Tutaj Marinette. Masz może czas spotkać się w tym parku, w którym byliśmy wczoraj?– zapytałam, idąc w odpowiednią stronę.
– Czas mam, ale czy ochotę to nie jestem pewny– odparł.
– Jeżeli nie chcesz...– zawstydziłam się z mojej zuchwałości.
– Żartuję. Oczywiście, że chcę się z tobą spotkać– przerwał mi.
– Haha...– zaśmiałam się również– To za godzinę w umówionym miejscu.
Odłożyłam telefon i przyśpieszyłam kroku. Dzisiejszy dzień jest na prawdę ładny. Słońce przebija się zza chmur, a włosy rozwiewa delikatny wiaterek.
Weszłam do parku i usiadłam na pobliskiej ławce. Do spotkania zostało jeszcze trochę czasu.
Rozgłądałam się po drzewach i przechodniach, kiedy mój wzrok zderzył się z szarmanckim uśmiechem przystojnego blondyna, na którego widok automatycznie także się uśmiechnęłam.
– Wyglądasz zjawiskowo– powiedział.
Wstałam i wyszłam na przeciw zielonookiego.
– Dziękuję. Ty też– przytuliłam chłopaka.
Po dotknięciu skóry Felix'a od razu uderzyła mnie mocna woń męskich perfum. Były zniewalające, nogi pode mną ugięły się. Chłopak ubrany był w czarne jeansy i biały T-shirt okryty rozpiętą, czerwoną koszulą.
– Przejdziemy się?– wskazałam na drogę.
Poszliśmy wzdłuż deptaka do fontanny.
– Proszę– podarował mi zerwaną stokrotkę.
– Dziękuję– wplotłam kwiatek we włosy.
– Pięknie. Delikatny jak ty– zawinął mi kosmyk za ucho, na co się zarumieniłam.
*Adrien*
Zabrałem kosmyk granatowych włosów Mari za jej ucho i spojrzałem głęboko w oczy. Ona jest taka piękna... Pragnę jej ust najbardziej na świecie... Jeden mały dotyk tych aksamitnych, czułych usteczek.
Po raz kolejny skarciłem się za to, że byłem takim burakiem i przez to nie mogę już czuć smaku jej niesamowitych ust... Ale gdybym teraz ją pocałował, to skrzywdziłbym ją ponownie, a tego nie chcę... Wytrzymam. Dla ciebie, skarbie.
Ruszyliśmy w dalszy spacer po parku. Jest naprawdę śliczny. Podoba mi się.
– Pięknie tutaj– westchnęła.
– Tak. Ale bez ciebie to ten park byłby sto razy brzydszy– mrugnąłem.
Jezu, jaki tani tekst... Adrien, ty cepie.
Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła.
– Ładna pogoda– zauważyłem.
– Przynajmniej nie pada– zaśmiała się– Właściwie to nie chciałam się z tobą spotkać tylko tak po prostu– zaczęła.
– Tak?– zainteresowałem się.
– Pewna wpływowa rodzina organizuje bal maskowy. Dostałam dwa bilety na to wydarzenie. Pomyślałam, że może chciałbyś wybrać się ze mną?
– Pewnie. Z miłą chęcią, Marinette– wziąłem od niej jeden z biletów i przeczytałem to, co było na nim zapisane.
Wyszliśmy z parku i przechadzaliśmy się po ulicach Londynu.
– Nie wiem dlaczego, ale czuję jakbym znała cię dużo dłużej niż od wczoraj...– przyznała.
– Na prawdę? To dziwne, ale ja też tak mam. Jakbym znał cię co najmniej miesiąc.
Może dlatego, że tak po prostu jest?
– To raczej źle, że potrafię tak zaufać nowo poznanej osobie. Możesz być psycholem albo gwałcicielem– przestraszyła się.
– Noo mógłbym być... Ale takiej ślicznej buźki nie skrzywdzę– puściłem oczko.
Nigdy więcej cię nie skrzywdzę, kochanie...
Szliśmy w stronę piekarni wujostwa Mari.
– Masz w sobie coś, co sprawia, że trudno jest ci nie ufać– ciągnęła.
– Too chyba miłe... Dziękuję(?) Też czuję, że mogę ci o wszystkim powiedzieć i w ogóle– podrapałem się po karku.
Dziewczyna ponownie obdarowała mnie promiennym uśmiechem, na którego widok czułem mrowienie w brzuchu.
– Przepraszam, że tak mało czasu spędziłem z tobą. Obiecuję, że się zrewanżuję– dotarliśmy pod piekarnię– Mam dzisiaj jeszcze coś do załatwienia.
– Nie szkodzi. Rozumiem. Do zobaczenia– zniknęła za drzwiami, kiedy również ją pożegnałem.
Wróciłem do mieszkania i zacząłem robić prezentację na chemię na temat fenoli i alkoholi monohydroksylowych, która jest mi potrzebna na zaliczenie. Dobrze, że nauczyciele zgodzili się na moją zdalną pracę pod koniec roku szkolnego.
______________________________________
Siema! Dzisiaj trochę krótszy rozdział, ale zmieszczony w obiecanym terminie. Napiszcie mi, co sądzicie o zmianie w dialogach (brak pierwszych liter na początku), czy lepiej teraz, czy lepiej było wcześniej?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a jeśli tak, to możecie zostawić po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza.
Enjoy 😀Za wszelkie błędy z góry przepraszam.
CZYTASZ
Te zielone oczy [Miraculum]
FanfictionOPOWIEŚĆ MOJEGO AUTORSTWA! Z pewnych przyczyn muszę kontynuować ją z innego konta (pierwsze 3 rozdziały dostępne na poprzednim koncie- Marli653" Kontynuacja opowiadania pt. ,,Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl" Przed rozpoczęciem tej książki, zapozna...