*Adrien*Ogarnąłem się i siedziałem jak na szpilkach. Marinette nie odzywała się od wczoraj. W głowie miałem same czarne scenariusze, nie odpisała na żadną wiadomość, a napisałem ich z dwieście.
– Co tak łazisz w tę i z powrotem?– podleciał Plagg.
– Martwię się o Marinette. Nie odpowiada od dłuższego czasu. Mam złe przeczycia– usiadłem w fotelu.
Omal się nie przewróciłem, słysząc dźwięk powiadomień z telefonu. Od razu odczytałem.
Od Marinette:
Hej. Wybacz, że się nie odzywałam. Musimy porozmawiać. Spotkajmy się w parku o 15Do Marinette:
Oki. Dobrze, że żyjesz ❤️Odłożyłem telefon.
– Kurwa mać... Ona wie– panikowałem.
– Co wie?– zapytał.
– Wie, że jestem Adrienem. Na pewno to o tym chce ze mną porozmawiać. Cholera jasna, jak ja jej to wyjaśnię?!– oblał mnie zimny pot.
– Nie dramatyzuj, może nie o to chodzi– pocieszał.
– Wątpię. To niby o co wtedy?– traciłem zmysły.
Kurwa... To musiało się tak skończyć, wiadome było, że kłamstwo w końcu wyjdzie na jaw.
Wyszedłem z mieszkania, wsiadłem w samochód, który udostępnił mi znajomy ojca i pokierowałem się w stronę parku.
Zobaczyłem granatowłosą na jednej z ławek. Niech się dzieje wola nieba... Przełknąłem ślinę i wysiadłem z auta.
– Hej– przywitałem się niepewnie. Chciałem dać dziewczynie całusa w policzek, jednak odsunęła się. Cholera, na pewno wie.
– Hej– spojrzała na swoje buty.
– Jak impreza wczoraj?– zapytałem, by przełamać ciszę.
– W porządku. Super się bawiliśmy... Emm, to właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać– pobladła.
Nie powiem, kamień spadł mi z serce. Chyba jednak nie chodzi o moją tożsamość.
– Miło spędza mi się z tobą czas i bardzo cię lubię. Traktuję nasze relacje poważnie– schodziła z tonu– Wczoraj wypiłam za dużo. Całowałam się z dawnym znajomym i...– zakłuło mnie w piersi– myślę, że mogłoby się to skończyć czymś więcej... Przepraszam– znowu opuściła głowę.
Bardzo zabolało mnie, że jakiś fagas dotykał MOJĄ Marinette... ale sam sobie jestem winien, że nie jest moja według niej.
– Po co mi to mówisz?– zabrzmiało oschlej niż planowałem– W sensie noo... Nie jesteśmy parą, ani nic, nie mam ci za złe, że całowałaś się z innym. Nie jesteśmy ze sobą w żaden sposób połączeni, nie mogę być o to zły– sprostowałem.
– Wiem, ale pomyślałam, że może zniszczyłoby to nasze relacje– peszyła się.
– Nie no coś ty. To nic wielkiego– przytuliłem ją.
Udawałem twardego, ale czułem, jak łzy wzbierają w moich oczach.
– Wybacz, ale przypomniało mi się coś ważnego. Przepraszam– skłamałem.
– Oh... Okey. Ale między nami wszystko dobrze?– dopytywała.
– Tak. Wszystko w jak najlepszym porządku– uśmiechnąłem się.
Wsiadłem do maszyny i ruszyłem.
– Kurwa...– załkałem cicho.
Było mi cholernie przykro, ale nie z powodu tego pocałunku. Bolało mnie to, że już mogłem być z Mari, całować się z nią na luzie i być przy niej, a zjebałem to tak bardzo i teraz jest spora szansa, że to tamten frajer zdobędzie jej serce.
Zacisnąłem ręce na kierownicy i po pogrążeniu w myślach, w końcu spojrzałem na jezdnię. Cholera! Na drogę wyskoczył kot, nie było mowy o hamowaniu. Gwałtownie skręciłem, tracąc kontrolę nad pojazdem. Poczułem uderzenie i nastała ciemność...
______________________________________
Siema! Trochę się porobiło, nie powiem. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, gwiazdka i komentarz zawsze mile widziane.
Enjoy 😃.Za wszelkie błędy z góry przepraszam.
CZYTASZ
Te zielone oczy [Miraculum]
FanficOPOWIEŚĆ MOJEGO AUTORSTWA! Z pewnych przyczyn muszę kontynuować ją z innego konta (pierwsze 3 rozdziały dostępne na poprzednim koncie- Marli653" Kontynuacja opowiadania pt. ,,Miraculum: Bad Boy and Sweet Girl" Przed rozpoczęciem tej książki, zapozna...