XI.

204 17 1
                                    

— Mieliśmy kolejne spotkanie... znaczy naradę, w sprawie dalszego postępowania. — Jako pierwszy złamał się Sammy, który okazał się być dość bojaźliwy. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jakim cudem Michael namówił go do rebelii.

— Dalszego postępowania wobec czego? — próbowałam jak najbardziej przycisnąć chłopaka, chcąc dowiedzieć się przy tym jak najwięcej.

Znałam skrócony plan ich działalności. Ujawnić prawdę rządu. To wymagało jednak jakichś planów, pomysłów. Moore posiadał wszystkie złoża tego świata, musieliśmy mieć coś wartego użycia przeciwko niemu.

W tym momencie przypomniało mi się, że w plecaku Michaela znajdował się tajemniczy pen drive, który mógł zawierać ważne informacje. Miałam nadzieję, że przetrwał upadek do wody.

Upomniałam siebie, że jak tylko skończy ustalać wszystkie fakty, postara się w końcu podłączyć go do komputera i dowiedzieć się prawdy.

Nie wiedziałam jednak, czy na ten moment komukolwiek to zdradzę.

Na ten moment to była moja jedyna karta przetargowa, gdyby coś miało się wydarzyć.

— Władzy, no przecież — odparł zdumiony Sam, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.

— Konkretniej Sammy! Przeciwko władzy to ludzie buntują się już od wielu lat, jakbyś nie wiedział. Inaczej postęp nie miałby prawa bytu. Macie jakieś plany, oczekiwania, karty przetargowe...?

— Zwolnij, okej? — przerwał mi nagle Michael, stając między mną a biednym Sammym, który wyglądał, jakby skurczył się w sobie ze strachu przed moją osobą. Chłopak spojrzał na mnie zdenerwowanym spojrzeniem, które w kontakcie z moimi zimnymi tęczówkami, trochę złagodniało. — Wiesz, czego chcemy. Prawdy na temat przeszłości, na temat Plagi. Nie chcemy, żeby Moore uszedł z tym na sucho.

— I jak planujecie to zrobić? Moore nie jest głupi. Myślicie, że banda nastolatków zdoła mu zaszkodzić? — każde kolejne moje słowo wzmagało w chłopaku złość. W końcu chwycił mnie za ramię i odciągnął na bok.

— Co ty wyprawiasz?! Nie przyprowadziłem cię, żebyś teraz podburzała ich pewność siebie!

— Michael, oboje wiemy, że jesteś zbyt optymistyczny, jeśli chodzi o całą tę akcję. Wiemy też, że jestem twoim przeciwstawnym biegunem. Wydaje mi się, że wszystkim przyda się spojrzeć na to wszystko moim okiem. Myślałam, że po to mnie tu sprowadziłeś.

Na moment zapadła cisza, a ja oczekiwałam na jego odpowiedź. Jednak, gdy w końcu się odezwał, zaskoczył mnie, zdawało się, jakby w tych kilku słowach chciał zawrzeć całą swoją wściekłość na mnie.

— To myślałaś źle — odparł przez zaciśnięte zęby. Po tych słowach zwrócił się do reszty. — Hej! Robimy sobie przerwę. Później wrócimy do ustalania szczegółów.

Nikt nie wydawał się zbyt zafrasowany tą decyzją. Spokojnie rozeszli się. Słyszałam śmiechy dziewczyn zbierających się ponownie razem i szepczących coś do siebie, tak by nikt prócz nich nie mógł poznać szczegółów. I jak za machnięciem magicznej różdżki, ponownie znalazłam się w szkole średniej.

Oprócz mnie został tylko Michael i ta cała Bernadette. Podejrzewałam, że ze względu na swoją „mega ważną posadę prawej ręki Michaela". Musiała czuć się wręcz zobligowana, by zostać.

No, przecież, jak miałyby ją ominąć największe smaczki w postaci scen zza kulis?

— Bernadette mogłabyś nas zostawić na moment samych?

Podejrzewałam, że odmówi, zaprotestuje, cokolwiek.

Dziewczyna jednak po raz kolejny mnie zaskoczyła, jak wszystko, co mnie dzisiaj spotkało. Zamiast przekonać chłopaka do tego, by mogła zostać, machnęła krótko głową, odwróciła się na pięcie i bez słowa odeszła.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz