II.

321 36 4
                                    

Wiele osób może spojrzeć na moje zachowanie jako coś irracjonalnego. Ktoś mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że „sama sobie zasłużyłam na to, co mnie później spotka". Jednak jak wiele sytuacji w życiu, w tym też Plaga, jak i sama historia tego zeznania, wszystko miało w sobie wiele warstw, których nie dało się odkryć za pomocą jednego spojrzenia.

Wszystko, co wydarzyło się tamtego wieczoru, utwierdziło mnie w przekonaniu, że koniec Plagi wcale nie miał być końcem problemów.

Pierwsze dwa tygodnie miałam spędzić w zamknięciu, ale ponieważ co jakiś czas odwiedzał mnie ktoś z rządu — chyba po to, by upewnić się, że nie wykopałam sobie drogi ucieczki w ścianie za pomocą łyżki. Może ich zmartwienia nie były kompletnie bezpodstawne, jednak sam pomysł tak częstych wizyt był dość nietrafionym pomysłem. Było tak, ponieważ za każdym razem, gdy ktoś nowy zjawiał się w moim mieszkaniu, ja na różne sposoby próbowałam z niego uciec, wykorzystać nieuwagę mojego gościa, lub chociażby zostawić sobie drogę ucieczki na następny raz.
Ktoś — pewnie nawet ta sama osoba, która komentowałaby podpisanie przeze mnie zgody na prawne odebranie mi głosy w kwestii Plagi — mógłby powiedzieć, że dwa tygodnie wcale nie są aż takim długim okresem. Ale dla osoby, która przeżył dwa lata w samotności, czasami nawet zamknięta w ciasnym miejscu, dla bezpieczeństwa (gdzie to też musiała siedzieć w kompletnej ciszy), każda dodatkowa chwila, choć diametralnie do niej podobna, była niczym piekło.

Jedyne co miałam do dyspozycji to stary komputer, w którym nie było praktycznie nic ciekawego. Proszę was, kto w tych czasach używa Painta? Kilka gier planszowych, każda na minimum trzy osoby. To musiały być jakieś żarty.
Miałam przy tym pełną lodówkę, ale kuchenka była gazowa, a dla mnie była to czarna magia.
Dlatego właśnie większość czasu spędzałam na planowaniu ucieczki i tego, co zrobię po wyjściu. Czułam się trochę jak więzień w trakcie odsiadki.

Podczas pierwszej wizyty zostały mi dostarczone moje akta, a przynajmniej to, co miało być ich pełną zawartością. Wysłannik Moore'a zarzekał się, że dewizą Nowego Świata była pełna otwartość. Ja jednak ani na chwilę nie uwierzyłam w to, że taki był ich plan. Nie można było ukrywać największego sekretu ostatnich lat, a przy tym obnosić się ze sztuczną szczerością.

Oprócz moich akt dostałam również trzydzieści tabletek uspokajających, ponieważ podobno po wywiadzie ze mną pojawiły się informacje, że należałyby się przyjrzeć mojemu temperamentowi i problemom z gniewem. Moim natomiast zdaniem, lekko przesadzali.

Leki miałam brać każdego ranka na czczo.

Oczywiście nawet oni przeczuwali, że nie będę chętna do podjęcia się. Z tego właśnie powodu codziennie rano pojawiała się u mnie jedna osoba, która upewniała się, że nie próbuję ich oszukać.

Twierdzili, że chcą mieć pewność, że wszystko pójdzie gładko i każdy się dostosuje.
Do tego wyznaczono mi datę pierwszej wizyty u psychologa. Miała się ona odbyć w przyszłym tygodniu, a do tego czasu miała mnie czekać kompletna samotność połączona z tabletkami wciskanymi mi na siłę, by opanować moją porywczą.

Niestety, chciałabym powiedzieć, że ich plany spaliły na panewce. Jednak już trzecia tura leków dała o sobie znać, a ja z każdym dniem czułam, jakby ulatywała ze mnie energia, a do mojego ciała przywiązano stosy cegieł. W ciągu dnia odczuwałam zmęczenie, a w momencie, gdy nastawał wieczór, pojawiała się też energia, przez co zaczęłam miewać problemy z zasypianiem, a także ze wstawaniem.
Gdzie tylko się nie obejrzałam, pojawiały się nowe problemy. Czułam się zmęczona, do tego stopnia, że pewnego dnia po obudzeniu się, zamiast chwycić za nową kartkę i zaplanować kolejną ucieczkę, po prostu wtuliłam się w poduszkę i patrząc pustym wzrokiem w ścianę, leżałam w bezruchu.
Aczkolwiek, rządowi udało się osiągnąć jedną rzecz: mój gniew ustał (zastąpiony przez pogłębiające się uczucie beznadziejności), a co było dla nich jeszcze większym sukcesem: przestałam walczyć.
W takim stanie przeszłam też przez pierwsze spotkanie z psychologiem. Była to starsza kobieta w prostokątnych okularach. Wyglądała dokładnie tak, jak zawsze wyobrażałam sobie ludzi pracujących w tym zawodzie. Z miłym wyrazem twarzy, głębokim spojrzeniem i włosami związanymi w profesjonalnego kitka.
Pod koniec spotkania zostałam poinformowana, że jestem trochę zamkniętą osobą i jest to zrozumiałe po tym, co przeszłam, ale, że zalecana byłaby próba otworzenia się, bo byłoby to dobre dla mnie samej.
Jednak w moich aktach musiało brakować jednej kwestii: to nie Plaga zamknęła mnie jak szkatułkę, zawsze taka byłam. Jednak każdy, kto do mnie zaglądał, próbował zepchnąć wszystkie negatywne cechy, wszystkie zdarzenia na wpływy Zarazy. Tak, jakby przed nią życie było idealne, choć wcale takie nie było.
Musiało, tak naprawdę minąć dziesięć dni, by dotarło mi, że wszystko, co robiłam w tym okresie, całe to załamywanie się, leżenie i użalanie się — nie prowadziło na koniec do niczego.
Tamtego właśnie dnia stało się coś, czego ani rząd, ani ja nie byliśmy w stanie przewidzieć — wstałam o szóstej rano z łóżka, wzięłam chłodny prysznic i wyjęłam nową kartkę na, której napisałam „Plan ucieczki numer 10".
W przeciągu wielu dni próbowałam uciec na różne sposoby, aż w końcu się poddałam. Jednak dzisiaj, dzisiaj było inaczej.

Czułam, że to był mój dzień.

„Dziś ucieknę z mojego prywatnego piekła". — pomyślałam tamtego dnia.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz