Lucy
Biegłam ile sił w nogach, trzymając Jonathana za rękę. Skręciliśmy w kierunku małego lasku, który znajdował się przy granicy osiedla. Któregoś razu trafiłam tam podczas spaceru z Buckim. Odkryłam, że dzięki blisko rosnącemu przy ogrodzeniu drzewu istnieje możliwość, by wspinając się na nie, wydostać się na zewnątrz. W tamtym okresie codziennie wracałam tu, nie wiedząc dokładnie dlaczego. Zatrzymywałam się i przyglądałam drucianej siatce. Moje myśli zajmowało ciągłe gdybanie „czy byłam gotowa uciec?". Co tak naprawdę kryło się za tym „murem"? Czy lepsze życie było jeszcze możliwe?
Dziś nie było jednak wiele czasu na rozmyślanie. Bez większego namysłu poprowadziłam chłopaka w kierunku ukrytej ścieżki. Prawą ręką torowałam sobie drogę. Był środek wiosny, a na drzewach mieniły się zielone liście.
— To tutaj — powiedziałam do chłopaka, powoli puszczając go i ruszając przodem.
W końcu naszym oczom ukazał się wysoki na ponad dwa metry płot druciany. Tuż pod nim znajdowało się drzewo o dość nietypowym wyglądzie. Przypominało może coś w rodzaju zjeżdżalni, która dochodziła prawie tam, gdzie kończyła się siatka. Wielokrotnie przyglądałam się temu miejscu i zastanawiałam się nad tym jak duże szanse miałabym na przejście tego, a potem bezpieczną ucieczkę. Teraz patrząc na to, byłam prawie pewna, że nie powinno być żadnego problemu z wyjściem. Miałam jednak w sobie inne wątpliwości. „Czy powinnam?"
— Musisz wspiąć się na to drzewo. — Wskazałam na nie ręką. — Potem jedynie będziesz musiał przejść górą, postawić stopę na płocie, i zeskoczyć, gdy będziesz wystarczająco blisko ziemi.
— Wydaje się proste. — Nie spojrzał na mnie, całą swoją uwagę skupił na drzewie, które miało być naszą drogą ku wolności.
— Mam nadzieję, że się nie przeliczyłam.
Stałam niespokojnie, obserwując, jak chłopak pokonuje całą drogę. Za każdym razem, gdy wiatr poruszał liśćmi na drzewach, czułam, jakby zaraz ktoś miał na nas wyskoczyć i nas zdemaskować. Zupełnie jakbym znajdowała się w ognisku jakiejś poważnej paranoi.
Powtarzałam sobie nieustannie, że to moje własne myśli płatają mi figla, ale za każdym kolejnym razem wydawało się to coraz bardziej realne.
Spoglądałam na poruszające się w oddali gałęzie, niczym zahipnotyzowana.
— Idź pierwszy — oznajmiłam w końcu przyjacielowi.
Ten chwilę się wahał. Ewidentnie nie chciał zostawiać mnie samej z tyłu. Po krótkiej chwili jednak najwidoczniej orientując się, że nie jest to najlepszy moment na sprzeczki, postawił pierwszą nogę na podwalinie drzewa. Na zmianę obserwowałam każdy kolejny jego krok i upewniałam się, czy nadal jesteśmy sami.
Jonathan, choć wyglądał, dość śmiesznie trzymając się oburącz kory a nogami niczym małpa, kierował się ku górze. Tak było przez cały czas. Nogami posuwał się dwa kroki naprzód, po czym delikatnie odrywał dłonie, by przenieść je do przodu i tak, aż do momentu, gdy w końcu dotarł na poziom ponad dwóch metrów.
— W zimie musi być tutaj super. Pewnie jak drzewo zamarza, to robi się z niego zarąbista zjeżdżalnia — dalej lekko sapał, wypowiadając te słowa, ale próbował to ukryć za maską humoru.
Jak zawsze.
Wywróciłam oczami, ale mimo wszystko na mojej buzi pojawił się delikatny uśmiech.
W końcu chłopakowi udało się zeskoczyć i znalazł się po drugiej stronie. Teraz jedyne co nas dzieliło to płot.
— Okej, twoja kolej — powiedział chłopak.
CZYTASZ
Plaga II
Science FictionWtedy kiedy ty myślałeś, że to już koniec... oni wracają. Plaga oficjalnie dobiegła końca, ale świat nadal podnosi się po tej wielkiej tragedii. Tak samo jak czwórka naszych bohaterów: Lucy, Taia, Jonathan i Michael zostali rozdzieleni, teraz nie ty...