X.

219 20 6
                                    

Z OKAZJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA, ODE MNIE DODATKOWY ROZDZIAŁ, SPÓŹNIONE "WESOŁYCH ŚWIĄT!":

„Echem" — chciałam powiedzieć po paru minutach niezręcznej ciszy, podczas gdy ta blondyna wisiała na Michaelu, jakby się do niego przyssała. Zupełnie jakby nie dostrzegła mojej obecności. Miałam ochotę ją z niego zerwać i zwrócić uwagę, że ja też tu jestem.

Nawet nie wiedziałam, dlaczego mnie to tak irytowało. Skąd nagle u mnie wzięła się taka silna potrzeba uwagi?

— Ty musisz być Taia? — nagle usłyszałam. Okazało się, że przez moje rozmyślania, nie dostrzegłam momentu, gdy to blondynka puściła mojego przyjaciela i skierowała się w moją stronę.

Zobaczyłam na jej twarzy wielki uśmiech. Nie był kpiący, raczej... entuzjastyczny. Wręcz nienaturalnie entuzjastyczny. Stała przede mną prezentując wszystkie swoje zęby i nie wyglądało na to, żeby ją to męczyło.

— T-tak — odparłam niepewnie.

Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę rękę. Chciałam ją uścisnąć grzecznie, ale ona wtedy pochwyciła mnie w ramiona i przytuliła prawie tak mocno jak wcześniej Michaela. Może ona była tak radosna wobec każdego. Przerażające.

— Michael mówił mi o tobie tak wiele — trajkotała dalej. — Jestem pod wrażeniem twoich dokonań. Na pewno zostaniemy dobrymi przyjaciółkami. — Ostatnie zdanie wypowiedziała, jednocześnie uwalniając mnie ze swoich objąć. Nie oznaczało to jednak końca tej niezręcznej dla mnie sytuacji, dziewczyna nadal trzymała mnie za ramiona.

Przyjaciółkami? Co ona wygadywała? Przed nami wojna, a ona mi tu gadała o jakimś zawieraniu przyjaźni. Poza tym ja nie byłam do końca pewna, czy ta znajomość zapowiadała się tak dobrze jak jej się zdawało. Jak na moje standardy ta dziewczyna była zbyt energiczna... Michael faktycznie był dość entuzjastyczny, ale nie robił tego w tak natarczywy sposób. Przy niej nawet on wydawał się być całkiem przyziemną postacią.

— Chodź, oprowadzę cię. — Objęła mnie łokciem i jak starą znajomą, poprowadziła przed siebie. — A, przy okazji, jestem Mary.

Odwróciłam się na moment do Michaela idącego kilka kroków za nami.

Spojrzałam na niego błagalnie, a on jedynie wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem. Westchnęłam zrezygnowana i wróciłam do słuchania dalszego wywodu dziewczyny.

***

— I tak jak widzisz, tutaj mamy pokoje. Nie ma ich za wiele, ale jakoś dajemy sobie radę. Wiesz, dla mnie to jeszcze lepiej, im więcej ludzi, tym przyjaźniej. Lubię czasem organizować jakieś wieczorne spotkania. Takie schadzki, jeśli mnie rozumiesz. Wszystko ogólnie jest zorganizowane. Właściciel domu podobno był jakimś dziwnym fanatykiem i obawiał się wojny nuklearnej. Dlatego nakazał zbudować ten bunkier. Wyposażył go w podstawowe rzeczy. Mamy małą kuchnię, bodajże trzy łazienki... Pamiętasz, Michael? A, nie już wiem, dwie, dwie łazienki. Były trzy, ale ta jedna... cóż, wolisz nie wiedzieć. A myślę, że nie ma sensu, żebym mówiła ci o nieważnych szczegółach...

„Naprawdę tak sądzisz? W takim razie może najlepiej będzie, jeśli się zamkniesz!?" — Chciałam powiedzieć. Oh, jak bardzo chciałam jej to powiedzieć. Zamiast tego jednak uśmiechałam się grzecznie, gdy ta na mnie spoglądała. Jednak, gdy tylko się odwracała, wywracałam oczami, jakby musząc sama utrzymać siebie w przekonaniu, że nadal jestem tak wredna jak zawsze.

Mary chyba obrała sobie za misję to, by pokazać mi każdy, nawet najmniej znaczący zakamarek tego miejsca.

— Hej, Mary. Dzięki wielkie za tę wycieczkę, ale jestem naprawdę wykończona — udało mi się wtrącić podczas krótkiego momentu, gdy nabierała powietrze do płuc.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz