XXVII.

113 11 0
                                    

Taia

Nie pamiętam kiedy ostatni raz obudziłam się pod wpływem rażącego słońca pod powiekami. Sądziłam, że po wczorajszym wieczorze pobudka będzie dla mnie problematyczna. Spodziewałam się, że podniosę się z wielkim trudem, jedynie po to, by zorientować się, że w sumie pół dnia zeszło mi na spaniu.

Kiedy otworzyłam oczy i usiadłam, zorientowałam się, że obok mnie dalej spał Michael. Jego długie ciemne rzęsy opadły cieniem na jego policzki. Wyglądał na takiego spokojnego. Zastanawiałam się, czy ja też byłam taka kiedy spałam. Znając siebie, podejrzewałam, że raczej bliżej mi było do rzucania się w szale, jakby ktoś mnie obdzierał ze skóry.

Kiedyś siostra powiedziała mi, że w nocy bywam głośna. „Brzmisz jak ujadająca łania podczas gwałtu", jak mniemam, tak brzmiały jej dokładne słowa. W sumie powiedziała mi to dość dawno, ale często lubiła wracać do tego tematu.

„Dlaczego musisz być taka nienormalna, świrusko?" — Często mówiła z rana. Nie wiedziałam, czy rodzice słyszeli moje nocne krzyki i je ignorowali, czy po prostu tak dobrze wykształcili w sobie umiejętność wypierania niewygodnych faktów. Ponieważ byłam pewna, że nie mógł im to umknąć, gdyż ich pokój znajdował się tuż obok mojego, Jessiki natomiast na drugim końcu korytarza. W jaki sposób więc ona mogłaby słyszeć moje krzyki tak perfekcyjnie, że była w stanie nawet dopasować je do konkretnego zwierzęcia podczas kopulacji (oczywiście jak sama podkreśliła bez zgody z jednej ze stron), a oni nie słyszeli kompletnie niczego.

Usiadłam po turecku i położyłam sobie plecak na kolanach. Wyciągnęłam z niego batonik owsiany i wgryzłam się w niego. Nie znosiłam tego świństwa. Wszystkie laski z mojego liceum zajadały się tym gównianym jedzeniem. Ja natomiast zawsze jadałam wedle własnego widzimisię, pozostając przy tym chudą jak patyk. Czasami, wręcz za chudą. Myślę, jednak, że gdybym spróbowała jednej z tych dziewczyn powiedzieć, że lubię sobie zjeść kebaba, albo, że jem i nie tyję, zabiłyby mnie gołymi rękami. Pozostawało mieć nadzieję, że z powodu tej głodówki nie miałyby za wiele sił, by mnie poddusić.

— Smacznego — usłyszałam nagle czyjś głos. Odwróciłam się gwałtownie w bok. To Michael, leżał na boku, trzymając dłonie złożone pod głową i spoglądając na mnie z uśmiechem na twarzy i jednym otwartym okiem.

— Z tym? Nie ma szans — uniosłam do góry jeszcze sporą dawkę batonika. Na mojej twarzy malowało się obrzydzenie. — Teraz zjadłabym jakieś ciasto — rozmarzyłam się. — Najlepiej czekoladowe.

— Tak z rana?

— Co niby jest lepsze na dobry początek, niż czekolada?

— Ja bym zjadł sałatkę, albo owsiankę — odpowiedział.

— Dziwny jesteś — zaśmiałam się.

Wydawało się, że dobry humor nam dopisywał. Choć początek naszej podróży zaczął się dość nieprzyjemnie, teraz byliśmy pozytywnie nastawieni. Wiedziałam jednak, że w końcu ten stan rzeczy będzie musiał dobiec końca. To była tylko kwestia czasu.

Kiedy w końcu każde z nas zjadło po jednym batoniku, zaczęliśmy się pakować. Wtedy usłyszałam, jak Michael zadaje to pytanie:

— Możemy o tym porozmawiać?

Choć dla każdego świadka nie byłoby w tym pytaniu nic złego, ja wiedziałam, czego dotyczyła rozmowa, którą chciał odbyć. Od tamtego momentu niezręczną atmosferę wokół nas dało się kroić nożem.

Przytaknęłam głową, jednocześnie zakładając kosmyk za ucho. Jakbym liczyła, że nie zauważy pierwszego gestu i zapomni o całej sprawie.

— Nie chciałem przekroczyć żadnych granic. Wiesz, że cenię naszą przyjaźń.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz