XVII.

170 19 3
                                    

Uwolniłam Jonathana z więzów. Gdy tylko sznury ściskające wcześniej jego ręce i nogi poluzowały się, chłopak wypuścił z siebie powietrze, jakby dopiero teraz, mogąc stanąć o własnych nogach. Poczuł się wolny.

W tym samym miejscu przywiązaliśmy ostatniego z porywaczy. Mężczyzna ewidentnie nie wierzył w nasze dobre serce i podejrzewał, że przywiązanie do krzesła miało służyć jakimś okrutnym torturom. Ciężko mi było zawiązywać kolejne sznurki przy akompaniamencie jego jęków. Naprawdę nie sądziłam, żeby był to odpowiedni pomysł. Ryzykowaliśmy zbyt wiele, pozostawiając go przy życiu. Jednak Michael powiedział:

— Może nam się przydać. Spróbujmy najpierw wydobyć z niego jakieś informacje.

Wiedziałam, jednak, że chciał tymi słowami jedynie kupić sobie więcej czasu, by wymyślić porządniejszy argument.

Jonathan jak na razie nie skomentował naszych działań. Stał na uboczu, przyglądając się nam uważnie.

W końcu mogłam dostrzec go w pełnej krasie. Zmienił się od kiedy widziałam go ostatnim razem. Widać było po nim zmęczenie, miał ciemne wory pod oczami, na jego twarzy pojawił się już lekki zarost. Wydawał się przy tym również trochę przygaszony. Na odsłoniętych rękach malowały się czerwone blizny, które nieudolnie próbował zakryć dłońmi.

Zaczęłam się zastanawiać, co go spotkało po drodze. Od jak dawna tułał się samotnie i co zrobili mu kiedy go tu przetrzymywali.

— Możesz się w końcu zamknąć?! — wybuchłam w końcu, kierując swoje słowa ku związanemu mężczyźnie, który dalej szlochał. Nie mogłam znieść tej dziecinady. — Słuchaj, jeśli będziesz współpracować, nie zabijemy cię. Ale jak mnie wkurzysz, to udowodnię ci, że cztery trupy jednego dnia to wcale nie jest dla mnie za dużo. Zrozumiano?!

Mężczyzna przytaknął w odpowiedzi, nie wydobywając już przy tym żadnego dźwięku.

— Pytanie pierwsze: Skąd wiedzieliście, że tu będziemy?

— N-nie wiem — wyjąkał, ale widząc moje spojrzenie, dorzucił szybko:

— N-naprawdę, nie mówili mi za wiele. W ogóle miało mnie tu nie być, ale ktoś miał utrzymać pozostałych w ryzach. Wiem tylko, że zostawiliście jakiś ślad w sieci, a w siedzibie jest cały zespół, który zajmuje się przeszukiwaniem okolic za pomocą nowoczesnej technologii.

— Jakie dostaliście wytyczne?

— Przy odprawie mówili nam tylko, że mamy sprowadzić wszystkich z waszej trójki, którzy się zjawią. Reszty mieliśmy się... pozbyć.

— Czyli odstrzelić.

— Ja nie byłem od tego. J-ja słabo radzę sobie z bronią — wydukał, najwidoczniej tuż po wypowiedzeniu tego zdania orientując się, że nie było to mądre z jego strony, więc ponownie zamilkł.

— Czy ty w ogóle wiesz cokolwiek wartościowego? — Zarzuciłam dłońmi w powietrzu w znaku rezygnacji. Spojrzałam w stronę Michaela. — Nie no, jak on nic nie wie, to ja polecam go zabić i mieć to z głowy.

— Nie! Nie! Ja-ja wiem, coś ważnego. — Długo nie musiałam czekać na reakcję ze strony naszego więźnia

— Więc lepiej gadaj, zanim się rozmyśle. — Skrzyżowałam ręce na piersi, spoglądając na niego z groźnym spojrzeniem.

— Zanim tu przyjechaliśmy, dostaliśmy dość dziwne wytyczne. Michaela mieliśmy dostarczyć w całości, jednak Jonathan miał być tylko przynętą, a ciebie — spojrzał w moją stronę — mieliśmy zabić, jeśli sprawiałabyś problemy. Ale w tym wypadku mieliśmy upozorować wypadek.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz