Kolejne dni minęły mi na przyzwyczajaniu się do nowej sytuacji. Z Michaelem nadal nie rozmawiałam, jednak z każdym dniem miałam wrażenie, że byliśmy coraz bliżej powrotu do dobrych stosunków. Czasami zdarzało się, że któreś z nas uśmiechnęło się lekko, a drugie instynktownie odpowiedziało mu tym samym, czasem witaliśmy się ze sobą krótkim „hej", ale to mi wystarczało, by wiedzieć, że nie jest na mnie zły.
To nie oznaczało jednak, że nic mnie nie irytowało.
Moi współlokatorzy. No, tak, żeby nauczyć się z nimi żyć potrzebowałabym zdecydowanie więcej czasu. Cała szóstka wydawała się zachowywać jakby byli zaledwie na jakiś koloniach ze znajomymi. Zupełnie jakby za kilka tygodni mieli wrócić do swoich rodzinnych domów, a wszystko co się tutaj wydarzyło byłoby tylko ciekawą historyjką do opowiadania.
Dziewczyny żartowały między sobą, wieczorami skryte pod jednym kocem. Zdarzało się nawet, że gadały do białego ranka. Ja natomiast byłam zmuszona leżeć z poduszką przyciśniętą do twarzy, starając się stłumić dobiegające mnie śmiechy.
Gdyby nie moja obietnica dana Bernadette już dawno wydarłabym się na te dzieciaki i wytłumaczyłabym im dlaczego nie warto mnie wnerwiać.
„Wiecie, jak skończyła ostatnia osoba, co do której miałam jakieś obiekcje? Strzeliłam w nią z pistoletu". — Oj, tak! Po takiej motywacyjnej gadce wszystkie te piszczące bachory popuściłyby w gacie i może wreszcie zamknęłyby dzioby.
Jednej z takich irytujących nocy, kiedy zegar wybił godzinę pierwszą w nocy, a ja usłyszałam okrzyk jednej z dziewczyn...
— Boże, on NA PEWNO na ciebie leciał. TOTALNIE.
...Nie dałam rady.
Podniosłam się ze swojego łóżka i ignorując pytania moich współlokatorów, trzymając w dłoni poduszkę, wyszłam na korytarz.
Poczułam, jak robi mi się zimno. Miałam na sobie krótką piżamę, którą dostałam od Bernadette. Różowe sporty w kratkę i koszulka z kotkiem nie były moim największym marzeniem, ale byłabym głupia, gdybym w tych czasach narzekała z powodu wyborów modowych.
Ruszyłam przed siebie, zastanawiając się, gdzie powinnam się udać.
Nagle przypomniało mi się, że przecież Michael sypiał w głównej sali. Może jeszcze był na nogach, może to będzie idealna okazja, by w końcu oficjalnie się pogodzić. Miałam już dosyć tego, że jedyny mój sojusznik, który nie wyprowadza mnie tu z równowagi, rozmawia ze mną... prawie w ogóle. Czułam się przez to straszliwie samotna.
Z rozmyślań wyrwał mnie odbijający się od ścian kobiecy śmiech.
— Ja nie narzekam na twoje towarzystwo.
— Wiem, inaczej raczej nie spędzałabyś czasu w tak fatalnych warunkach.
— Uwierz mi, że tu nie jest najgorzej. Któregoś razu spędziłam dwa tygodnie na obozie, gdzie musiałam spać przy stopach jakiejś dziewczyny, która dostała grzybicy. Któregoś ranka obudziłam się z jej palcami centralnie przed moimi oczami.
— Fuj, dlaczego mi o tym mówisz?
— Bo musisz wiedzieć, że to miejsce dało mi wiele. Ty dałeś mi wiele.
Wyjrzałam zza ściany, a moim oczom ukazała się scena przedstawiająca Michaela i Bernadettę siedzących na dwóch kocach, bardzo blisko siebie. Miałam wrażenie, że dziewczyna z każdą chwilą przybliżała się do chłopaka coraz bliżej, widziałam jej twarz. Chciała tego. Czego chciał Michael, tego nie mogłam być pewna.
Przylgnęłam z powrotem do ściany nie chcąc widzieć tego co mogłoby się dalej wydarzyć. Opadłam powoli na ziemię, ściskając mocno w dłoniach poduszkę. Nie potrafiłam zrozumieć emocji, jakie się we mnie kłębiły, ani tego dlaczego serce tak mocno kołatało mi w piersi. Poczułam, jak jedna łza uwalnia się spod mojego potrzasku i spływa powoli po moim policzku.

CZYTASZ
Plaga II
Bilim KurguWtedy kiedy ty myślałeś, że to już koniec... oni wracają. Plaga oficjalnie dobiegła końca, ale świat nadal podnosi się po tej wielkiej tragedii. Tak samo jak czwórka naszych bohaterów: Lucy, Taia, Jonathan i Michael zostali rozdzieleni, teraz nie ty...