IX.

222 21 2
                                    

Michael miał rację, gdy wcześniej mówił mi, że most Evergreen Point był naprawdę długi. Przez większość czasu wydawało się, jakby droga nie miała końca. Jednak kiedy w końcu dotarliśmy na drugą stronę, poczułam ulgę. Teraz już tylko pozostało mi powstrzymać się od tego, by nie upaść na twardą ziemię.

Chłopak zaproponował, że poszuka w najbliższych budynkach, czegoś ciepłego. Mimo długiej drogi, nasze ubrania dalej nie zdołały wyschnąć.

Poczułam, jak podmuch wiatru przechodzi przeze mnie na wylot, powodując kolejne drgawki.

W międzyczasie, gdy czekałam na powrót Michaela, zdjęłam z siebie ciężką bluzę. Może to głupie, że dopiero teraz postanowiłam to zrobić. Jednak bluza zaczęła mi coraz mocniej ciążyć, także byłam pewna, że pozostanie w niej, nie było dobrym wyjściem.

Michael już po chwili pojawił się przy mnie. Już z oddali widziałam, że trzymał coś w dłoniach, jakiś sporej wielkości materiał.

Pospiesznie mnie nim okrył i sam na siebie zarzucił identyczny.

— Gotowa? — pochwycił kawałek materiału i zakrył nim część twarzy, imitując znaną filmową postać Drakuli. — By wyruszyć w mrok świata? — zaśmiał się.

— Ty naprawdę nie potrafisz być poważny? — odpowiedziałam z wyrzutem, ale był to tak naprawdę kolejny z moich typowych uszczypliwych komentarzy. On je znał i widziałam na jego twarzy, że wcale się nie obraził.

Kiedy ponownie zebraliśmy się do drogi, czułam się już odrobinę lepiej. Na moment, z powodu znacznie ważniejszych spraw, zdołałam nawet zapomnieć o skręconej kostce. Jakby mój umysł nie był w stanie znieść aż tylu informacji na raz.

W trakcie pozostałej drogi zdołaliśmy jeszcze zrobić jeden przystanek. Chciałam dostać się na miejsce jak najszybciej, więc odrzucałam ciągłe propozycje Michaela, by jednak zrobić kolejny postój. W końcu jak mówił „nigdzie się nie spieszymy".

Może i nigdzie się nie spieszyliśmy, ale ja miałam już tak bardzo dosyć tego życia pełnego tułaczki, okropnego jedzenia i zimna. Chciałam położyć się na miękkim podłożu i zasnąć bez obawy, że ktoś przyjdzie w nocy i mnie wywlecze z mojego bezpiecznego miejsca. Miałam nadzieję znaleźć to na końcu tej trasy.

Przez większość czasu szliśmy tą samą wąską ścieżką z jednej strony oddzieloną zielenią, a z drugiej wysokim murem. Gdy przeszliśmy tę część, wyszliśmy na otwartą przestrzeń, a moim oczom ukazał się cudowny widok niczym niezmąconej natury. Oprócz jezdni znajdującej się pośrodku panowała tu tylko zieleń drzew i jasność chmur. Wydawało się, jakby człowiek nigdy nie zdołał splądrować tego miejsca.

W końcu trafiliśmy do miejsca, gdzie droga schodziła w dół. Szliśmy powolnym krokiem po zboczu. Rozpościerał się z niego piękny widok na niebieskie jezioro. Dopiero gdy zeszłam niżej, dostrzegłam coś innego. Domek. Idealnie ukryty między drzewami.

Dopiero z bliższej odległości dawało się go dostrzec. Był biały i zbudowany całkowicie w nowoczesnym stylu. Z ogromnymi oknami zajmującymi całe ściany. Zadziwiało mnie, że ktoś natrudził się tak bardzo, by ukryć ten dom przed przypadkowymi spojrzeniami, a potem zamontował tak niepraktyczne okna.

— Znaleźliśmy go przypadkiem — wyjaśnił chłopak, nie zatrzymując się ani na krok. — Został całkowicie opuszczony.

Chciałam go zapytać, dlaczego wybrali akurat to miejsce. Ten jednak zupełnie jakby czytał mi w myślach, już miał dla mnie gotową odpowiedź:

— Jak będziemy na miejscu, to się przekonasz — i wyszczerzył do mnie zęby najwidoczniej dumny ze swojego znaleziska.

Ciekawiło mnie, kto mógł tu mieszkać wcześniej. Przed Zarazą obowiązywał prosty podział: kto miał kasę, ten miał władzę. Teraz wychodziło na to, że taką willę mogła posiąść przypadkowa banda nastolatków uciekająca przed prawem.

Plaga IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz